— Zawsze istnieli ludzie przepełnieni nienawiścią, Stewarcie. Nienawidzą Żydów, nienawidzą czarnych, nienawidzą imigrantów, nienawidzą też jagaistów, którzy mają więcej inicjatywy i godności. Ja stanowię po prostu kolejny obiekt nienawiści. To nic nowego, nic szczególnie godnego uwagi. Wcale nie świadczy o jakichś realnych początkach podziału na Bezsennych i Śpiących.
Stewart wstał i sięgnął po stojące na nocnej szafce kanapki.
— Czyżby? Leisho, przecież istnieje tutaj wyraźna różnica. Jesteście lepiej przystosowani — biorąc pod uwagę względy ewolucyjne — nie tylko, by przeżyć, ale także, by zdominować resztę. Te wszystkie obiekty nienawiści, które tu wymieniasz — z wyjątkiem jagaistów — w życiu społecznym niewiele miały do powiedzenia. Zajmowały najniższe pozycje. Z drugiej strony wy. Na przykład cała trójka Bezsennych na Wydziale Prawa w Harvardzie pracuje w „Przeglądzie Prawnym”. Cała trójka. Kevin Baker, najstarszy z was, zdążył już założyć świetnie prosperującą firmę komputerową i zarabia pieniądze, duże pieniądze. Każdy Bezsenny zbiera najlepsze oceny, żaden nie miewa problemów z psychiką ani nawet ze zdrowiem. Przy tym większość z was nie skończyła nawet osiemnastu lat. Jak myślisz, ile wzbudzicie nienawiści, kiedy opanujecie świat finansów i polityki, zajmiecie wszystkie uprzywilejowane stołki?
— Podaj kanapkę — powiedziała Leisha. — A oto garść dowodów na to, że się mylisz. Po pierwsze — ty sam. Kenzo Yagai. Kate Addams. Profesor Lane. Mój ojciec. Każdy Śpiący, który chce żyć w świecie uczciwej wymiany, wzajemnie korzystnych kontraktów. A to już jest większość — w każdym razie większość z tych, których warto brać pod uwagę. Wierzysz przecież, że współzawodnictwo pomiędzy najbardziej uzdolnionymi prowadzi do wymiany, która wszystkim przynosi korzyść. Nie podlega kwestii, że Bezsenni przynoszą społeczeństwu korzyści. I to w wielu dziedzinach. Świadomość musi zwyciężyć obawę. Jesteśmy dla was cenni. Wiesz o tym doskonale.
Stewart strzepnął okruchy z pościeli.
— Tak, wiem. Wszyscy jagaiści to wiedzą.
— Jagaiści przewodzą w świecie biznesu, finansów i nauki. Albo będą przewodzić. W świecie merytokracji tak właśnie powinno być. Nie dostrzegasz znaczenia większości, Stew. Etyka nie kończy się na tych, co biegną w pierwszym szeregu.
— Mam nadzieję, że się nie mylisz — powiedział Stewart — bo, jak wiesz, jestem w tobie zakochany. Leisha odłożyła kanapkę.
— Radość — wymruczał z twarzą wtuloną w piersi. — Jesteś radością.
Kiedy Leisha przyjechała do domu na Święto Dziękczynienia, powiedziała Richardowi o Stewarcie. Słuchał z zaciśniętymi ustami.
— On jest Śpiącym.
— On jest człowiekiem — odparła z naciskiem Leisha. — Dobrym, inteligentnym i dynamicznym człowiekiem.
— Wiesz, co zrobili ci twoi dobrzy, inteligentni i dynamiczni Śpiący? Zabronili Jeanine udziału w olimpiadzie. „Genetyczna alteracja, analogiczna do steroidowego dopingu, pozwoliła jej uzyskać niesportową przewagę”. Chris Deveraux opuścił Stanford. Rozbili mu laboratorium, zniszczyli wyniki dwuletnich badań nad białkami kodującymi ślad pamięciowy. Firma komputerowa Kevina walczy z obrzydliwą kampanią — rzecz jasna, nielegalną — w której opowiada się o tym, jak to „nasze dzieci używają programów stworzonych przez nieludzkie umysły”. Zepsucie, niewolnictwo umysłowe, sataniczne wpływy i inne tego rodzaju sztuczki z ery polowań na czarownice. Obudź się wreszcie, Leisho!
Jego słowa jakby zawisły na chwilę w powietrzu. Czas wlókł się w nieskończoność. Richard stał lekko pochylony do przodu, mocno zaciskając zęby. Na koniec zapytał bardzo cicho:
— Kochasz go?
— Tak — odrzekła Leisha. — Przykro mi.
