Выбрать главу

James był postawnym mężczyzną w brązowym, tweedowym garniturze i oliwkowym krawacie. W stroju tym przypominał tak typowego Anglika, że o mało nie wybuchnąłem śmiechem. Popatrzył na nas błyszczącymi oczyma i przesłał uprzejmy uśmiech.

«Nigdy nie spodziewałem się, że trafię do Budapesztu – oświadczył, rozglądając się po audytorium. – To dla mnie zaszczyt i przyjemność przebywać w tym największym mieście Europy Środkowej, stanowiącym wrota łączące Wschód z Zachodem. A teraz pragnę zająć pańswu chwilę, by podzielić się refleksjami na temat dziedzictwa, które Imperium Osmańskie zostawiło w Europie Środkowej po druzgoczącej klęsce, jaką poniosło pod Wiedniem w roku tysiąc sześćset osiemdziesiątym trzecim».

Przerwał na chwilę i popatrzył z uśmiechem na studenta filologii, który z zapałem czytał jego słowa po niemiecku. Profesor James jednak zbaczał czasami z ustalonego tekstu i wtedy student spoglądał na niego ze zdumieniem i niedowierzaniem.

«Wszyscy, naturalnie, znamy historię rogalików, które wymyślił pewien piekarz paryski, by uczcić wiedeńską wiktorię. Rogalik przedstawiał oczywiście osmański półksiężyc ułożony z tureckich sztandarów. Symbol ten cały zachodni świat aż do dzisiaj z apetytem zajada do czarnej kawy. – Z dumą rozejrzał się po sali i dopiero w tej chwili najwyraźniej dotarło do niego, podobnie jak i do mnie, że większość zgromadzonych węgierskich naukowców nigdy nie była ani w Paryżu, ani w Wiedniu. – No tak… dziedzictwo Imperium Osmańskiego można podsumować jednym słowem: estetyka».

Zaczął mówić o architekturze wielu miast Europy Środkowej i Wschodniej, o grach i modzie, przyprawach i wystroju wnętrz. Chłonąłem jego słowa z wielkim zainteresowaniem, zwłaszcza że mówił w moim ojczystym języku. Kiedy James rozprawiał o tureckich łaźniach w Budapeszcie oraz o prototureckich i austro-wegierskich budowlach w Sarajewie, wróciły do mnie wszystkie wspomnienia ze Stambułu. Kiedy zaczął mówić o pałacu Topkapi, pokiwałem z entuzjazmem głową i dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że powinienem jednak zachowywać się z większym umiarem.

Po zakończonym wykładzie widownia nagrodziła profesora owacją na stojąco. Później Sandor zaprosił wszystkich na lunch. W kłębiącym się tłumie naukowców udało mi się jakoś wypatrzyć przy stoliku profesora Jamesa. Natychmiast do niego podszedłem.

«Czy mogę się przysiąść?» – zapytałem.

«Oczywiście, oczywiście – odparł, podnosząc się z miejsca. – Jestem Hugh James. A pan?»

Przedstawiłem się i uścisnęliśmy sobie dłonie. Kiedy już zająłem miejsce naprzeciwko niego, popatrzyliśmy na siebie z przyjacielską ciekawością.

«A więc to pan jest tym honorowym wykładowcą? Z niecierpliwością oczekuję pańskiego wystąpienia».

Widząc go z bliska, zrozumiałem, że jest jednak starszy ode mnie o dobrych dziesięć lat. Miał niewiarygodnie jasnobrązowe, lekko wyłupiaste oczy, jak basset. Po akcencie poznałem, iż pochodzi z północnej Anglii.

«Dziękuję – odrzekłem, opanowując wewnętrzne drżenie. – Pańskiego wykładu wysłuchałem z najwyższą uwagą. To niesamowite, ale interesuje pana dokładnie ta sama tematyka co mnie. Zastanawiam się, czy słyszał pan o moim… eee… promotorze, Bartholomew Rossim. On też jest Anglikiem».

