«Pozwól mi na nią zerknąć – przerwałem milczenie. – Helen, pozwól mi na nią zerknąć».
Bez słowa zdjęła apaszkę i w świetle ulicznej latarni zadarła głowę. Na skórze jej umięśnionej szyi ujrzałem dwie purpurowe rany, prawie całkowicie już zasklepione. Na chwilę poczułem ulgę. Po pierwszym ataku nikt jej ponownie nie ugryzł. Pochyliłem się i dotknąłem wargami czerwonych szram.
«Och, Paul, nie rób tego!» – wykrzyknęła, cofając się gwałtownie.
«Nic mnie to nie obchodzi – odparłem. – Sam cię uleczę. – Popatrzyłem uważnie w jej oczy. – A może mój dotyk sprawił ci ból?»
«Nie, wręcz przeciwnie, ukoił go».
Osłoniła jednak, jakby w obronnym geście, bliznę dłonią, po czym znów zakryła szyję chustką. Pomyślałem, że jeśli nawet skażenie było niewielkie, muszę obserwować Helen jeszcze baczniej niż dotąd. Sięgnąłem do kieszeni.
«Powinniśmy byli to zrobić znacznie wcześniej. Chcę, żebyś to nosiła».
Był to jeden z medalików, które zabraliśmy z kościoła Najświętszej Maryi Panny. Zapiąłem go tak, że dyskretnie zwieszał się pod apaszką. Odniosłem wrażenie, że Helen odetchnęła z ulgą, kiedy dotknęła go palcem.
«Wiesz, że nie jestem wierząca, za bardzo zaangażowałam się w naukę, aby…»
«Wiem. Ale w kościele Najświętszej Maryi Panny zachowałaś się inaczej».
«Najświętszej Maryi Panny?» – zapytała, marszcząc brwi.
«W Stanach, nieopodal uniwersytetu. Wstajpiliśmy do niego, by przeczytać listy Rossiego. Przy wejściu włożyłaś dłoń do święconej wody i skropiłaś nią czoło».
«Tak, to prawda – przyznała po głębszym namyśle. – Ale nie była to oznaka wiary, lecz tęsknoty za domem».
Nie dotykając się wzajemnie, ruszyliśmy powoli mostem, a następnie ciemnymi ulicami. Ale wciąż czułem oplatające mą szyję jej ramiona.
«Czy pozwolisz mi wstąpić do swego pokoju?» – zapytałem, kiedy ujrzeliśmy przed sobą hotel.
«Nie tutaj. – Jej wargi wyraźnie zadrżały. – Jesteśmy obserwowani».
Nie nalegałem. Mimo to byłem rad z niespodzianki, jaka czekała nas przy ladzie recepcji. Kiedy poprosiłem o klucz do swego pokoju, pełniący dyżur urzędnik wręczył mi kartkj z napisaną po niemiecku wiadomością: telefonował Turgut i chciał koniecznie, abym do niego oddzwonił. Helen czekała w milczeniu, gdy odprawiałem zwyczajowy rytuał błagania o telefon, odpowiednio motywując recepcjonistę – na Węgrzech szybko nauczyłem się nisko schylać, zęby coś osiągnąć – po czym zacząłem beznadziejnie długo wykręcać numer, aż w końcu po drugiej stronie rozległ się sygnał. Usłyszałem tubalny głos Turguta, który natychmiast przeszedł na angielski.
«Paul, kochany! Dzięki bogom, że dzwonisz. Mam dla ciebie wiadomości… bardzo ważne wiadomości!»
Serce podskoczyło mi do gardła.
«Znalazłeś… Mapę? Grobowiec? Rossiego?»
«Nie przyjacielu, nic aż tak cudownego. Przetłumaczyliśmy w końcu znaleziony przez Selima list. To zdumiewający dokument. Napisał go ortodoksyjny mnich w Stambule w roku tysiąc czterysta siedemdziesiątym siódmym… czy słyszysz mnie?»
«Tak, tak! – wrzasnąłem tak głośno, że recepcjonista obrzucił mnie płonącym wzrokiem, a Helen popatrzyła w moją stronę z niepokojem. Mów dalej!»
