Te z krajów, które nie były akurat sojusznikami USA, wydały oświadczenia, w których potępiały obie strony uznając je za moralnych barbarzyńców bez szacunku nawet dla własnych praw i obywateli — stara śpiewka, która już dawno przestała budzić czyjekolwiek zainteresowanie. Tylko Włochy, po raz kolejny socjalistyczny, zdobyli się na oryginalne stanowisko. Oświadczyła mianowicie, że Bezsenni są nowymi przywódcami w walce o wyzwolenie klasy robotniczej, uciskanej przez rządy amerykańskich mediów, i że Azyl powiedzie świat w nową erę odpowiedzialnego użytkowania sieci informacyjnych dla dobra mas pracujących.
W kierunku Kagury wyleciał wahadłowiec wiozący międzynarodową grupę badaczy. Natychmiast demonstranci w Stanach poczęli wrzeszczeć, że nie wolno pozwolić im wrócić na Ziemię.
Jakiś Bezsenny żyjący samotnie w Nowym Jorku, niegroźny, nieduży mężczyzna, który przez pięćdziesiąt lat unikał kontaktu z innymi Bezsennymi, został wywleczony ze swego mieszkania i zatłuczony na śmierć.
Azyl wysłał Stanom Zjednoczonym kolejny komunikat:
Żaden człowiek nie jest na tyle lepszy od drugiego, by móc nim rządzić bez jego zgody. A. Lincoln.
— To było do ciebie — rzuciła ze złością Stella. — Cytat z Lincolna; to nie ta wojna. Oni podszywają się pod wojnę o niepodległość, nie pod secesyjną. Jennifer wsadziła tu tego Lincolna tylko dlatego, że ty jesteś linkolnologiem!
Leisha milczała.
— Gdybyśmy przejęli stację bez ostrzeżenia, byłoby to tak samo, jak gdyby Azyl bez ostrzeżenia wypuścił na Ziemi wirus — powiedział Nikos. Wysłał swój sznurowy program do wszystkich trzech budynków, w których zgromadzili się pozostali Bezsenni. Konstrukcja ta była dość zaskakująca jak na Nikosa, który myślał zwykle śmiałymi sznurami z wyraźnie zaznaczonymi powiązaniami. Te zaś sznury odznaczały się delikatną równowagą: równoważyły starannie etykę, historię i solidarność wobec społeczności — wartości przeciwstawne, a tak równorzędne, że cała konstrukcja nabrała dziwnej kruchości od panujących w niej wewnętrznych napięć. Wyglądała niemal tak, jakby była tworem Allena, nie Nikosa. Miri przestudiowała ją uważnie. Spodobała jej się pełna napięcia subtelność.
Oznaczało to, że Nikos nie będzie się jej aż tak mocno przeciwstawiał.
— A gdybyśmy tak dali im ostrzeżenie? — odezwała się Christy.
Pomysł ten wypłynął jakąś godzinę temu, ale konstrukcja Christy zawierała w sobie zupełnie nowe elementy, zaczerpnięte z uzasadnień militarnych: uderzenie wstępne kontra jasno określone alternatywy. Brzemię winy przed sądem wojennym zrównoważone przez opcje poszukiwania rozwiązań pokojowych. Znaczenie wysiłków moralnych wobec ogólnie rozpowszechnionej permisywności. Pearl Harbour. Ojczyzna dla Izraelitów. Hiroszima. Generał William Tecumseh Sherman. Kryzys paragwajski. Sznury myśli Superbystrych rzadko zawierały w sobie elementy historii wojen. Miri była zaskoczona, że pamięć Christy posegregowała je na tyle dobrze, że mogła budować na nich konstrukcje myślowe.
— Taaaaa — wycedził Nikos. — Taaaa…
Ludie, ledwie jedenastoletnia, wykrzyknęła:
— Nie mogłabym grozić mojej mamie! Nawet niebezpośrednio!
Ja tam bym mogła, pomyślała Miri, przyglądając się kolejno Nikosowi, Christy, Allenowi i nieprzewidywalnemu Terry’emu.
— Taaaa — powtórzył Nikos. — A gdyby tak…
Sznury prawdopodobieństw snuły się, wiły i splatały.
