Aksoy dokładnie zaryglował drzwi i podszedł do okna, by upewnić się, że tamten już nie wróci. Następnie znów uklęknął obok Turguta i zaczęli rozmawiać ściszonymi głosami.
Po chwili Turgut sięgnął po torbę, którą ze sobą przyniósł. Wyciągnął z niej znajomy mi już zestaw do zabijania wampirów, taki sam, jaki dał mi przed ponad tygodniem w swoim gabinecie, z tym tylko, że ta skrzynka była bardziej wystawna, z arabskimi napisami i inkrustowana macicą perłową. Po kolei zaczął wykładać jej zawartość, a następnie znów popatrzył w naszą stronę.
«Profesorze – powiedział cicho. – Mój przyjaciel został ukąszony przez wampira co najmniej trzy razy i teraz umiera. Jeśli umrze naturalną śmiercią, niebawem przekształci się w nieumarłego. – Otarł z czoła pot. To straszny widok i muszę was prosić o opuszczenie pokoju. Madame, nie może pani na to patrzeć».
«Zrobimy wszystko, żeby ci pomóc» – odrzekłem z wahaniem, a Helen dała krok do przodu.
«Proszę pozwolić mi zostać – poprosiła cicho. – Chcę zobaczyć, jak to się robi».
Przez chwilę zastanawiałem się, po co jej taka wiedza, lecz natychmiast naszła mnie trochę absurdalna refleksja, że jest przecież antropologiem. Turgut obrzucił ją płonącym wzrokiem, dał milczące przyzwolenie i znów pochylił się nad przyjacielem. Ciągle odnosiłem wrażenie, że śnię, że wszystko to nie dzieje się naprawdę, ale Turgut wymamrotał coś do ucha przyjaciela i chwycił rękę Erozana.
I wtedy – było to najokropniejsze ze wszystkiego, co nastąpiło – Turgut przycisnął jego dłoń do swojego serca i przenikliwym głosem wzniósł pieśń. Jej słowa zdawały się dobiegać do nas z otchłani historii, zbyt starożytnej i obcej, abym mógł rozróżnić poszczególne słowa. Zawodzenie przypominało głos muezinów nawołujących wiernych do modlitwy ze wszystkich minaretów miasta. Wołanie Turguta jednak wzywało bardziej do piekła. Budzące przerażenie tony przywodziły na myśl tysiące osmańskich obozów wojskowych, miliony tureckich żołnierzy. Oczyma duszy ujrzałem powiewające proporce, bryzgi krwi wznoszone końskimi kopytami, włócznie i półksiężyce, błysk słońca we wzniesionych do ciosu bułatach, a w kolczugach skrwawione młode twarze, poobcinane głowy i posiekane ciała. Usłyszałem wrzask wojowników oddających dusze w ręce Allaha oraz dobiegający z daleka płacz ich matek i ojców. Poczułem okropny odór płonących domostw, smród wyprutych wnętrzności, cierpką woń armatniego prochu, trudny do zniesienia odór palących się namiotów i końskiego ścierwa.
Ale najbardziej zdumiewające było to, że w owej rozpaczliwej, wzniesionej do krzyku modlitwie wychwyciłem dwa słowa: «Kiziklu Bey! Palownik!». Pośród całego chaosu odniosłem wrażenie, iż dostrzegam różniącą się od pozostałych, przybraną w czerń postać, która, na rozbuchanym wojennym zapałem wierzchowcu, ścinała mieczem tureckie głowy, toczące się potem ciężko po ziemi w stożkowatych hełmach.
Turgut zamilkł, a ja spostrzegłem, że stoję obok niego i spoglądam na konającego mężczyznę. Helen nie odstępowała mnie na krok. Otworzyłem usta, by zadać jej pytanie, ale spostrzegłem, że również jest pod głębokim wrażeniem rozdzierającej inkantacji Turguta. Zdawałem sobie sprawę z tego, iż w jej żyłach płynie krew Palownika. Popatrzyła w moją stronę i choć na jej twarzy malowało się przerażenie, zachowywała kamienny spokój. Jednocześnie dotarło do mnie, że odziedziczyła również cechy Rossiego – delikatne, patrycjuszowskie, toskańskie, wyniesione z jego anglosaskiego pochodzenia. W jej oczach malowała się nieporównywalna z niczym łagodność jego spojrzenia. W tej chwili pomyślałem sobie, iż poślubiłem ją nie w nudnym kościele w rodzinnej miejscowości ani też przed obliczem pastora, ale tam, na tym polu, o którym śpiewał Turgut. I postanowiłem trwać przy niej wiernie do końca życia.
