To, że się zająknął, tylko pogorszyło sprawę. Richard wcale nie był pewien, czy jego żona nie byłaby zdolna do morderstwa na tle politycznym. Leisha spojrzała nań trzeźwo. Musiała o tym usłyszeć ze wszystkimi szczegółami, bo… bo co właściwie? Bo musiała. Musiała znać prawdę.
Ale nic więcej nie dane jej było usłyszeć. Richard zacisnął w dłoni kwiat, którego dotykał, i wybuchnął śmiechem.
— Przestań! — błagała, ale on śmiał się dalej, zanosząc się ostrym chichotem, który zdawał się nie mieć końca. Wreszcie Leisha otworzyła drzwi swojej kancelarii i kazała swemu sekretarzowi zadzwonić do prokuratora okręgowego.
11
CELA Z POROWATEGO KAMIENIA MIERZWA PIĘĆ KROKÓW na sześć. Znajdowało się tam wbudowane w ścianę łóżko z dwoma ekologicznymi kocami i jedną poduszką, umywalka, krzesło oraz toaleta, ale nie było okna ani terminalu. Will Sandaleros, adwokat Jennifer Sharifi, wniósł w związku z tym zażalenie, gdyż wszystkie cele z wyjątkiem karceru miały wmontowane w ścianę najprostsze urządzenia do odbioru informacji, wykonane z niezniszczalnego stopu metali. Jego klientka, twierdził, ma prawnie zagwarantowany dostęp do sieci informacyjnych, do zaaprobowanych zbiorów bibliotecznych i do państwowego systemu poczty elektronicznej. Naczelnik więzienia zignorował jego protesty — w kwestii terminali nie miał do Bezsennych zaufania. Nie chciał także zezwolić, aby zatrzymana uczestniczyła w zbiorowej gimnastyce ani we wspólnych posiłkach, ani też żeby przyjmowała w celi odwiedzających. Dwadzieścia lat wcześniej miał przykrą wpadkę z Bezsennym z Azylu — zamordowali go współwięźniowie. To nie może się powtórzyć, w każdym razie w jego więzieniu.
Jennifer kazała adwokatowi zaprzestać protestów.
Pierwszego dnia dokładnie zbadała wszystkie cztery kąty swojej celi. Kąt południowo-wschodni przeznaczyła na modlitwę. Kiedy przymykała oczy, widziała wschód słońca zamiast porowatej kamiennej ściany. Po kilku dniach nie musiała już nawet zamykać oczu. Słońce naprawdę tam było, przywołane siłą jej wiary.
W kącie północno-zachodnim znajdowała się umywalka. Dwa razy dziennie myła się w niej cała, zrzuciwszy białą abaję. Ją także prała, nie chcąc korzystać z więziennej pralni ani z więziennej odzieży. Jeśli nawet nadzorująca kamera przekazywała innym jej codzienną nagość, przeszkadzało jej to tak samo jak ściana w oglądaniu słońca. Ważne było tylko to, co robiła, a nie to, co sądzą na ten temat podludzie. Właśnie przez swe lubieżne podglądactwo utracili cechy ludzkie, które kazałyby jej się z nimi liczyć.
Pozostałe dwa kąty w całości wypełniała prycza. Dzień po dniu pozostawiała pościel, nie tkniętą, pod łóżkiem. Sama prycza stała się dla niej miejscem, w którym pobierała nauki. Siedziała wyprostowana na brzeżku, ubrana w ciągle wilgotną abaję. Kiedy nadchodziły wydruki, których zażądała — dostarczano je chaotycznie i z przerwami — czytała, zezwalając sobie tylko na jednorazową lekturę każdej gazety, każdej książki prawniczej i każdej z bibliotecznych publikacji. Kiedy nie miała nic do czytania, rozmyślała, układając szczegółowe scenariusze przyszłych zdarzeń, które obejmowały każdą ewentualność, jaką tylko była w stanie sobie wyobrazić. Myślała o czekającym ją procesie. O badaniach Walcotta. O przyszłości Azylu. O wyborze, jakiego dokonała Leisha Camden. O ekonomicznych podstawach dla każdej sekcji i każdego działu, o każdej ważniejszej relacji osobistej czy zawodowej, która istniała w obrębie Azylu. Każda ewentualność rozgałęziała się w kilku miejscach; uczyła się wszystkich dopóty, dopóki nie nauczyła się z zamkniętymi oczyma widzieć całą tę ogromną strukturę — drzewko decyzji za drzewkiem, całe tuziny, a każde z nich rozgałęziało się na wszystkie strony. Kiedy z wydruków lub od Sandalerosa dowiadywała się o czymś nowym, rysowała w myślach od nowa te wszystkie gałęzie, na które świeżo poznane fakty mogły mieć wpływ. Każdej ze swych decyzji przypisywała stosowny cytat z Koranu albo nawet kilka, jeśli zdarzyło się tak, że istniało kilka sprzecznych rozwiązań. Kiedy za jej zamkniętymi powiekami rozciągała się ta ogromna, harmonijna całość, otwierała oczy i uczyła się widzieć ją w trzech wymiarach na środku celi; niemal namacalne gałęzie wypełniały sobą niewielkie pomieszczenie, rozrastając się jak konary drzewa życia.
