Выбрать главу

— Ma tylko dyrektor Lee. Był w tym czasie na konferencji w Barbados.

— Dał komuś swój klucz. Albo dorobiony. Albo zgubił. Albo doktor Herlinger zgubił swój.

— Timmy? Niemożliwe. — Walcott wzruszył ramionami. — Ale pozwoli pani, że będę kontynuował. Zlekceważyliśmy tę wiadomość. Postanowiliśmy jednak rezultaty naszej pracy — a w owym czasie zbliżaliśmy się już do końca — ukryć w jakimś bezpiecznym miejscu. Zniszczyliśmy więc wszystko poza jednym jedynym egzemplarzem, wynajęliśmy kasetę skarbcową w podmiejskiej filii First National Bank i wzięliśmy do niej tylko jeden klucz. W nocy zakopaliśmy klucz na tyłach mojego ogrodu, pod krzakiem róży. Endicott perfection — potrójny kwiatostan, kwitnie nieprzerwanie przez całą wiosnę i jesień.

Leisha przyglądała się Walcottowi, jakby ten postradał zmysły. On zaś uśmiechał się lekko.

— Czy w dzieciństwie nie czytała pani książek o piratach?

— Raczej nie czytuję beletrystyki.

— No tak. Przypuszczam, że brzmi to zgoła melodramatycznie, ale nic innego nie wpadło nam do głowy. — Znów przeciągnął szczupłą dłonią po rzednących włosach, które teraz przypominały zmierzwioną grzywkę. Nagle z jego głosu zniknęła cała poprzednia pewność, stał się wiotki i znużony. — Klucz nadal tam jest, pod tym krzakiem róży. Sprawdzałem dzisiaj rano. Ale dokumentacja badań zniknęła z kasety skarbcowej. Kaseta jest pusta.

Leisha wstała i podeszła do okna. Odruchowo je rozjaśniła. Blade światło rozlało się plamami po falach jeziora Michigan. Na wschodzie wznosił się wysoko ostry sierp księżyca.

— Kiedy odkrył pan tę kradzież?

— Dziś rano. Wykopałem klucz, bo chcieliśmy wyjąć papiery, żeby coś do nich dodać, a potem poszliśmy razem z Timmym do banku. Powiedziałem urzędnikom, że skrytka jest pusta. Odpowiedzieli, że z ich zapisów nie wynika, żeby coś miało w niej być. Powiedziałem im, że osobiście wkładałem do kasety sześć arkuszy papieru.

— I zgłosił pan to do komputera przy wypożyczaniu skrytki?

— Oczywiście.

— Czy ma pan jakieś pokwitowanie?

— Tak. — Podał jej wydruk pokwitowania. — Ale później, kiedy kierownik działu odnalazł odpowiedni zapis, okazało się, że doktor Adam Walcott wrócił do banku następnego dnia i zabrał wszystkie papiery, a co więcej, doktor Adam Walcott podpisał na to stosowne pokwitowanie. I oni mieli to pokwitowanie, pani Camden.

— Z pańskim podpisem.

— Tak. Ale ja go nie podpisywałem! To fałszerstwo!

— Nie, to z całą pewnością pańskie pismo — odparła Leisha. -Ile dokumentów musi pan podpisywać co miesiąc w Samplice, doktorze?

— Przypuszczam, że dziesiątki.

— Zamówienia na materiały, rozliczenia wydatków, dyspozycje przewozowe. Czy pan je wszystkie czyta?

— Nie, ale…

— Czy nie zwalniała się ostatnio któraś z sekretarek?

— A dlaczego… Chyba tak. Dyrektor Lee ma spore trudności z utrzymaniem personelu pomocniczego na stałe. — Cienkie brwi zbiegły się nagle. — Ale dyrektor przecież nie miał pojęcia, nad czym pracujemy!

— Nie miał, tego jestem pewna. — Leisha złożyła ręce na brzuchu. Już od dawna klienci nie wywoływali u niej nerwowych mdłości. Prawnik, który praktykuje w swoim zawodzie przez dwadzieścia lat, przyzwyczaja się w końcu do wszelkiego rodzaju nieudaczników, kryminalistów, manipulatorów, bohaterów, szarlatanów, stukniętych, pokrzywdzonych i ostatnich dupków. Człowiek wierzy w prawo, a nie w klientów. Ale nigdy dotąd żaden prawnik nie miał przed sobą klienta, który mógł zamienić Śpiącego w Bezsennego.

Siłą woli przemogła mdłości.

— Proszę mówić dalej, doktorze.