«Ależ naturalnie! – Hugh James gwałtownie rozwinął serwetkę. Profesor Rossi jest bardzo wybitnym naukowcem… Czytałem wszystkie jego prace. Pan z nim pracuje? Jest pan szczęściarzem».

Na chwilę straciłem Helen z oczu, lecz niebawem spostrzegłem ją przy bufecie w towarzystwie Gezy, który coś gorączkowo szeptał jej do ucha. Kobieta skinęła głową i oboje przenieśli się do stolika po drugiej stronie sali. Widziałem, że na obliczu Helen maluje się kwaśny wyraz, co wcale nie poprawiało mi humoru. Mężczyzna pochylał się w jej stronę, spoglądając uporczywie w twarz, ona trzymała wzrok wbity w ziemię. Oddałbym wszystko, by dowiedzieć się, o czym jej mówił.

«Tak czy owak… – Hugh James wciąż rozprawiał o Rossim. – Jego studia nad greckim teatrem są wspaniałe. Ten człowiek zna się na wszystkim-

«To prawda – odrzekłem nieobecnym tonem. – Ostatnio pracował nad czymś, co zatytułował Duch w amforze. Praca dotyczyć miała rekwizytów używanych w greckich tragediach-…

Nieoczekiwanie zamilkłem. Uświadomiłem sobie, że zdradzam zawodowe tajemnice Rossiego. Ale gdybym nawet nagle nie umilkł i tak zauważyłbym, że wyraz twarzy profesora Jamesa uległ gwałtownej zmianie.

«Co? – zapytał zdumiony. Odłożył nóż i widelec, zapominając całkowicie o jedzeniu. – Co pan powiedział? Duch w amforze?»

«Tak. – Zapomniałem nagle o Helen i Gezie. – Dlaczego pan pyta?»

«Ależ to zdumiewające! Muszę natychmiast napisać do profesora Rossiego. Bo rozumie pan, ostatnio pracuję nad niezwykłe intrygującym dokumentem pochodzącym z piętnastowiecznych Węgier. To właśnie on przywiódł mnie do Budapesztu. Zajmuję się teraz historią Węgier tamtego okresu. Dzięki uprzejmości profesora Sandora miałem okazję pojawić się na tej konferencji. Dokument ten napisał jeden z uczonych króla Macieja Korwina. Wspomina w nim właśnie o duchu w amforze».

Poprzedniego wieczoru Helen mówiła mi o tym władcy, który ufundował wielką bibliotekę w zamku w Budzie. Ciotka Eva również wspomniała o Macieju Korwinie.

«Proszę mi o wszystkim opowiedzieć» – odezwałem się niezwykle podekscytowany.

«Cóż, może zabrzmi to niemądrze, ale od kilku lat interesuję się legendami pochodzącymi z Europy Środkowej. Nie wiem, może to los sprawił mi psikusa, ale dawno temu zafascynowała mnie legenda o wampirze-

Popatrzyłem na niego tępym wzrokiem. Wyglądał normalnie. Miał rumianą, pogodną twarz, a na sobie tweedowy garnitur, lecz ja odnosiłem wrażenie, że śnię.

«Och, wiem, że brzmi to zabawnie – hrabia Dracula i te rzeczy – ale jeśli się temu lepiej przyjrzeć, jest to zadziwiający temat. Dracula to postać historyczna, choć naturalnie żadnym wampirem nie był, ale mnie zafrapował problem, czy dzieje jego życia mają jakikolwiek związek z ludowymi podaniami o wampirze. Kilka lat temu zacząłem szukać materiałów pisanych na ten temat. Odkryłem, że żadne nie istnieją. Postać wampira przewija się jedynie w przekazywanych ustnie legendach w wioskach Europy Środkowej i Wschodniej».

