Azyl odpowiedział, że w razie gdyby do stacji zbliżył się jakiś wahadłowiec lub inny pojazd kosmiczny, bez wahania otworzy ogień.
Kongres zebrał się na nadzwyczajnej sesji. Urząd skarbowy nałożył na Azyl przymusowy pobór należności, obejmujący wszystkie aktywa znajdujące się w posiadaniu Korporacji Azylu i jej głównych udziałowców, rodziny Sharifi. Brukowce, bardziej ciekawe dramaturgii wydarzeń niż rzeczywistych procedur podatkowych, zaczęły wykrzykiwać, że urząd skarbowy wystawi Azyl na aukcję, żeby spłacić należności i grzywnę. Czy są chętni do kupna używanego wahadłowca? Kawałka wgiętej platformy orbitalnej? Oregonu? WBRN, zwany Procho-kanałem, przeprowadził prześmiewczą aukcję, w której Oregon zakupiło pewne małżeństwo z Monterey w Kalifornii. Para ta oświadczyła następnie, że park narodowy Crater Lake pragnie odłączyć się od Oregonu.
Ósmego stycznia, na dwa dni przed planowanym lądowaniem ekipy rządowej w Azylu, sekcja sieciowa „New York Timesa”, połączona z jego szacowną, wołową wersją gazetową, wypuściła wstępniak Po co nam właściwie ten Oregon? Wersja sieciowa odczytywana była sześć razy dziennie przez wszystkich głównych prezenterów holowizyjnych, w wersji zaś drukowanej artykuł umieszczono sam jeden na środku pierwszej strony.
W ciągu ostatniego tygodnia kraj nasz miał okazje obserwować zarówno poważną groźbę secesji ze strony Azylu, ostoi amerykańskich Bezsennych, jak i oparty na tym motywie show w brukowych sieciach informacyjnych. Show taki, zależnie od gustu oglądającego, może wydać się zabawny, wulgarny, umniejszający rangę problemu lub trywialny. Ten zaś szczególny show, rzucając beztroskie hasło Wolnego Oregonu spełni pożyteczną rolę pomocy naukowej przy próbie wyjaśnienia prawdziwej natury groźby Azylu. Jak mogłyby zabrzmieć owe argumenty?
Załóżmy, że to naprawdę Oregon próbuje wyłączyć się z Unii. Załóżmy dalej, iż jakaś rozsądna, w miarę obiektywna osoba — przyjmując, że jeszcze takie pozostały pośród ogólnokrajowego radosnego party Amatorów Życia — zechciałaby przedstawić garść oryginalnych i przemyślanych argumentów, które przemawiałyby przeciwko prawu Oregonu do takiego posunięcia.
Na początek wypada zauważyć, że argumenty takie muszą brać za podstawę analogie z wojną o niepodległość, nie zaś z wojną secesyjną, w której jedenaście stanów Konfederacji chciało się odłączyć od Unii. W rzeczy samej, w całej zabawie, jaką urządziły sobie na ten temat nieodpowiedzialne sieci informacyjne, nie uświadczy widz ani jednej wzmianki o Fort Sumter albo o Jeffie Davisie. Paralela z wojną o niepodległość została nam narzucona przez zapożyczenia językowe występujące w tzw. Deklaracji Niepodległości Azylu. Jest więc jasne, że Azyl uważa się za taką samą uciśnioną kolonię jak owych trzynaście dawnych kolonii amerykańskich i że przemyślane obalanie argumentów przedstawionych w dokumencie Azylu powinniśmy rozpocząć od szczegółowej analizy tej właśnie paraleli.
Nie jest ona szczególnie przekonująca. Nasz pierwszy argument przeciwko secesji Oregonu — czy Azylu — jest następujący: brak podstaw do roszczeń. Przypadek nasz nie przedstawia sobą należytych dowodów na to, że należy uznać jego prawo do secesji, przede wszystkim dlatego, że paralela pomiędzy rokiem 1776 a 2092 jest z natury dość wątła. Koloniom amerykańskim narzucono obce rządy bez zagwarantowania im jakiejkolwiek reprezentacji w tych rządach, stacjonowały w nich obce wojska, a wobec macierzystego kraju zajmowały pozycję podrzędną. Z drugiej zaś strony mamy Azyl, w którym od czasu wstępnej inspekcji przeprowadzonej trzydzieści sześć lat temu nie postała noga państwowego urzędnika. Azyl ma swoją reprezentację w instytucjach legislacyjnych stanu Nowy Jork, w federalnym Kongresie, a nawet w osobie prezydenta — a wszystko to za sprawą głosowania na odległość, którą to możliwość mieszkańcy Azylu otrzymują przy okazji każdych kolejnych wyborów, a z której, według wiarygodnych źródeł, ani razu nie skorzystali.
