Выбрать главу

Ale najbardziej zwróciła moją uwagę jej osobliwa czujność. Kiedy nasz pociąg powoli ruszał z peronu, obrzucała wagony bacznym spojrzeniem. Instynktownie cofnęłam się od okna i Barley spojrzał na mnie pytająco. Choć obca kobieta z całą pewnością nas nie widziała, dała w naszym kierunku niepewny krok. Po chwili jednak najwyraźniej zmieniła zamiary i skierowała uwagę na inny pociąg, wjeżdżający właśnie po drugiej stronie peronu. Widok jej sztywno wyprostowanych pleców kazał mi śledzić ją wzrokiem. Kiedy już opuszczaliśmy stację, zniknęła nagle w tłumie, jakby nigdy nie istniała.

28

W przeciwieństwie do Barleya zapadłam w sen. Kiedy się obudziłam, odkryłam, że moja głowa spoczywa na jego ramieniu okrytym granatowym swetrem. Wyglądał przez okno, a listy mego ojca, starannie złożone, spoczywały w kopertach na jego kolanach. Nogi miał skrzyżowane, a twarz, tuż obok mojej, skierowaną w stronę okna, za którym przesuwały się mijane krajobrazy. Zrozumiałam, że jesteśmy już we Francji. Przed nosem miałam jego wydatną brodę. Gdy popatrzyłam w dół, ujrzałam dłonie Barleya splecione luźno na listach mego ojca. Po raz pierwszy zauważyłam, że podobnie jak ja ma zwyczaj obgryzania paznokci. Znów zamknęłam oczy, udając sen, i rozkoszując się ciepłem bijącym od jego ramienia. Przestraszyłam się jednak, iż może mu się nie spodobać takie przytulanie lub, co gorsza, mogłabym przez sen zaślinić mu ubranie. Wyprostowałam się zatem gwałtownie, udając, że coś przerwało mi sen. Barley odwrócił głowę i popatrzył na mnie odległym, zamyślonym wzrokiem, a może w jego twarzy odbijała się tylko zaduma nad migającymi za oknem pociągu widokami. To już nie były ciągnące się po horyzont równiny, lecz pofałdowane, rolnicze prowincje Francji. Po chwili przesłał mi nieśmiały uśmiech.

«Kiedy Turgut otworzył skrzynię sekretów, w nozdrza uderzył mnie znajomy zapach: woń starodawnych dokumentów, pergaminu lub welinu, kurzu i stuleci, podczas których wiele kart zostało zniszczonych przez czas. No i wyczułem w tym wszystkim również zapach niewielkiej książki o niezapisanych kartkach i z wizerunkiem smoka – mojej książki. Nigdy nie odważyłbym się wsunąć nosa między jej kartki – jak często robiłem, mając do czynienia z innymi, starymi woluminami – w obawie przed odrażającym zapachem lub, co ważniejsze, jakąś mocą tkwiącą w tym odorze. Owego złowieszczego narkotyku nie miałem najmniejszego zamiaru wdychać.

Turgut zaczął ostrożnie wyciągać na światło dzienne dokumenty spoczywające od lat w skrzyni. Dokumenty różniły się od siebie kształtem i rozmiarem, a każdy zawinięty był w pożółkłą bibułkę. Rozkładał je starannie na stole.

«Osobiście pokażę wam te papiery i opowiem wszystko, co o nich wiem – oświadczył. – Później zapewne zechcecie posiedzieć tu i wszystko na spokojnie przemyśleć».

«Tak, to dobry pomysł» – przyznałem.

Profesor wyjął z bibułki zwój i na naszych oczach delikatnie go rozwinął. Był to pergamin nawinięty na dwa drewniane, misternej roboty drążki, bardzo różny od wielkich ksiąg i rejestrów, z jakimi miałem do czynienia podczas swych studiów nad światem Rembrandta. Górną i dolną krawędź pergaminu pokrywały barwne bordiury o geometrycznych wzorach – złote, granatowe i karmazynowe. Ku memu rozczarowaniu tekst napisany został ręcznie po arabsku. Sam dobrze nie wiem, czego się spodziewałem. Ostatecznie dokument pochodził z samego serca imperium, gdzie mówiono po turecku i używano arabskiego alfabetu, przechodząc na grecki jedynie po to, by grozić Bizantyjczykom, oraz na łacinę, by ruszyć na Wiedeń.