Rozparł się na krześle i zabębnił palcami o blat stołu, po czym kontynuował:

«Proszę sobie wyobrazić, że studiując materiały w uniwersyteckiej bibliotece, natrafiłem na dokument, który najwyraźniej powstał na zlecenie Korwina. Rozkazał on, by ktoś zgromadził całą, najstarszą wiedzę o wampirach. Wykonujący to zadanie uczony – z pewnością jakiś klasycysta – zamiast włóczyć się po wioskach, jak przystało na antropologa z prawdziwego zdarzenia, zaczął szperać w łacińskich i greckich tekstach – Korwin zgromadził ich co niemiara – szukając jakichkolwiek wzmianek i odniesień do wampirów. Tam natknął się na koncepcję starożytnych Greków, o której nigdy nie słyszałem – dopiero pan wspomniał mi o niej po raz pierwszy – o duchu w amforze. Zgodnie z kulturą i dramatami starodawnej Grecji w amforach chowano prochy zmarłych. Ciemny lud wierzył, że jeśli takiej amfory nie pogrzebie się w odpowiedni sposób, narodzi się z niej wampir. Niewiele jeszcze zdobyłem informacji na ten temat. Być może profesor Rossi dowiedział się czegoś więcej, skoro pisze o duchach w amforach. To zdumiewający zbieg okoliczności, nieprawdaż? A tak mówiąc między nami, w greckim folklorze do dziś pokutuje mit wampirów».

«Wiem – mruknąłem. – Vrykolaksy».

Tym razem Hugh James popatrzył na mnie ze zdumieniem. Jego wyłupiaste, orzechowe oczy jeszcze bardziej wyszły z orbit.

«Skąd pan zna tę nazwę? – wysapał. – Znaczy się… przepraszam… jestem zdumiony spotkaniem z kimś…»

«Kto interesuje się wampirami? – przerwałem mu sucho. – Tak, mnie to również zaskoczyło, ale ostatnio zdążyłem się już do tego przyzwyczaić. Profesorze James, skąd wzięło się pańskie zainteresowanie tym tematem?»

«Hugh – powiedział cicho. – Proszę mówić mi po imieniu. Po prostu Hugh… – Przez chwilę spoglądał na mnie przenikliwie, a ja po raz pierwszy ujrzałem pod jego pozornie nieskomplikowaną powierzchownością prowincjusza spalający go płomień wiedzy. – To coś wprost nie mieści się w głowie, więc nikomu nie mówię o…»

Nie mogłem dłużej zwlekać.

«A może znalazłeś starą książkę z wizerunkiem smoka w środku?»

Jego oczy jeszcze bardziej się rozszerzyły, a z twarzy odpłynęła cała krew.

«Tak. Znalazłem taką książkę. – Zacisnął palce na krawędzi stolika, aż pobielały mu kłykcie. – Kim jesteś?»

«Ja też znalazłem taką samą».

Długi czas wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Moglibyśmy tak siedzieć w nieskończoność, gdyby nie przerwano nam naszej samotności. Usłyszałem głos Gezy, zanim jeszcze zobaczyłem jego postać. Pochylał się nad naszym stolikiem z bezpretensjonalnym uśmiechem. Za nim stała Helen. Na jej twarzy malował się dziwny, prawie pełen winy wyraz.

«Witajcie, towarzysze – odezwał się kordialnie Geza. – O co chodzi z tymi znalezionymi książkami?»".

41

«Kiedy profesor Geza pochylił się nad naszym stolikiem i zadał pytanie, w pierwszej chwili nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Pragnąłem jedynie porozmawiać z Hugh Jamesem w cztery oczy, z dala od ludzi, a już na pewno nie w towarzystwie osoby, przed którą ostrzegała mnie – dlaczego? – Helen.

«Rozmawiamy właśnie o starodawnych księgach, które obaj kochamy – zdobyłem się w końcu na odpowiedź. – Chyba każdy naukowiec podziela naszą pasję».