Выбрать главу

«Skąd o tym wiesz?»

Zniżył głos jeszcze bardziej.

«Jeden mężczyzna Węgier, ale mówili razem Anglischn.

Tyle tylko umiał powiedzieć mimo wielu moich pytań zadawanych. groźnym głosem. Najwyraźniej uznał, że za tyle forintów, ile ode mnie dostał, dostarczył mi wystarczającą ilość informacji. I zapewne nie powiedziałby nic więcej, gdyby coś nie przykuło nagle jego uwagi. Spoglądał na coś, co znajdowało się za moimi plecami. Po sekundzie sam odwróciłem się w tamtą stronę, podążając za jego wzrokiem. Natychmiast za szybą wielkiego hotelowego okna ujrzałem wygłodniałe oblicze o zapadniętych oczach, które znałem aż za dobrze. Twarz ta należała do grobu, nie do gwarnej ulicy. Pracownik hotelu, trzymając się kurczowo mego ramienia, wybełkotał:

«To on o diabelskiej twarzy – Anglischer człowiek!»

Z okrzykiem przypominającym bardziej wycie odtrąciłem lepiącego się do mnie hotelarza i pobiegłem w stronę drzwi. Hugh, z wielką przytomnością umysłu (co zrozumiałem dopiero później), porwał ze stojaka przy recepcyjnej ladzie parasol i ruszył moim śladem. Trzymana kurczowo w dłoni teczka bardzo utrudniała mi ruchy. Biegaliśmy po ulicy tam i z powrotem, ale bez skutku. Nie słyszeliśmy nawet kroków uciekającego człowieka, więc nie wiedzieliśmy, w którą stronę biec.

W końcu oparłem się o ścianę domu i z trudem łapałem powietrze. Hugh również ciężko dyszał.

«Co to było?» – wysapał.

«Bibliotekarz – wyjaśniłem, kiedy już byłem w stanie cokolwiek z siebie wykrztusić. – Ten, który podążył naszym tropem do Stambułu. Jestem pewien, że to był on».

«Jezu Chryste! – Hugh otarł rękawem spocone czoło. – Co on tu robi?»

«Próbuje zdobyć resztę moich notatek – wyjaśniłem ochrypłym głosem. – Wierz mi lub nie, ale to wampir, a my przywlekliśmy go ze sobą do tego pięknego miasta».

Na myśl o przekleństwie, które się za mną ciągnęło, w oczach stanęły mi łzy.

«Och, daj spokój – próbował uspokoić mnie Hugh. – Obaj wiemy, że mieli tu wampiry na długo przed naszym przybyciem».

Twarz miał śmiertelnie bladą, a w dłoni kurczowo ściskał parasol i gorączkowo rozglądał się wokół siebie.

«Niech to szlag!» – Z wściekłością uderzyłem dłonią w mur budynku.

«Musisz mieć teraz oczy szeroko otwarte – odezwał się poważnie Hugh. – Czy panna Rossi już wróciła?»

«Helen! – Zupełnie o niej zapomniałem i słysząc mój okrzyk, Hugh nieznacznie się uśmiechnął. – Wracam do hotelu, by to sprawdzić. Zamierzam też zadzwonić do profesora Bory. Posłuchaj, Hugh, ty też musisz mieć oczy szeroko otwarte. Obiecaj, że będziesz bardzo ostrożny. Bibliotekarz widział cię w moim towarzystwie, a ostatnio nikomu to dobrze nie wróży».

«Mną się nie przejmuj. – Obrzucił zamyślonym spojrzeniem trzymany w ręku parasol. – Ile zapłaciłeś temu pracownikowi?»

Na przekór straszliwym okolicznościom, roześmiałem się.

«Przestań mnie męczyć».

Serdecznie uścisnęliśmy sobie dłonie i Hugh zniknął, idąc do swego hotelu, który znajdował się nieopodal mego. Nie podobało mi się, że pozwoliłem mu samotnie odejść, ale na ulicy wciąż kręciło się jeszcze wielu ludzi. Poza tym wiedziałem, iż Hugh zawsze chadza swoimi drogami. Taki już miał charakter.