«Ale w dokumencie tym jest o wiele więcej. Sądzę, że musisz podążyć tropem tego listu. Wszystko opowiem wam jutro, kiedy wrócicie do Stambułu. Słyszysz?»
«Słyszę! – krzyknąłem. – Ale czy list wspomina coś o tym, że pochowano go w Stambule?»
Helen potrząsnęła głową, a ja natychmiast zrozumiałem jej intencję. Linia z pewnością była na podsłuchu.
«List nic o tym nie mówi – zadudnił w słuchawce głos Turguta. – Nie jestem pewien, gdzie złożono jego zwłoki, ale zapewne nie tutaj. Sadzę, że musicie przygotować się na następną wyprawę. Bardzo przydałaby się wam kolejna dobra ciocia».
Mimo silnych zakłóceń na linii wyczułem w jego głosie jakieś posępne tony.
«Kolejna wyprawa? Dokąd?»
«Do Bułgarii!» – dobiegł mnie z oddali wrzask Turguta.
Popatrzyłem na Helen. Słuchawka ślizgała mi się w spoconej dłoni.
«Bułgaria?!»"
Część trzecia
Spośród grobowców jeden wyróżniał się okazałością i przepychem – ogromny, o szlachetnych proporcjach. Widniało na nim tylko jedno słoiuo:
DRACULA
Bram Stoker, Dracula, 1897
(w przekł. M. Wydmucha i Ł. Nicpana)
49
Kilka lat temu znalazłam wśród papierów mego ojca list, który nie wiązałby się z tą historią, gdyby nie to, iż stanowi jedyną pamiątkę jego miłości do Helen, nie licząc oczywiście listów kierowanych do mnie. Nie prowadził dzienników, a listy, które pisał do samego siebie, dotyczyły wyłącznie jego pracy – były to rozważania o dyplomacji, o historii, a zwłaszcza o niektórych konfliktach międzynarodowych. Owe osobiste refleksje, streszczenia wykładów oraz artykuły, które wyszły spod jego pióra, znajdują się obecnie w bibliotece założonej przez niego fundacji, a mnie pozostały jedynie te najbardziej osobiste listy, pisane do siebie… i do Helen. Wiedziałam, że mój ojciec najwyżej cenił sobie fakty i idee, nie poezję, co sprawia, iż dokumenty te są dla mnie tym bardziej ważne. Ponieważ nie jest to książka dla dzieci, staram się, mimo wielu skrupułów natury osobistej, zamieścić w niej tyle dokumentów, ile tylko możliwe. Zapewne napisał wiele innych listów takich jak ten, ale miał zwyczaj niszczenia ich – zapewne palił je w niewielkim ogrodzie naszego domu w Amsterdamie, gdzie jako dziewczynka często znajdowałam w palenisku kamiennego grilla popiół po zwęglonym papierze. Ten list mógł ocaleć przez zwykły przypadek. Nie nosi daty, więc trudno mi dokładnie umiejscowić go w chronologii wydarzeń. Cytuję go jednak, gdyż odnosi się do czasów narodzin ich miłości, a przebijające przez niego ból i rozpacz prowadzą do wniosku, że ojciec napisał go, kiedy Helen nie mogła go już otrzymać.
Och, Moja Najdroższa!
Tak bardzo chcę opowiedzieć Ci o mojej miłości do Ciebie. Myślami wciąż jestem przy Tobie, nieustannie przywodzę w pamięci nasze pierwsze, wspólne chwile. Wielokrotnie pytałem sam siebie, dlaczego uczucie do kogoś innego nie może zastąpić mi Twojej obecności, i zawsze wracałem do złudzenia, że wciąż jesteśmy razem… a wtedy – bardzo niechętnie – dochodziłem do wniosku, iż całkowicie zniewoliłaś moją pamięć. W najmniej spodziewanych momentach dopadało mnie wspomnienie Twego wyznania. Znów czułem w dłoni Twoją dłoń. Nasze splecione ręce kryliśmy pod połą mojej kurtki złożonej między nami na fotelu, czułem delikatność Twych smukłych palców, widziałem Twój profil, kiedy odwracałaś ode mnie głowę, pamiętałem Twój okrzyk radości, gdy przekroczyliśmy granicę z Bułgarią, kiedy po raz pierwszy przelatywaliśmy nad bułgarskimi górami.