Turgut, w milczeniu, położył różaniec na szyi swego przyjaciela, co sprawiło, że ciało Erozana lekko zadrżało, po czym wyjął z wyłożonego satyną pudełka dłuższy od mojej dłoni, lśniący srebrem przedmiot.
«Nigdy jeszcze tego nie robiłem. Boże, wybacz mi» – powiedział.
Rozchylił koszulę Erozana. Ujrzałem starczą skórę, tors pokryty siwymi włosami, unoszący się i opadający w niespokojnym oddechu. Selim podał mu cegłę, służącą do blokowania drzwi. Turgut przez chwilę ważył ją w dłoni. Przystawił ostrze kołka do lewej piersi rannego i rozpoczął cichą inkantację, którą mgliście zapamiętałem – z jakiejś książki, filmu, rozmowy? – nAllahu akbar, Allahu akbar, Allah jest wielki». Zdawałem sobie sprawę z tego, że ani Helen, ani ja nie chcemy opuszczać pokoju, ale ująłem ją za łokieć, zmuszając do cofnięcia się, kiedy cegła opadła. Ramię Turguta było mocarne i pewne. Selim trzymał kołek pionowo. Rozległo się tępe uderzenie, srebro pogrążyło się w ciele. Trysnęła krew, barwiąc na karmazynowo bladą skórę. Erozan wykrzywił w konwulsji twarz, szczerząc żółtawe, wilcze kły. I Helen, i ja nie mogliśmy oderwać wzroku od przerażającego widowiska. Ciało bibliotekarza dygotało szaleńczo. Kołek Turguta wszedł po samą nasadę i turecki profesor wyprostował się, jakby na coś czekając. Usta mu drżały, po twarzy spływały grube krople potu.
Po chwili ciało Erozana znieruchomiało, twarz skamieniała, usta opadły, z piersi wydobyło się ostatnie westchnięcie. Przestał rzucać stopami w niebywale wytartych skarpetkach. Z całych sił tuliłem do siebie Helen. Czułem, jak drży, choć do końca zachowywała kamienny spokój. Turgut ujął bezwładną już dłoń swego przyjaciela i złożył na niej pocałunek. Po jego rumianej twarzy spływały łzy, kapiąc na wąsy. Zasłonił dłonią twarz. Selim dotknął czoła martwego bibliotekarza i położył ręce na zgarbionych plecach Turguta.
Niebawem Turgut zebrał się w sobie i dźwignął z podłogi. Hałaśliwie wytarł nos w chusteczkę.
«To był bardzo dobry człowiek – oświadczył. – Teraz spoczywa w litościwych ramionach Mahometa i nie dołączył do legionów piekła. – Odwrócił się i otarł łzy. – Przyjaciele, musimy pozbyć się tego ciała. Znam doktora w jednym ze szpitali, który nam w tym pomoże. Muszę do niego zadzwonić. Tymczasem mieszkania będzie strzegł Selim. Później pojawi się tu lekarz i ambulans. Doktor wystawi odpowiedni akt zgonu».
Turgut wyjął z kieszeni kilka ząbków czosnku i delikatnie wsunął je w usta zmarłego. Selim wyrwał z jego ciała kołek, dokładnie umył go w zlewie w rogu pokoju i włożył do pięknej skrzynki. Turgut starł wszelkie ślady krwi, zabandażował pierś Erozana, zapiął mu koszulę i przy mojej pomocy nakrył ciało prześcieradłem. Martwy miał już normalną twarz.
«A teraz, przyjaciele, muszę prosić was o jeszcze jedną przysługę. Byliście świadkami, na co stać nieumarłego, i wszyscy wiemy, że tacy istnieją. Musicie nieustannie się strzec. I koniecznie udać się do Bułgarii, i to najszybciej, jak się da. Kiedy już ułożycie plany, zadzwońcie do mnie. – Popatrzył na mnie twardym wzrokiem. – Gdybyśmy się już przed waszym wyjazdem nie zobaczyli, życzę powodzenia. Będę nieustannie myślami przy was. Zadzwońcie, jak tylko wrócicie do Stambułu; jeśli wrócicie».
Serdecznie uścisnął nam ręce, a Selim nieśmiało pocałował dłoń Helen.
«Chodźmy stąd» – powiedziała, biorąc mnie za rękę, i wyprowadziła z posępnego mieszkania.