Prawdą jest, że Azyl został obciążony bardzo wielkim podatkiem w nowej ustawie podatkowej, przyjętej przez Kongres w październiku zeszłego roku. Lecz prawdą jest także, że Azyl jest najbogatszą jednostką prawną nie tylko w całych Stanach Zjednoczonych, ale i w całym świecie. Tak bardzo zróżnicowana skala podatkowa jest zatem adekwatna do sytuacji. W przeciwieństwie do dawnych kolonii amerykańskich Azyl wcale nie zajmuje w świecie podrzędnej pozycji wyzyskiwanego. Gdyby było możliwe zebranie całościowej prawdy ekonomicznej z fragmentarycznych zapisów transakcji handlowych z całego świata, mogłoby się okazać, że Azyl zajmuje w światowej ekonomii lepszą pozycję finansową niż same Stany Zjednoczone, a z całą pewnością jego walory wyżej stoją na międzynarodowym rynku. Mogłoby się okazać, że Azyl ma lepszą sposobność do tego, aby być wyzyskującym niż wyzyskiwanym. Z całą pewnością roczny deficyt budżetowy Azylu — o ile w ogóle istnieje — mniejszy jest niż deficyt rządu Stanów Zjednoczonych. Wygląda to tak, jakby Oregon doszedł do wniosku, że skoro mniej korzysta z usług federacji i płaci więcej podatków rządowi niż — powiedzmy — Teksas, to może z niej wystąpić. A to nieprawda.
Ponieważ, jeśli zastosować kryteria prawdziwej Deklaracji Niepodległości, i Oregon, i Azyl powinny pozostać w Unii.
Kolejny argument przeciwko uznaniu roszczeń Oregonu to stworzenie negatywnego precedensu. Jeśli Oregon może wystąpić, to czemu nie Floryda? Dlaczego nie Kalifornia? A czemu nie Harrisburg w Pensylwanii? Bałkanizacja Unii została już raz zapoczątkowana, 225 lat temu, w tym drugim konflikcie, o którym Azyl tak przezornie nie wspomina w swoim dokumencie.
Po trzecie Oregon nie może się odłączyć, ponieważ stanowiłoby to pogwałcenie wzajemnych stosunków. To właśnie dzięki środkom pochodzącym z zasobów Stanów Zjednoczonych, nie wyłączając z tego również wysiłku wszystkich obywateli Stanów Zjednoczonych, Oregon powstał i osiągnął sukces ekonomiczny, stając się w dziewiętnastym wieku wielkim ośrodkiem handlu skórami, a w dwudziestym pierwszym ośrodkiem produkcji urządzeń komunikacyjnych klasy E. Oregon winien honorować te wzajemne powiązania, nawet jeśli ma ich już serdecznie dość, podobnie jak dziecko, posłane przez rodziców na studia prawnicze, winno w myśl poprawki z roku 2048 wspierać swoich starych rodziców taką sumą, by wystarczyła im na utrzymanie się na takim samym poziomie, na jakim utrzymywali swe dziecko w czasie studiów. Nie może odrzucić ich tylko dlatego, że teraz powodzi mu się lepiej niż im. Nie może wyrzec się związków, dzięki którym znalazło się w obecnej, godnej pozazdroszczenia pozycji. Nie może i Oregon.
W końcu zaś nie wolno pozwolić Oregonowi na secesję, bo jest ona — zwyczajnie i po prostu — bezprawna. Odrzucenie zwierzchności Stanów Zjednoczonych, odmowa uiszczenia podatków, groźby użycia siły dla utrzymania niezależności — wszystko to są przestępstwa w świetle kodeksu prawnego Stanów Zjednoczonych. Usiłowanie secesji jest dla Oregonu działaniem bezprawnym — zgoda na nią będzie policzkiem dla każdego praworządnego obywatela, stanu i organizacji w tym kraju.
Dlaczego trzeba zatrzymać Oregon? Dlatego, że nie ma podstaw do swoich roszczeń, że stworzyłby negatywny precedens, a to bezprawne działanie stanowiłoby pogwałcenie wzajemnych stosunków.
A jeśli tak się sprawy mają dla Oregonu, to i dla Azylu.
I nieważne, kto w nim mieszka.
Dan dotarł do posiadłości w Nowym Meksyku wieczorem szóstego stycznia. Dzień był niezwykle zimny, więc gardło owinął sobie czerwonym szalikiem, a nogi kocem. Leisha zauważyła, że oba utkane zostały z najlepszej irlandzkiej wełny. Przejechał wózkiem przez wielki pokój dzienny, zaprojektowany jako miejsce spotkań dla siedemdziesięciu pięciu osób, a ostatnio rzadko goszczący więcej niż dwanaścioro. Wnuczka Alice, Alicia, przeprowadziła się z rodziną do Kalifornii, Erik mieszkał w Południowej Ameryce, Seth z żoną w Chicago. Leisha dostrzegła, że Dan przeszedł kolejną metamorfozę.