Caroline Renleigh, lat dwadzieścia osiem, błyskotliwy ekspert od telekomunikacji, fanatycznie przekonana o wyższości Bezsennych.
Cassie Blumenthal, stoi przy Jennifer od pierwszych dni istnienia Azylu, bardzo pomocna przy wszystkich działaniach, które poprzedzały proces Jennifer — a choć wydarzenia te w Azylu dawno już uznano za prehistorię, dla wiernej pamięci Cassie były nadal żywe.
Paul Aleone, lat czterdzieści jeden, matematyk-ekonomista, który nie tylko przewidział załamanie się opartej na energii Y amerykańskiej ekonomii z chwilą wygaśnięcia międzynarodowych patentów, ale i skonstruował program, który opisał dokładnie ostatnie dziesięć lat szachrajstw i szaleństwa, kiedy Stany Zjednoczone usiłowały ukryć przed światem fakt, że odfrunął już ich niebieski ptak iluzorycznego dobrobytu. Aleone pracował nad przyszłością Azylu jako niepodległego państwa, handlującego z innymi niepodległymi państwami, które w swoim czasie okazały się przezorniejsze niż USA.
John Wong, lat czterdzieści pięć, prawnik, a także sędzia Sądu Apelacyjnego w rzadko używanym systemie sądowniczym Azylu, który dumny był z tego, iż Bezsenni korzystają z jego usług w zasadzie tylko przy rutynowych sprawach o interpretację kontraktów. W Azylu niewiele zdarzało się aktów przemocy, wandalizmu, a jeszcze mniej kradzieży. Lecz Wong, dodatkowo historyk, doskonale rozumiał władzę, jaką ma system sądowy nad praworządnymi obywatelami w czasach kontrowersyjnych zmian, a on wierzył w zmiany.
Charles Stauffer, lat pięćdziesiąt trzy, szef sił wewnętrznego bezpieczeństwa Azylu. Jak wszyscy dobrzy żołnierze zachowywał stałą gotowość do odparcia ataku, stale był gotów na tę chwilę, kiedy jego przygotowania okażą się zasadne. Od przygotowań do realizacji — myślała Jennifer — od gotowości do gorliwości tylko mały krok.
Barbara Barcheski, lat sześćdziesiąt trzy, milcząca i rozsądna szefowa firmy handlującej zespołami modeli informatycznych. Przez długi czas Jennifer nie miała pewności co do Barcheski. Była studentką nauk politycznych, a przez lata zajmowania się tematem doszła stopniowo do wniosku, że nieograniczony rozwój technologiczny i lojalność wobec własnej grupy społecznej nie są ze sobą kompatybilne. Przesłankę tę zilustrowała bogato przykładami społeczeństw w okresach przejściowych — od renesansowej Wenecji do rewolucji industrialnej wczesnych orbitalnych utopii. Studiowanie paradoksu — Jennifer wiedziała o rym doskonale — w nieunikniony sposób prowadzić musi do jego oceny, choć niekoniecznie przecież do oceny negatywnej. Jennifer czekała. W końcu Barbara Barcheski zdecydowała w swym metodycznym umyśle: kiedy społeczność musi wybierać, orzeł społecznej lojalności oferuje większe możliwości przetrwania niż reszka postępu technologicznego. Barbara Barcheski kochała Azyl. Poparła Jennifer.
Doktor Raymond Toliveri, lat sześćdziesiąt jeden, wspaniały szef zespołu badawczego Laboratoriów Sharifi. Jennifer nigdy nie wątpiła w jego poparcie dla tego projektu — sam był przecież jego twórcą. Trudno było jednak sprawić, aby doktor Toliveri, z którego zapełniony terminarz pracy czynił właściwie eremitę, został wybrany do Rady. Aby tego dopiąć, Jennifer potrzebowała sporo czasu.
Następni to Will Sandaleros, Najla i jej mąż, Lars Johnson, a także Hermione Sharifi. Wszyscy stali dumnie wyprężeni, w pełni świadomi wszystkich konsekwencji tego, co za chwilę mieli zamiar zrobić i przyjmujący owe konsekwencje bez uników, bez uchylania się i bez wykrętów.
Tylko Ricky stał przygarbiony, oparty o ścianę kopuły Rady, z oczyma wbitymi w ziemię i rękoma splecionymi na piersiach. Jennifer dostrzegła, że Hermione rozmyślnie nie chce na niego spojrzeć. Musieli się o to pokłócić. I to właśnie Hermione — jej synowa, a nie jej genetyczny syn — stanęła po stronie sprawiedliwości. Jennifer poczuła płomyczek bardzo skomplikowanych uczuć — kombinacji gniewu, bólu i macierzyńskiego kompleksu winy — ale szybko go stłumiła. Nie ma już czasu na niepowodzenia Ricky’ego. Nadszedł czas Azylu.