Szybko zbiegliśmy po schodach i wyszliśmy na ulicę".
54
«Moje pierwsze wrażenie z Bułgarii – i tak już pozostało mi w pamięci – to góry widziane z samolotu. Góry wysokie i mroczne, pokryte bujną zielenią. Dostrzegłem zaledwie kilka brązowych nitek traktów prowadzących pośród urwisk do nielicznych wiosek. Obok mnie siedziała spokojnie Helen, patrzyła przez okno i ściskała moją dłoń ukrytą pod rozłożoną między nami kurtką. Czułem jej ciepłą rękę, delikatne palce bez żadnych pierścionków. Od czasu do czasu widzieliśmy przecinające urwiska niebieskawe linie. Były to zapewne górskie potoki. Obserwując je, próbowałem bezskutecznie wyszukać wzrokiem sylwetkę smoka ze splątanym ogonem, który stanowiłby rozwiązanie naszej zagadki. Niczego jednak podobnego nie wypatrzyłem.
Bo i nic tu takiego nie ma, napominałem się w duchu, to tylko mrzonki, jakie wywołuje we mnie widok dzikich gór. Ich tajemniczość nietknięta cywilizacją, brak wiosek i miasteczek napawały mnie jednak nadzieją. Odnosiłem wrażenie, że im głębiej przeszłość została pogrzebana w tej krainie, tym bardziej mogła przetrwać. Mnisi przemierzali zapewne te zapomniane, górskie szlaki, nad którymi teraz się unosiliśmy, ale nie znaliśmy dokładnie ich drogi. Powiedziałem o tym Helen, chcąc upewnić się w swoich nadziejach, ale ona tylko pokręciła głową.
«Nie wiemy nawet, czy dotarli do Bułgarii, ani również, czy w ogóle do niej wyruszyli».
Złagodziła suche stwierdzenie historyka delikatną pieszczotą mojej dłoni.
«Zupełnie nie znam historii Bułgarii – powiedziałem. – Czuję się jak dziecko we mgle».
Helen przesłała mi łagodny uśmiech.
«Też nie jestem ekspertem, ale mogę ci powiedzieć, że Słowianie przybyli na te tereny w szóstym i siódmym wieku. Według źródeł tureckich w siódmym. Zjednoczyli się pod berłem bizantyjskim… mądrze… a ich pierwszym władcą był Asparuch. W drugiej połowie dziewiątego wieku car Borys I przyjął chrześcijaństwo. Był wielkim bohaterem i Bułgaria stanowiła potęgę aż do czasu, gdy Turcy skruszyli ją w roku tysiąc trzysta dziewięćdziesiątym trzecim».
«A kiedy ich wypędzono?»
«Dopiero w roku tysiąc osiemset siedemdziesiątym ósmym. Bułgarom pomogła w tym Rosja».
«I wtedy Bułgaria przystąpiła w obu wojnach do państw Osi».
«Po drugiej wojnie Sowieci przeprowadzili rewolucję. Ale co mogliśmy zrobić bez armii radzieckiej?»
Helen obdarzyła mnie słodkim, a jednocześnie gorzkim uśmiechem. Czule uścisnąłem jej dłoń.
«Mów trochę ciszej – powiedziałem. – Jeśli nie ty, to ja muszę dbać o nasze bezpieczeństwo»".
«Port lotniczy w Sofii był bardzo mały. Spodziewałem się pałacu współczesnego komunizmu, a wysadzono nas na wysmołowanym pasie startowym. Ruszyliśmy nim pokornie ze współpasażerami. Sądząc po ich języku, większość z nich była Bułgarami. Przystojni mężczyźni, niektórzy aż za bardzo – przedziwna mieszanina typów ludzkich. Słowianie o białej skórze i ciemnych oczach lub śniadzi i ogorzali, kalejdoskop ras ludzkich o krzaczastych, czarnych brwiach, o sterczących, zakrzywionych nosach lub o spłaszczonych nozdrzach. Młode kobiety ze skręconymi w loki włosami o szlachetnych czołach oraz krzepcy starcy, którym pozostało zaledwie kilka zębów. Wszyscy śmiali się, gadali, rozdawali przyjacielskie kuksańce. Wysoki mężczyzna mówił coś do swego towarzysza, gestykulując trzymaną w ręku zwiniętą gazetą. Ich stroje w niczym nie przypominały zachodnich ubrań, choć trudno mi dokładnie określić, co aż tak obcego było w kroju ich marynarek i koszul, w ich masywnych butach i ciemnych kapeluszach.