Выбрать главу

— Naturalnie — odparł Hawke. Założywszy ręce, stanął wsparty o swe potężne biurko, na pozór gotów spełnić jej każde życzenie. Na biurku spoczywał wideotelefon, kubek z nadrukiem Harvardu i obrzędowa laleczka Indian z plemienia Irokezów. Jeszcze dziś rano nie było tu żadnego z tych przedmiotów. Hawke, jak zauważył Jordan, zgromadził do swego występu wszystkie niezbędne rekwizyty. Chłopak poczuł, że piecze go kark.

— Wasze skutery to modele bardzo uproszczone. Mają najprymitywniejsze stożki odbioru energii Y i najmniej wyposażenia dodatkowego ze wszystkich dostępnych na rynku.

— Zgadza się — odpowiedział uprzejmie Hawke.

— A są o wiele bardziej zawodne niż którykolwiek inny model. W czasie eksploatacji wymagają znacznie więcej części zamiennych i to znacznie wcześniej niż inne. W rzeczy samej tylko deflektory osłonowe przy stożkach Y oferują jakiekolwiek gwarancje bezpieczeństwa, a i to tylko dlatego, że są chronione patentem i nie mogą być produkowane na miejscu.

— Pilnie odrobiła pani lekcje — skwitował Hawke.

— Maksymalna prędkość waszych skuterów wynosi nie więcej niż trzydzieści mil na godzinę.

— To prawda.

— I sprzedaje sieje o dziesięć procent drożej niż porównywalne produkty Schwinna, Forda czy Sony.

— I to prawda.

— A mimo to opanowaliście trzydzieści dwa procent krajowego rynku, w zeszłym roku otworzyliście trzy nowe zakłady i zanotowaliście łączny przyrost aktywów rzędu dwudziestu ośmiu procent, podczas gdy przeciętna w tej gałęzi przemysłu wynosi zaledwie osiemnaście procent.

Hawke uśmiechnął się.

Leisha postąpiła krok w jego stronę i powiedziała z naciskiem:

— Niech pan tak nie robi, panie Hawke. To wielki błąd. Nie ze względu na nas — ze względu na was.

Hawke rzucił dobrodusznym tonem:

— Czy to ma być groźba pod adresem moich zakładów, pani Camden?

Jordan poczuł skurcz w żołądku. Hawke z premedytacją przekręcał znaczenie jej słów — z prośby, jaką były, przeistoczyły się w pogróżkę. Więc to dlatego pozwolił jej przyjechać do zakładów Śpi-My: zapragnął płaskich podniet płynących z konfrontacji twarzą w twarz. Nędzarz-przywódca Ruchu Śpi-My kontra bogata i sławna Bezsenna prawniczka. Jordan poczuł falę głębokiego rozczarowania — przecież Hawke jest wielki, nie musi zniżać się do czegoś takiego.

Jordan potrzebował tej wiary.

— Oczywiście nie jest to żadna groźba, panie Hawke — odparła Leisha — jak pan zresztą doskonale wie. Próbuję jedynie wykazać, że pański Ruch Śpi-My jest niebezpieczny dla kraju i dla was samych. Chyba nie jest pan aż takim hipokrytą, żeby udawać, że tego nie rozumie.

Hawke nadal uśmiechał się dobrodusznie, ale Jordan dostrzegł, że drobny mięsień na jego karku, tuż nad pożółkłym wilczym kłem, zaczyna rytmicznie pulsować.

— Wprost nie byłbym w stanie nie zrozumieć, pani Camden. Od lat śpiewa pani ciągle na tę samą nutę we wszystkich możliwych gazetach.

— I nie przestanę śpiewać. Wszystko, co przyczynia się do pogłębiania podziałów między Bezsennymi i Śpiącymi, przynosi szkodę. Ludzie kupują wasze skutery nie dlatego, że są dobre, tanie albo ładne, a tylko i wyłącznie dlatego, że są produkowane przez Śpiących i cały zysk z produkcji przypada Śpiącym. Pan — i wszyscy pana naśladowcy w innych gałęziach przemysłu — pod względem ekonomicznym rozdzieracie kraj na dwoje. Tworzycie dualistyczną gospodarkę, opartą na nienawiści. W tym właśnie tkwi niebezpieczeństwo dla nas wszystkich.

— A szczególnie dla interesów ekonomicznych Bezsennych? — rzucił Hawke, na pozór od niechcenia.

Jordan dostrzegł, iż tamtemu wydaje się, że dzięki nagłemu wybuchowi emocji Leishy wygrał tę rundę.