Turgut wyczytał na mej twarzy wyraz zawodu i szybko wyjaśnił:

«Jest to, moi przyjaciele, rejestr wydatków na wojnę z Zakonem Smoka. Napisał go urzędnik w mieście leżącym po północnej stronie Dunaju, gdzie wydawał pieniądze sułtana. Tak naprawdę jest to tylko zwykły raport handlowy. Ojciec Draculi, Vlad Dracul, w połowie piętnastego wieku naraził Imperium Osmańskie na gigantyczne wydatki. Urzędnik ów odpowiedzialny był za zapewnienie zbroi i… jak to powiedzieć?… bułatów trzystu żołnierzom, którzy mieli strzec granicy w Karpatach Zachodnich, tak by miejscowa ludność nie wszczęła rebelii. Kupował też dla nich konie. O… tu – wskazał smukłym palcem dół zwoju – tu jest napisane, że wojna z Vladem Draculą jest niesłychanie kosztowna i pasza wydaje na nią o wiele więcej pieniędzy, niż zamierzał. Pasza jest skruszony i nieszczęśliwy, i w imieniu Allaha przesyła Niezrównanemu życzenia jak najdłuższego życia».

Wymieniłem z Helen spojrzenie. Odniosłem wrażenie, że w jej oczach dostrzegam taki sam lęk, jaki i ja czułem. Ten zaułek historii był równie rzeczywisty, jak wykafelkowana posadzka pod naszymi stopami czy drewno pokrywy skrzyni, którego dotykaliśmy palcami. Ludzie, wymienieni przez Turguta, żyli naprawdę, oddychali i myśleli tak samo jak my. Później umarli – tak jak i my umrzemy. Odwróciłem wzrok, nie mogąc znieść wyrazu jej zazwyczaj twardej i zdecydowanej twarzy.

Turgut zwinął dokument i sięgnął po drugą paczkę, w której znajdowały się dwa kolejne zwoje.

«Ten zawiera list paszy Wołoszczyzny, w którym dostojnik obiecuje przesyłać sułtanowi Mehmedowi wszelkie dokumenty i materiały dotyczące Zakonu Smoka, jakie tylko wpadną mu w ręce. Ten drugi to rozliczenie finansowe z handlu prowadzonego wzdłuż Dunaju w roku tysiąc czterysta sześćdziesiątym pierwszym, niedaleko terenów, nad którymi kontrolę sprawował Zakon Smoka. Rozumiecie państwo, w tamtym czasie nie było tu stałych granic. Granice były płynne i nieustannie się zmieniały. To jest lista wymieniająca jedwabie, przyprawy i konie, za które pasza żądał od pasterzy zamieszkujących jego terytoria wełny».

Na dwóch następnych zwojach były podobne rozliczenia. I wtedy Turgut sięgnął po kolejny, znacznie mniejszy pakiecik. Był to szkic wykonany na pergaminie.

«Mapa» – oświadczył.

Odruchowo sięgnąłem w stronę mojej teczki, w której trzymałem szkice i notatki, ale Helen prawie niedostrzegalnym ruchem powstrzymała moją rękę. W mig pojąłem jej intencję – zbyt słabo znaliśmy Turguta, by wyjawiać mu cały nasz sekret. Jeszcze nie teraz – zakonotowałem sobie w pamięci. Ale ostatecznie on pokaże nam dokładnie archiwum i powie wszystko, co wie na jego temat.

«Niestety nigdy nie zrozumiałem, co ta mapa naprawdę przedstawia, moi drodzy przyjaciele – powiedział ze smutkiem Turgut i w zamyśleniu zaczął gładzić wąsy. Przyjrzałem się dokładnie pergaminowi i z dreszczem emocji dostrzegłem dokładną, choć wypłowiałą replikę pierwszej mapy, którą skopiował Rossi: długi łańcuch górski w kształcie półksiężyca, wypływająca z gór rzeka, kierująca swe wody na północ. – Nie przypomina to żadnego badanego rejonu, a poza tym trudno mi ustalić skalę, w jakiej tę mapę wykonano. – Odsunął pergamin na bok. – Tu mamy kolejną, która stanowi jakby zbliżenie pierwszej. – Dobrze znałem ten szkic.

