Выбрать главу

Sieć Grupy, ciągle jeszcze włączona na terminalu, dzwoniła przeraźliwym dźwiękiem alarmu. Leisha pierwsza dopadła komputera. To był Tony.

— Potrzebuję twojej pomocy prawnej, jeśli się zgodzisz. Próbują wykurzyć nas z Azylu. Bardzo proszę, przyleć jak najprędzej.

* * *

Azyl wyglądał jak surowe, brunatne rysy na późnowiosennej ziemi. Leżał w górach Allegheny w stanie Nowy Jork, na starych stokach, porośniętych sosną i białym orzechem. Od najbliższego miasta, Conewango, wiodła doń doskonale gładka szosa. Wszędzie wokół stały niewysokie, nie wymagające konserwacji budynki w różnym stopniu zaawansowania budowy, zaprojektowane prosto, lecz z wdziękiem. Jennifer Sharifi, która wjechała im naprzeciw, powitała ich bez śladu uśmiechu. Nie zmieniła się wiele przez tych sześć lat, lecz jej długie, czarne włosy były w nieładzie, a ciemne oczy rozszerzone z emocji.

— Tony chciałby z wami pogadać, ale prosił, żebym najpierw oprowadziła was po Azylu.

— Co się dzieje? — zapytała cicho Leisha.

— Pogadamy później. Najpierw przyjrzyjcie się Azylowi. Tony bardzo się liczy z twoim zdaniem, Leisho, więc chciałby, żebyś wszystko obejrzała.

W każdym budynku znajdowały się sypialnie dla pięćdziesięciu osób, a także wspólne kuchnie, łazienki, jadalnie, pokoje do wypoczynku oraz istny labirynt gabinetów, pracowni i laboratoriów.

— Nazywamy je sypialniami nie bacząc na etymologię — powiedziała Jennifer i nawet w tej krótkiej uwadze, która u każdej innej osoby miałaby humorystyczny wydźwięk, Leisha wychwyciła pewną charakterystyczną kombinację zwykłego chłodnego spokoju Jennifer i jej obecnego napięcia.

Wbrew samej sobie nie mogła powstrzymać się od podziwu dla niezwykłej dokładności, z jaką Tony zaprojektował każdy szczegół. Zrobił wszystko, żeby mieszkańcy mogli żyć we wspólnocie, nie tracąc nic ze swej indywidualności. Była tu nawet sala gimnastyczna i mały szpitalik („Pod koniec roku będziemy mieli osiemnastu lekarzy z dyplomami Amerykańskiego Stowarzyszenia Lekarzy, a czterech z nich zamierza przyjechać tu wkrótce”), żłobek, przedszkole, szkoła i farma intensywnej uprawy.

— Większość artykułów żywnościowych będzie oczywiście pochodziła z zewnątrz. Tak jak i zatrudnienie dla naszych ludzi, chociaż dołożymy wszelkich starań, by jak największą część pracy mogli wykonywać na miejscu, za pośrednictwem sieci komputerowej. Nie odcinamy się od świata, chcemy jedynie stworzyć sobie bezpieczne miejsce, z którego będziemy mogli z nim handlować.

Leisha nie odezwała się.

Poza urządzeniami zasilającymi i samowystarczalnym generatorem energii Y największe wrażenie zrobiło na niej planowe zasiedlanie. Tony zainteresował swym projektem Bezsennych ze wszystkich dosłownie dziedzin, które mogły im się przydać na miejscu albo w kontaktach ze światem zewnętrznym.

— Jako pierwsi przybyli prawnicy i księgowi — wyjaśniła Jennifer. — To nasza pierwsza linia obrony. Tony uznał, że większość naszych współczesnych bitew o władzę rozgrywa się na sali konferencyjnej lub sądowej.

Ale nie tylko. Na koniec Jennifer pokazała im plany obrony fizycznej. Jej naprężone do granic możliwości ciało wreszcie nieco się odprężyło.

Uczyniono wszystko, aby można było powstrzymać napastników, nie czyniąc im przy tym krzywdy. Całe 150 mil kwadratowych, które nabyła Jennifer, zostało opasane szczelnym pierścieniem elektronicznego nadzoru. Leisha pomyślała zdziwiona, że to obszar większy niż niektóre okręgi. Każdy, kto wtargnąłby na teren posiadłości, automatycznie uruchamiał pole siłowe, które potraktowałoby go elektrowstrząsami.

— Ale tylko po zewnętrznej stronie pola. Nie chcemy, żeby któreś z naszych dzieci zrobiło sobie krzywdę.