— Will, kolejna grupa obywateli żąda wpuszczenia do kopuły Rady — poinformowała radna Renleigh. Sandaleros obrócił się gwałtownie.
— Jak udało im się dostać aż tutaj pomimo zakazu opuszczania budynków?
— Jak? — powtórzyła radna Barcheski z pewnym niesmakiem; wśród radnych zaczęły pojawiać się tarcia. — Na piechotę. Jak myślisz, ilu mamy na zewnątrz ludzi, żeby wyegzekwować posłuszeństwo? I jak myślisz, jak bardzo nasi obywatele boją się tych kilku, których mamy?
— Nikt nie chce, żeby nasi ludzie czegokolwiek się obawiali — odpowiedziała spokojnie Jennifer.
— No i się nie obawiają — odrzekła Barbara Barcheski. — Żądają, żeby ich wpuszczono i chcą z tobą rozmawiać.
— Nie — odparł Sandaleros. — Kiedy będzie po wszystkim, kiedy uniezależnimy się od Ziemi, wtedy będziemy rozmawiać.
— Kiedy już nikogo nie będzie obchodziło, w jaki sposób to uzyskaliście — odezwał się Ricky Sharifi, po raz pierwszy od trzech godzin.
— Mają ze sobą Hanka Kimballa. Pracowaliśmy razem przy systemach. Pole zabezpieczające wokół kopuły Rady może nie wytrzymać — zdenerwowała się Caroline Renleigh.
Cassie Blumenthal podniosła głowę znad terminalu.
— Wytrzyma.
Po chwili protestujący rozeszli się.
— Jennifer — odezwał się John Wong — kanał czwarty agituje ostro za wysłaniem jednego operacyjnego uderzenia nuklearnego, które zmiotłoby Azyl i nasze „rzekome detonatory” jednym, czystym pociągnięciem.
— Nie zrobią tego. Stany Zjednoczone? Niemożliwe — odparła Jennifer.
— Zakładasz, że poczucie przyzwoitości żebraków wygra dla ciebie tę wojnę — ponownie odezwał się Ricky.
— Sądzę, Ricky — rzuciła Jennifer opanowanym tonem — że gdybyś pamiętał wydarzenia, które pamiętam ja i Will, nie opowiadałbyś mi tu o poczuciu przyzwoitości u żebraków. Sądzę także, że swoje opinie mógłbyś na przyszłość zachować dla siebie.
Richard Keller wszedł do pokoju z holowizją tak cicho, że reszta z początku nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Stanął za Stellą i Jordanem, daleko z tyłu, przy samej ścianie. Nad gęstą brodą połyskiwały ocienione brwiami oczy. Pierwszy zauważył go Dan. Nigdy za nim nie przepadał, wydawało mu się, że Richard jakoś się poddał, wycofał, choć nie potrafiłby powiedzieć, od czego była to ucieczka. W końcu przecież ożenił się ponownie, miał jeszcze jedno dziecko, podróżował po całym świecie, uczył się i pracował. Z drugiej strony Leisha, która nie miała nawet tego. A mimo to Danowi wydawało się, że poddał się Richard, a nie otoczona pustynią Leisha.
To bez sensu. Jeszcze przez chwilę mocował się z abstrakcjami, a potem, jak zwykle, dał sobie spokój z ubieraniem odczuć w słowa. Pozwolił natomiast, by przez jego myśli zaczęły prześlizgiwać się chłodne kształty, które były i nie były Leishą i Richardem.
Richard garbił się przy ścianie, wsłuchany w ostre głosy prezenterów, wrzaskliwie domagających się śmierci jego własnych dzieci, których nie widział już od czterdziestu lat.
Jeśli rząd wysadzi Azyl, Richard nadal będzie miał Adę i Seana, pomyślał nieoczekiwanie Dan. A gdyby Sean zginął, powiedzmy, w wypadku, to czy Richard będzie miał kolejne dziecko z Adą albo z kimś innym? Tak. A kiedy i to dziecko umrze, Richard zastąpi je kolejnym. Tak właśnie zrobi.
Dan zaczynał rozumieć, z czego właściwie Richard, w przeciwieństwie do Leishy, zrezygnował.