Wszystko to już widziałem. Moje podniecenie rosło. – Jestem najgłębiej przekonany, że są to góry widniejące na pierwszej mapie na zachodzie, prawda? – Głęboko westchnął. – Trudno jednak cokolwiek orzec. Nie jest opisana. Widnieje na niej jedynie kilka wersetów z Koranu i to dziwne motto… osobiście je kiedyś przetłumaczyłem. Brzmi mniej więcej tak: Tu znalazł przytułek w złu. Czytelniku, odkop go słowem».

Gwałtownie wyciągnąłem rękę, by go powstrzymać, ale mówił zbyt szybko.

«Nie!» – krzyknąłem, ale było już na wszystko za późno.

Turgut popatrzył na mnie ze zdumieniem. Helen przenosiła wzrok to na mnie, to na profesora. Pan Erozan oderwał się od swoich zajęć w odległej części czytelni i również skierował na mnie zdziwione spojrzenie.

«Przepraszam – szepnąłem. – To chyba działanie tych dokumentów. Są tak… intrygujące».

«Cieszę się, iż kolekcja ta tak bardzo pana zainteresowała. – Turgut prawie się rozpromienił mimo malującej się na jego obliczu powagi. Są to dziwaczne słowa. Rzeczywiście mogą wytrącić człowieka… eee… z równowagi».

W tej samej chwili na schodach rozległy się czyjeś kroki. Rozejrzałem się nerwowo, oczekując, że lada chwila pojawi się we własnej osobie Dracula. Ale w progu stanął jedynie drobny mężczyzna w zrobionej na szydełku mycce i ze zmierzwioną, siwą brodą. Pan Erozan natychmiast ruszył w jego stronę i wylewnie go powitał, a my wróciliśmy do naszych dokumentów. Turgut wyciągnął ze skrzynki kolejny pakiet.

«To już ostatni pergamin – wyjaśnił. – Nigdy nie zgłębiłem jego rzeczywistego sensu. W katalogu biblioteki oznaczony jest jako bibliografia Zakonu Smoka».

Serce gwałtownie obiło mi się o żebra, na twarz Helen wystąpiły gorące rumieńce.

«Bibliografia?»

«Tak, przyjacielu, bibliografia».

Turgut rozłożył ją delikatnie na stole. Pergamin wyglądał na niewiarygodnie stary i bardzo kruchy. Napisany był po grecku bardzo wprawną ręką. Jego górna krawędź była trochę postrzępiona, jakby stanowił ongiś część dłuższego zwoju, a dolna została po prostu oddarta. Na manuskrypcie nie było żadnych zdobień. Po prostu gęste rządki napisanych z wielką wprawą liter. Znów ciężko westchnąłem. Nigdy nie uczyłem się greckiego. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że w przypadku tego tekstu potrzebna była perfekcyjna znajomość greki.

Kiedy gryzłem się ze swoim problemem, Turgut wyjął z teczki notatnik.

«Tekst ten przetłumaczył mi wybitny naukowiec z naszego uniwersytetu, specjalista od Bizancjum. Ma naprawdę zdumiewającą wiedzę na temat języka i piśmiennictwa bizantyjskiego. Macie przed sobą spis dzieł literackich, choć z większością z nich nigdy się nie spotkałem. – Otworzył notes i wygładził stronicę wypełnioną równym, schludnym pismem w języku tureckim. Teraz z kolei westchnęła Helen, a Turgut uderzył się dłonią w czoło. – Och, stokrotnie przepraszam. Będę wam tłumaczył na bieżąco, dobrze? Herodot: O traktowaniu jeńców wojennych, Pheseus: O rozumie i torturze, Orygenes: O pierwszej zasadzie, Euthymius Starszy: Los przeklętych, Gubent z Ghent: O naturze, święty Tomasz z Akwinu: Syzyf. Jak sami widzicie, jest to bardzo osobliwa kolekcja książek, z których wiele to po prostu unikaty. Mój przyjaciel, ów naukowiec zajmujący się Bizancjum, powiedział mi na przykład, że graniczyłoby z cudem, gdyby przetrwał nieznany wcześniej traktat chrześcijańskiego filozofa Orygenesa. Większość jego prac zniszczono, kiedy został oskarżony o herezję».