— Wybór należy do ciebie — odparł chłodno Richard. — Co robisz, kiedy on śpi? Przyglądasz się?
— Mówisz tak, jakby to było jakieś zboczenie!
Richard nie odpowiedział. Leisha wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić szybko, ale spokojnie, z kontrolowanym pośpiechem:
— Kiedy Stewart śpi, ja pracuję. Tak samo jak ty. Richardzie, nie rób tego. Przecież nie chciałam cię zranić. Nie chcę tracić kontaktu z grupą. Wierzę, że Śpiący i my to jedna rasa — chcesz mnie za to ukarać? Chcesz dołożyć własną cząstkę do nienawiści? Chcesz mi wmówić, że nie mogę należeć do szerszego świata uczciwych i wartościowych ludzi, nieważne, śpiących czy nie? Chcesz mi wmówić, że ludzkość dzieli się według cech genetycznych, a nie ze względu na wartość duchową i ekonomiczną? Chcesz wymusić na mnie sztuczny wybór: albo my, albo oni?
Richard wziął do ręki bransoletkę. Leisha poznała — to był prezent od niej. Odezwał się cicho:
— Nie, to nie jest sprawa wyboru. — Przez chwilę bawił się złotymi ogniwami, potem znów spojrzał na nią. — Jeszcze nie teraz.
Kiedy w czasie wiosennej przerwy przyjechała do domu, ojciec poruszał się już z wyraźnym trudem. Zażywał lekarstwa na nadciśnienie i na serce. On i Susan, wyznał Leishy, rozwodzą się.
— Zmieniła się, Leisho. Sama widziałaś. Przedtem była niezależna, twórcza i szczęśliwa, a po kilku latach nagle zerwała ze wszystkim i stała się zwykłą jędzą. — Potrząsnął głową w szczerym zdziwieniu. — Sama widziałaś, co się działo.
Leisha widziała. Naszło ją wspomnienie: Susan, która bawi się z nią i z Alice w gry, które w rzeczywistości były testami kontrolującymi pracę i rozwój mózgu. Warkocze Susan tańczyły wokół jej roziskrzonych oczu. Alice kochała wtedy Susan, tak samo jak Leisha.
— Tatusiu, chcę dostać adres Alice.
— Mówiłem ci już w Harvardzie, że go nie mam — odparł Camden. Poprawił się w fotelu niecierpliwym gestem kogoś, kto się nie spodziewał, że kiedyś wyczerpią się siły jego organizmu. W styczniu Kenzo Yagai zmarł na raka trzustki. Camden bardzo się tym przejął. — Wypłacam jej pensję za pośrednictwem adwokata, tak jak sobie życzyła.
— W takim razie proszę o adres adwokata.
Adwokat, przygaszony mężczyzna o nazwisku John Jaworski, także nie chciał zdradzić, gdzie jest Alice.
— Ona nie życzy sobie, żeby ją odnaleziono, panno Camden. Chciała zerwać wszystkie więzy.
— Nie ze mną — odparła Leisha.
— Ależ tak — odrzekł Jaworski i w jego oczach zabłysło to samo, co widziała kiedyś na twarzy Dave’a Hannawaya.
Zanim wróciła do Bostonu, poleciała do Austin, tracąc jeden dzień zajęć. Kevin Baker przyjął ją natychmiast, odwołując spotkanie z przedstawicielami IBM. Powiedziała mu, czego jej trzeba, a on zlecił to swoim najlepszym specjalistom, nie wtajemniczając ich w szczegóły sprawy. W ciągu dwóch godzin miała w ręku adres Alice, wykradziony z komputerowych kartotek Jaworskiego. Po raz pierwszy zwróciła się o pomoc do któregoś z Bezsennych i otrzymała ją natychmiast. Nie zażądano nic w zamian.
Alice mieszkała w Pensylwanii. Tydzień później Leisha wynajęła helikopter z pilotem — sama na razie potrafiła prowadzić tylko pojazdy naziemne — i poleciała do High Ridge, gdzieś w Appalachach.
High Ridge było osiedlem oddalonym o dwadzieścia pięć mil od najbliższego szpitala. Alice mieszkała z Edem, milczącym cieślą o dwadzieścia lat starszym od niej, w małej chatce na skraju lasu. W chatce była bieżąca woda i elektryczność, ale nie było sieci z wiadomościami. Ziemia oświetlona pierwszymi promieniami słońca wyglądała surowo i niegościnnie, pocięta lodowymi strumyczkami. Wyglądało na to, że Alice i Ed niczym się nie zajmują. Alice była w ósmym miesiącu ciąży.