Po powrocie do hotelu nie zastałem wystraszonego pracownika. Zapewne skończyła się jego zmiana, gdyż w recepcji siedział inny, gładko ogolony, młody człowiek. Wskazał wiszący na haczyku klucz do pokoju Helen, co znaczyło, że jeszcze nie wróciła od ciotki. Młodzieniec pozwolił skorzystać mi z telefonu, ustalając przedtem bardzo precyzyjnie cenę usługi. Kilkakrotnie ponawiałem próby dodzwonienia się do Turcji, zanim w końcu w słuchawce rozległ się sygnał aparatu Turguta. Irytowało mnie to, że muszę dzwonić z hotelowego telefonu, który z pewnością był na podsłuchu, ale o tej porze nie miałem innego wyjścia. Żywiłem tylko nadzieję, że nasza rozmowa będzie zbyt dziwaczna, by ktokolwiek mógł ją zrozumieć. W końcu usłyszałem w słuchawce kliknięcie i po drugiej stronie linii rozległ się daleki, lecz jowialny głos Turguta mówiącego coś po turecku.

«Profesor Bora! – huknąłem w słuchawkę. – Turgut, to ja, Paul, dzwonię z Budapesztu!»

«Paul, drogi człopcze! – Nigdy jeszcze w życiu nie słyszałem niczego słodszego niż ów dudniący głos. – Są jakieś zakłócenia na linii… podaj mi na wszelki wypadek swój numer telefonu, gdyby całkowicie nam przerwało».

Recepcjonista podał mi numer, który szybko przekazałem Turgutowi.

«Jak się masz?! – wrzasnął. – Czy odnalazłeś go?»

«Nie! – odkrzyknąłem. – Z nami wszystko w porządku. Trochę się dowiedziałem, ale wydarzyła się rzecz straszna».

«Co takiego? – Mimo zakłóceń na linii wyczułem w jego głosie konsternację. – Czy coś ci się stało? A panna Rossi?»

«Nie, jesteśmy cali i zdrowi. Ale przywlókł się tu za nami bibliotekarz. – Ze słuchawki popłynął potok przekleństw, zapewne szekspirowskich, ale w panującym na linii szumie nie potrafiłem rozróżnić poszczególnych słów. – Co twoim zdaniem powinniśmy zrobić?»

«Jeszcze nie wiem. – Głos Turguta stał się odrobinę wyraźniejszy. Czy nosisz przy sobie zestaw, który ci dałem?»

«Oczywiście. Ale nie jestem w stanie zbliżyć się do tego upiora na tyle blisko, by zrobić użytek z tych narzędzi. Podejrzewam, że kiedy byłem dziś na konferencji, przeszukał mój pokój i najwyraźniej ktoś mu w tym pomagał».

Zapewne miejscowa policja cały czas podsłuchiwała naszą rozmowę, ale Bóg jeden raczył wiedzieć, co z tego zrozumiała.

«Bardzo na siebie uważaj, profesorze. – W głosie Turguta pojawiła się nuta wyraźnej troski. – Nie potrafię dać ci żadnej mądrej rady, ale niebawem otrzymam nowe wiadomości, może nawet jeszcze przed waszym powrotem do Stambułu. Cieszę się, że do mnie zadzwoniłeś. Odkryłem z Aksoyem nowy dokument, którego żaden z nas dotąd nie widział. Wygrzebaliśmy go w archiwum Mehmeda. Jest to dokument spisany przez mnicha z kościoła ortodoksyjnego w roku tysiąc czterysta siedemdziesiątym siódmym. Musimy go dopiero przetłumaczyć».

Na linii znów wzmogły się zakłócenia i musiałem wprost wrzeszczeć do słuchawki.

«Powiedziałeś: tysiąc czterysta siedemdziesiąty siódmy? W jakim języku został napisany?»

«Zupełnie cię nie słyszę, chłopcze – grzmiał z oddali głos Turguta. U nas jest burza. Zatelefonuję do ciebie jutro wieczorem».

Wdarł się między nas straszliwy zgiełk, który całkowicie pochłonął jego dalsze słowa. Nie wiedziałem, czy słyszę język węgierski czy turecki. Rozległo się kilka ogłuszających trzasków i w słuchawce zapadła cisza.