— Nie — odparła Leisha znużonym głosem. — Proszę, panie Hawke, niech pan nie udaje. Ekonomiczne interesy Bezsennych oparte są głównie na ekonomii globalnej, szczególnie w sferze finansów i zaawansowanych technologii. Może pan produkować każdy pojazd, budynek czy gadżet w całych Stanach, a nie zdoła pan zaszkodzić ich interesom.

Ich — pomyślał Jordan. — Nie: naszym.

Ciekaw był, czy Hawke także zauważył tę różnicę. Ten zaś odparł jedwabistym głosem:

— No to po co pani tu w ogóle przyjeżdżała, pani Camden?

— Z tego samego powodu, dla którego jeżdżę do Azylu: żeby walczyć przeciwko głupocie.

Mięsień na karku Hawke’a zaczął drgać szybciej. Najwyraźniej nie spodziewał się, iż Leisha ośmieli się wspomnieć przy nim o Azylu, ekonomicznym wrogu numer jeden. Hawke pochylił się do przodu i przycisnął jakiś guzik. Ochroniarze Leishy stanęli w pogotowiu. Hawke rzucił im pełne pogardy spojrzenie — zdrajcy własnej biologicznej strony. Drzwi biura otworzyły się i stanęła w nich młoda czarna kobieta.

— Panie Hawke, Coltrane mówił, że chce się pan ze mną widzieć?

— Tak, Tino. Dziękuję. Ta pani interesuje się naszym zakładem. Czy nie zechciałabyś opowiedzieć jej trochę o swojej pracy tutaj?

Tina odwróciła się posłusznie ku Leishy, najwyraźniej jej nie rozpoznając.

— Pracuję na stanowisku dziewiątym — zaczęła. — Przedtem nie miałam nic. Moja rodzina nie miała nic. Szliśmy do opieki społecznej, braliśmy jedzenie, wracaliśmy do domu i je zjadaliśmy. Czekaliśmy na śmierć — ciągnęła historię, którą Jordan słyszał już dziesiątki razy, tylko teraz opowiadaną z większym melodramatycznym zacięciem niż zwykle. Niewątpliwie właśnie dlatego Hawke kazał jej czekać. Od opieki społecznej dostawała tanie pożywienie, odzież i schronienie — i absolutnie nie była w stanie wybić się ponad ten rudymentarny poziom ekonomiczny. Aż do chwili, kiedy Calvin Hawke i Ruch Śpi-My zapewnili jej pracę z regularną płacą, zdobywszy rynek dla swych produktów za pomocą sposobów, które niewiele miały wspólnego z ekonomią.

— Kupuję tylko produkty z fabryk Śpi-My i robię wszystko, żeby sprzedać produkt naszego zakładu — ciągnęła z gorączkowym, jednostajnym zaśpiewem. — To jedyny sposób na to, żeby nam też coś skapnęło!

— A kiedy ktoś — wtrącił Hawke — należący do waszej społeczności kupuje inny produkt, bo jest tańszy albo lepszy…

— To ten ktoś nie utrzyma się w naszej społeczności zbyt długo — dopowiedziała chmurnie Tina. — Sami o siebie zadbamy.

— Dziękuję, Tino — rzekł Hawke. Tina posłusznie wyszła, ale przedtem rzuciła Hawkowi takie samo spojrzenie jak wszyscy. Jordan miał nadzieję, że Leisha poznała już ten rodzaj spojrzeń u swoich klientów na sali sądowej. Ucisk w żołądku zelżał odrobinę.

— Niezłe przedstawienie — oświadczyła oschle Leisha.

— To nie tylko przedstawienie. To godność indywidualnego wysiłku; stary jagaistyczny dogmat, nieprawdaż? A może nie stać panią na uznanie pewnych ekonomicznych faktów?

— Zdaję sobie sprawę ze wszystkich ograniczeń, jakie niesie ze sobą wolny rynek, panie Hawke. Popyt i podaż stawiają robotników na równi z gadżetami, a przecież ludzie to nie gadżety. Ale nie może pan uzdrowić gospodarki tworząc związki konsumenckie na podobieństwo związków zawodowych.

— Ależ ja właśnie w ten sposób uzdrawiam gospodarkę, pani Camden.

— Tylko tymczasowo — odparła Leisha. Gwałtownie pochyliła się do przodu. — Czy pan się spodziewa, że utrzyma długo konsumentów z dala od lepszych produktów tylko na bazie nienawiści klasowej? Nienawiść klasowa powoduje upadek, podczas gdy prosperity pozwala ludziom piąć się w górę, ponad swoją klasę.

— My, ludzie, nigdy nie zdołamy wspiąć się tak wysoko, żeby dorównać Bezsennym. A pani o tym wie. Darwinowskie przetrwanie przypadnie wam. Tak więc my musimy czerpać zyski z tego, co mamy: z przewagi liczebnej.