— Nie chodzi o to, że teraz byle kto może skopiować wyniki naszych badań — ciągnął Walcott tym swoim słabym, zamierającym głosem. — Bo, po pierwsze, nie zdążyliśmy umieścić tam końcowych, najważniejszych równań, nad którymi ciągle jeszcze pracujemy. Ale to my zrobiliśmy całą tę robotę i chcemy to mieć z powrotem. Timmy musiał poświęcić kilka prób w zespole muzyki kameralnej. No i oczywiście kiedyś będą z tego nagrody medyczne.

Leisha wpatrywała się w twarz Walcotta. Modyfikacja, która w przyszłości mogła odmienić cały rodzaj ludzki, a ten wiotki człowieczek widzi ją wyłącznie w kategoriach krzewów róż, gier pirackich, nagród i muzyki kameralnej. W końcu powiedziała:

— Chce pan, żeby jakiś prawnik nakreślił pańską sytuację prawną. Pana jako osoby prywatnej.

— Tak. A także by reprezentował mnie i Timmy’ego w procesie przeciw bankowi albo Samplice, jeżeli miałoby do tego dojść. — Znienacka spojrzał na nią z tą swoją niepokojącą bezpośredniością, którą najwyraźniej potrafił przybrać na chwilę, ale nie mógł utrzymać dłużej.

— Przychodzimy do pani, ponieważ jest pani Bezsenną. A także dlatego, że jest pani Leishą Camden. Wszyscy wiedzą, że jest pani przeciwna dzieleniu rodzaju ludzkiego na dwie tak zwane rasy, a nasze badania zakończą naturalnie tę… tę… — machnął gazetą ze zdjęciem. — No i, rzecz jasna, kradzież to kradzież, nawet w obrębie jednego zakładu.

— To nie Samplice ukradło wyniki pańskich prac, panie Walcott. Ani bank.

— Kto w takim razie?

— Nie mam na to dowodów. Ale chciałabym widzieć pana i doktora Herlingera u siebie w biurze jutro o ósmej rano. A do tego czasu — to bardzo ważne! — niech pan nic nigdzie nie zapisuje. Nigdzie.

— Rozumiem.

— Zamienić Śpiącego w Bezsennego — powiedziała, zanim zdołała się zorientować, że w ogóle ma zamiar się odezwać.

— Tak — odrzekł. — No, tak.

Odwrócił głowę, by zapatrzeć się na niezwykłe w tym funkcjonalnie urządzonym biurze, wyzywające mnogością kolorów egzotyczne kwiaty, hodowane w sztucznym świetle specjalnie zaprojektownej cieplarenki w rogu pomieszczenia.

* * *

— Obaj są w porządku — oznajmił Kevin.

Wszedł do gabinetu Leishy prosto z własnego, w ręce trzymał komputerowy wydruk. Podniosła wzrok znad akt sprawy Simpson kontra Rybołówstwo Lądowe. Na biurku stały kwiaty, które Alice uparła się codziennie przysyłać: słoneczniki, stokrotki i genomodyfikowane alumbiny. Nigdy nie zwiędły, zanim nie przybyła następna dostawa. Nawet zimą mieszkanie pełne było kalifornijskich kwiatów, których Leisha tak naprawdę nie lubiła, ale których jakoś nie potrafiła wyrzucić.

Blask lampy igrał na ciemnych włosach Kevina i jego pociągłej, gładkiej twarzy. Nie wyglądał na swoje czterdzieści siedem lat, prawdę mówiąc wyglądał młodziej od Leishy. „Pustka” — powiedziała o nim kiedyś Alice, ale tylko jeden, jedyny raz.

— W porządku?

— Wszystkie akta są czyste — odpowiedział. — Walcott był stypendystą Uniwersytetu Stanu Nowy Jork na uniwersytetach w Poczdamie i Deflores; nie wybijającym się, ale do przyjęcia. Raczej przeciętny student. Dwie poważniejsze publikacje, nie notowany, żadnych zatargów z urzędem skarbowym. Dwa razy zatrudniony jako wykładowca, dwa razy jako pracownik naukowy, z każdego stanowiska odszedł na własną prośbę, więc może po prostu nie może długo usiedzieć na jednym miejscu. Herlinger to co innego. Ma zaledwie dwadzieścia pięć lat, to jego pierwsza praca. Skończył biochemię w Berkeley i U.C. Inine, plasując się w górnych pięciu procentach swojego roku, miał przed sobą bardzo obiecującą przyszłość. Ale na krótko przed uzyskaniem tytułu doktora został aresztowany, miał proces i został skazany za genomodyfikowanie pewnych niedozwolonych substancji. Dostał wyrok w zawieszeniu, ale to wystarczy, żeby mieć kłopoty ze znalezieniem pracy w jakimś lepszym miejscu niż Samplice. Przynajmniej przez jakiś czas. Żadnych problemów z fiskusem, ale też i żadnych dochodów, o których warto byłoby wspominać.