Powoli ją odłożyłem, zastanawiając się, czy nie powinienem zadzwonić jeszcze raz, ale recepcjonista z niepokojem na twarzy zabrał telefon i podał mi rachunek. Z ponurą miną wręczyłem mu pieniądze i przez chwilę nie ruszałem się z miejsca. Nie miałem najmniejszej ochoty wracać do nowego pokoju, jaki mi przydzielono, pozwalając zabrać jedynie przybory toaletowe i czystą koszulę. Ogarnęło mnie przygnębienie. Miałem za sobą długi, ciężki dzień, a zegar w recepcji wskazywał prawie dwudziestą trzecią. Załamałbym się całkowicie, gdyby nie taksówka, która zatrzymała się z piskiem opon przed hotelem. Wysiadła z niej Helen, zapłaciła szoferowi i przekroczyła próg hotelu. Nie dostrzegła mnie stojącego za ladą. Twarz miała poważną, zamkniętą, pełną jakiejś melancholii. Czasami widywałem na jej obliczu podobny wyraz. Otulona była grubym, czarno-czerwonym szalem, który widziałem po raz pierwszy – zapewne prezent od ciotki. W niemym zachwycie patrzyłem na jej postać w ciemnym kostiumie i jasną skórę, która zdawała się lśnić wewnętrznym blaskiem w ostrym świetle hotelowej recepcji. Przypominała księżniczkę z bajki i gapiłem się na nią bezwstydnie do chwili, aż mnie zauważyła. Ale nie tylko jej uroda, podkreślana jeszcze przepięknym wełnianym szalem, oraz dumny zarys podbródka sprawiły, że stałem jak wmurowany. Znów przypomniałem sobie z paskudnym dreszczem, który przeszył mi trzewia, portret w gabinecie Turguta – dumną głowę, długi, prosty nos, wielkie, ciemne oczy i gęste brwi. Być może był to tylko skutek zmęczenia, gdyż kiedy w końcu Helen zauważyła moją obecność i przesłała mi uśmiech, obraz ten znikł w jednej chwili".

43

Gdybym nie potrząsnęła Barleyem lub gdyby podróżował sam, przespałby granicę i obudziliby go dopiero brutalnie hiszpańscy celnicy. Dzięki mnie wytoczył się zaspany na peron w Perpignan, ale ostatecznie to ja musiałam wypytać o drogę do dworca autobusowego. Konduktor w granatowym uniformie zmarszczył na nasz widok brwi, jakby uważał, że o tak wczesnej porze powinniśmy znajdować się jeszcze w przedszkolu. Spytał, dokąd się wybieramy. Kiedy wyjaśniłam, że do Les Bains, przecząco pokręcił głową. Wybiła właśnie północ, a my musieliśmy czekać do rana. Na szczęście po drugiej stronie ulicy znajdował się schludny hotelik, w którym ja i mój «brat" wynajęliśmy pokój. Konduktor obrzucił nas podejrzliwym wzrokiem – popatrzył na moją prawie dziecięcą twarz i jasne włosy Barleya – mruknął coś pod nosem, cmoknął językiem i udał się w swoją stronę.

«Następny dzień był jeszcze piękniejszy i bardziej pogodny niż poprzedni. Kiedy spotkałem się z Helen w hotelowej restauracji, wszelkie złe przeczucia, jakie gnębiły mnie wieczorem, wydawały się tylko złym snem. Przez zakurzone okna wpadały potoki jaskrawego, słonecznego światła, rzucając jasne plamy na biały obrus i skrząc się w masywnych filiżankach z kawą. Helen pisała coś w niewielkim notatniku.

«Witaj – odezwała się pogodnie, a ja zająłem miejsce na krześle i nalałem sobie kawy. – Czy jesteś gotów na spotkanie z moją matką?»

«Od chwili przybycia do Budapesztu o niczym innym nie myślę – wyznałem. – Jak się tam dostaniemy?»

«Jej wioska leży przy szosie biegnącej z miasta na północ. Ale w niedzielę kursuje tam tylko jeden autobus, więc nie wolno go nam przegapić. Jazda potrwa godzinę. Droga wiedzie przez bardzo przygnębiające przedmieścia».

Wątpiłem, by cokolwiek w naszej eskapadzie mogło mnie znudzić lub przygnębić. Niepokoiła mnie tylko jedna rzecz.

«Helen, czy jesteś pewna, że powinienem jechać z tobą? Może lepiej będzie, jeśli porozmawiasz z nią sama? Czy nie poczuje się skrępowana, jeśli pojawisz się w towarzystwie całkowicie obcego dla niej mężczyzny, do tego jeszcze Amerykanina? Może moja obecność sprowadzi jej na głowę kłopoty?»