— Ognia — powiedział Will i włączył ogólnoazylową sieć komunikacyjną, ekrany wideotelefonów i holoprojektory wewnątrz, a mikrofony na zewnątrz budynku. Jennifer wygładziła fałdy białej abaji i wystąpiła naprzód.
— Obywatele Azylu. Mówi Jennifer Sharifi. Przemawiam do was z kopuły Rady, gdzie Rada Azylu odbywa właśnie swoje nadzwyczajne posiedzenie. Zgodnie z naszymi przewidywaniami Stany Zjednoczone odpowiedziały na naszą Deklarację Niepodległości, zapowiadając na jutrzejszy ranek inwazję Śpiących. Nie możemy do tego dopuścić! Pozwolenie tej delegacji na lądowanie w Azylu oznaczałoby zgodę na negocjacje w sytuacji, kiedy żadne negocjacje nie są możliwe. Oznaczałoby niezdecydowanie, a przecież jesteśmy zdecydowani, otwarłoby furtkę dla ustanowienia prawnej i ekonomicznej kary, a przecież i ekonomiczna, i ewolucyjna racja jest po naszej stronie. Ta delegacja nie może wylądować w Azylu. Próbując jednak powstrzymać ich silą, moglibyśmy zagrozić ich życiu lub zdrowiu. A to również przedstawiłoby nas w fałszywym świetle. Bezsenni nie atakują, kiedy sami nie zostaną zaatakowani. Przyjmujemy konieczność samoobrony, ale nie uznajemy wojny. Chcemy, aby pozostawiono nas w spokoju, pozwolono nam żyć na własną modłę, cieszyć się wolnością i szczęściem, które osiągamy swoją własną pracą, co dotąd było nam wzbronione. Jedyne, co możemy zrobić, aby powstrzymać żebraków, to dać im pokaz siły, której nie użyjemy jednak, dopóki się nas do tego nie zmusi. Wobec powyższego decyzją Rady Azylu do wszystkich najważniejszych sieci ziemskich zostanie przekazany następujący pokaz, który zostanie nałożony na ich własne programy.
Caroline Renleigh wpisała na swojej konsolecie kilka kodów. Will Sandaleros przez odrębną linię połączył się z siłami wewnętrznego bezpieczeństwa Azylu. Z połączenia tego tak rzadko korzystano, że większość mieszkańców w ogóle zapomniała o jego istnieniu, co dało Willowi wolną rękę i pozwoliło należycie je rozbudować. Każdy terminal w Azylu i na Ziemi przełączył się na jedną z pięciu poważniejszych sieci Wołów, w których ukazał się obraz niszczejącego środowiska, odkupionego przez Azyl od Japonii — stacji orbitalnej Kagura.
Na de obrazu zabrzmiał głos Jennifer Sharifi:
— Mówi do was Rada Azylu. Rząd Stanów Zjednoczonych zapowiedział na jutro rano inwazję na Azyl, którą ma zamiar przeprowadzić pod płaszczykiem tak zwanej pokojowej delegacji. Ale tam, gdzie istnieje fizyczny i ekonomiczny wyzysk, nie może być mowy o prawdziwym pokoju. Jesteśmy ludźmi miłującymi pokój i chcemy, aby pozostawiono nas w spokoju. Jeśli Stany Zjednoczone nie uszanują tego życzenia, będzie to oznaczało, że przypuściły pierwszy atak. A my nie pozwolimy na to, by ktokolwiek zaatakował Azyl. Aby odwieść rząd od planowanego ataku i pokazać, do jakiej ostateczności jesteśmy gotowi się posunąć w obronie naszego domu, przedstawiamy następujący pokaz. Prasa w Stanach Zjednoczonych snuła rozległe spekulacje na temat broni, jakiej mógłby użyć Azyl w swojej obronie. Nie chcemy pozostawić tej kwestii niczyim spekulacjom. Nie chcemy, aby nasza secesja od Stanów Zjednoczonych nosiła piętno przemilczania istotnych informacji. Chcemy za wszelką cenę uniknąć wojny i w tym właśnie celu pokazujemy, jak straszliwe ta wojna mogłaby mieć skutki.
Rzuciła okiem na ekran jednego z monitorów i podjęła zdecydowanie:
— Oto stacja orbitalna Kagura, stanowiąca w tej chwili własność Azylu. Nie ma na niej żadnych ludzi. Pozostała jedynie fauna: zwierzęta hodowlane, owady używane do zapylania, ptaki i gady trzymane dla zachowania równowagi biologicznej i różnego rodzaju gryzonie.
Wszystkie holoprojektory i monitory pokazywały teraz wnętrze stacji orbitalnej Kagura — najpierw szeroką panoramę, a potem zbliżenia pasących się kozokrów i bizobydła. Japończycy stosowali mniej restrykcji wobec inżynierii genetycznej niż Amerykanie, zatem ich bydło rzeźne było potężniejsze, powolniejsze, bardziej soczyste, ukontentowane i głupie. Robokamery pokazały następnie przelatującego ptaka, potem czmychającego z liścia owada.