Atak bezzałogowych pojazdów i robotów można było wykryć dzięki systemowi, który lokalizował wszystkie poruszające się metalowe przedmioty, przekraczające określoną normę wagową. Podejrzany był każdy poruszający się metalowy przedmiot, który nie miał na sobie specjalnego sygnalizatora zaprojektowanego przez Donalda Pospula, Bezsennego, który opatentował kilka bardzo istotnych elektronicznych podzespołów.

— Oczywiście, nie mamy żadnych zabezpieczeń na wypadek nalotów powietrznych albo ataków regularnych jednostek wojskowych, ale tego raczej się nie spodziewamy. Co najwyżej zawistników gonionych własną nienawiścią.

Leisha dotknęła palcami planów obronnych. Budziły niepokój.

— Jeżeli nie zdołamy się zintegrować ze światem… Wolny handel powinien oznaczać swobodę poruszania się.

— Tylko wtedy, kiedy wolność poruszania pociąga za sobą wolność myśli — odparowała błyskawicznie Jennifer, a coś w jej głosie kazało Leishy podnieść wzrok. — Muszę ci o czymś powiedzieć.

— O czym?

— Tony’ego tu nie ma.

— A gdzie jest?

— W więzieniu okręgowym w Conewango. To prawda, że staczaliśmy tu prawdziwą bitwę o rejonizację. O rejonizację! Tu, na tym odludziu! Ale mniejsza z tym. Ważniejsze jest to, co zdarzyło się dzisiaj rano. Tony’ego aresztowano pod zarzutem uprowadzenia Timmy’ego de Marzo.

— FBI?

— Tak.

— Skąd… jak się dowiedzieli?

— Któryś z agentów musiał w końcu wpaść na trop. Nie powiedzieli jak. Tony potrzebuje adwokata, Leisho. Bill Thaine już się zgodził, ale on chce, żebyś to ty poprowadziła sprawę.

— Jennifer… przecież ja jeszcze nie zdałam egzaminu… Dopiero w lipcu…

— On mówi, że może poczekać. Do tego czasu sprawę poprowadzi Bill. Zdasz?

— Oczywiście. Ale już załatwiłam sobie pracę u Morehouse’a, Kennedy’ego i Andersona w Nowym Jorku… — urwała. Richard spoglądał na nią twardo, Jennifer wprost przeszywała ją wzrokiem. Leisha zapytała cicho: — Jaka będzie linia obrony?

— Winien — odrzekła Jennifer. — Z uwzględnieniem — jak to się fachowo nazywa? — okoliczności łagodzących.

Leisha skinęła głową. Obawiała się, że Tony wybierze inny wariant, a to oznaczało kłamstwa, wybiegi, całą tę niepiękną politykę. Myślami przebiegła szybko rozmaite sprawy z okolicznościami łagodzącymi, precedensy, testy… Można wykorzystać sprawę Clements przeciwko Yoyowi.

— Bill jest teraz w więzieniu — powiedziała Jennifer. — Pojedziesz tam ze mną?

— Tak.

W Conewango, w siedzibie władz okręgowych, nie pozwolono im zobaczyć się z Tonym. William Thaine, jako jego adwokat, mógł wchodzić swobodnie. Leisha, która oficjalnie nie została jeszcze prawnikiem, nie. Tak właśnie powiedziano im w biurze prokuratora okręgowego. Urzędnik, który z nimi rozmawiał, miał kamienny wyraz twarzy, a kiedy odwrócili się do wyjścia, splunął za nimi, nie bacząc na to, że poplami śliną podłogę własnego sądu.

Richard i Leisha pojechali wynajętym samochodem na lotnisko, skąd mieli wrócić do Bostonu. Po drodze Richard powiedział Leishy, że odchodzi. Chce natychmiast przeprowadzić się do Azylu, żeby pomóc przy planowaniu i budowie.

* * *

Większość czasu Leisha spędzała teraz w swoim mieszkaniu, przygotowując się pilnie do egzaminu albo komunikując się z Bezsennymi dziećmi za pośrednictwem sieci Grupy. Nie zatrudniła nowego ochroniarza na miejsce Bruce’a, nie bardzo więc miała ochotę wychodzić, co z kolei budziło w niej złość na samą siebie. Raz czy dwa razy dziennie przeglądała wycinki prasowe, dostarczane przez maszynę Kevina.

Pojawiły się pierwsze zwiastuny nadziei. „New York Times” wydrukował artykuł wstępny, szeroko rozkolportowany przez elektroniczne serwisy informacyjne.