Od czasów gdy byliśmy młodzi, Kochanie, świat ogarnęła rewolucja seksualna, istne bachanalia, i jestem pewien, że nie chciałabyś dożyć chwili, aby ujrzeć to na własne oczy. Teraz, przynajmniej w zachodnim świecie, młodzież zażywa miłości bez skrępowania i zbędnych ceregieli. Ale widząc taką beztroskę i brak wszelkich zahamowań, z największym żalem i sentymentem wspominam krępujące nas ograniczenia i chwilę, kiedy mogło już dojść między nami do zbliżenia… oczywiście znacznie później. Ale tych wspomnień nie mam już z kim dzielić: o naszej intymności, choć byliśmy całkowicie ubrani, o sytuacji, która powodowała, że musieliśmy opóźniać tak bardzo wyczekiwaną chwilę pełnego spełnienia, gdy zrzucenie z siebie ubrań stanowiło dla nas palący problem. Z przerażającą klarownością przypominam sobie – i to w chwilach najmniej stosownych – zarówno delikatną skórę Twej szyi, jak i delikatny kołnierzyk Twojej bluzki, a pod nią rysujące się rozkoszne kształty. Zanim jeszcze po raz pierwszy dotknąłem Twych perłowych guzików, wielokrotnie zgłębiałem je oczyma wyobraźni. Pamiętam woń pociągu, ostry zapach mydła przesączający kołnierz Twego czarnego żakietu, delikatną szorstkość czarnego, słomkowego kapelusza i jedwabistość Twych włosów tej samej barwy. Kiedy przed kolejnym ponurym posiłkiem w restauracji odważyliśmy się spędzić razem pól godziny w moim hotelowym pokoju w Sofii, myślałem, że zwariuję z tęsknoty. Powiesiłaś wówczas na poręczy krzesła swój żakiet, a na nim położyłaś bluzkę -powoli i rozmyślnie. Odwróciłaś się potem w moją stronę i nie spuszczałaś ze mnie nieruchomego wzroku. Wtedy ogarnął mnie płomień pożądania. A gdy położyłaś me dłonie na swej talii, każąc im wybierać między gładkością Twojej sukienki i jeszcze gładszą skórą Twych bioder, myślałem, że wybuchnę płaczem.
Wtedy też zapewne odkryłem na Twojej skórze jedną skazę – jedyne miejsce, którego nigdy nie pocałowałem. Był to niewielki wizerunek smoka z rozpostartymi skrzydłami i skręconym ogonem umieszczony na Twojej łopatce. Moje dłonie niejednokrotnie musiały po nim błądzić, zanim zobaczyłem go na własne oczy. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy ujrzałem ów symbol i z ciekawością, choć bardzo niechętnie, dotknąłem go palcem, ze świstem wciągnąłem w płuca powietrze - Ty zresztą też. Z czasem wizerunek ten stał się dla mnie nieodłącznym punktem topograficznym Twoich pleców, ale w pierwszej chwili trwoga wzięła górę nad pożądaniem. Nieistotne, czy wydarzyło się to w naszym hotelu w Sofii, czy gdzie indziej. Stało się to mniej więcej wtedy, gdy dostrzegłem pierwsze, leciutkie pęknięcia na Twych dolnych, nieskazitelnie równych dotąd zębach oraz delikatne, niczym pajęcza przędza, zmarszczki wokół oczu, mówiące o wieku…
Tu list mego ojca się urywał i mogę jedynie wrócić do innych, adresowanych do mnie tekstów.
50
«Turgut Bora i Selim Aksoy czekali już na nas na stambulskim lotnisku.
«Paul!»
Turgut, najwyraźniej uradowany, wziął mnie w ramiona, ucałował serdecznie w oba policzki i kilka razy grzmotnął po plecach.