— Nic tylko siedzi i się gapi — meldowała prokuratorowi okręgowemu przełożona. — Czasem zamknie oczy, to znów otworzy. Prawie się nie rusza.
— Czy nie wydaje się pani, że to może być rodzaj katatonii, który wymagałby opieki lekarskiej?
Przełożona potrząsnęła głową przecząco, potem kiwnęła twierdząco, potem znów przecząco.
— Skąd, do diabła, mam wiedzieć, czego może wymagać jedno z nich!
Prokurator okręgowy nie odpowiedział.
Środa i piątek były dniami odwiedzin, ale nie wpuszczano do niej nikogo z wyjątkiem Willa Sandalerosa. Przychodził codziennie do przeważnie pustej rozmównicy, w której siedziała Jennifer, oddzielona od niego grubą ścianą plastiglasu i otoczona pierścieniem kamer nadzorujących.
— Jennifer, wielka ława przysięgłych postawiła cię w stan oskarżenia.
— Tak — odparła Jennifer. Na jej drzewku decyzyjnym nie wyrosła gałąź odpowiadająca sytuacji, w której wielka ława przysięgłych oddaliłaby oskarżenie. — Czy ustalono już termin rozprawy?
— Na ósmego grudnia. Powtórnie odrzucono wniosek o wypuszczenie za kaucją.
— Tak — powtórzyła Jennifer. Nie istniały także gałęzie dotyczące wyznaczenia kaucji. — Leisha Camden zeznawała przed wielką ławą — stwierdziła raczej niż spytała.
— Tak. Jej zeznanie udostępniono stronom; będę się starał zdobyć wydruk i dla ciebie.
— Od dwóch dni niczego mi nie dostarczają.
— Zajmę się tym. Sieci informacyjne piszą stale to samo; nawet nie będziesz chciała tego czytać.
— Będę chciała — sprzeciwiła się Jennifer.
Histeria gazet była jej potrzebna; nie dla nauki, a dla wzmocnienia żaru jej modlitw. „Przypomnienie dla wiernych” — jak mówi Koran. „Bezsenni mordują, żeby opanować świat!” „Najpierw pieniądze — teraz krew?” „Tajny kartel Bezsennych spiskuje, by obalić rząd Stanów Zjednoczonych — przez morderstwo!” „Bezsenna renegatka ujawnia liczbę mordów popełnionych przez mafię z Azylu”. „Lokalny gang przyznaje się do zabicia nastolatka: On był Bezsenny — mówią”.
— W takim razie może będziesz chciała — powiedział Will Sandaleros. Miał dwadzieścia pięć lat, a do Azylu przybył jako czterolatek. Oboje rodzice z własnej woli zrzekli się praw do opieki, bo czego innego się spodziewali po genetycznie zmodyfikowanym dziecku. Kiedy skończył prawo na Harvardzie, wrócił do Azylu i tam założył swoją kancelarię, wyjeżdżając tylko po to, by skonsultować się z klientami lub stawić się w sądzie. Ale nawet wtedy czynił to niechętnie. Prawie nie pamiętał swoich rodziców, nie darzył ich też żadnym sentymentem. Jennifer od razu wybrała go na swego obrońcę.
— Jeszcze jedno — odezwał się. — Mam wiadomość od twoich dzieci.
Jennifer siedziała prosto jak struna. Za każdym razem to było najgorsze. To dlatego ćwiczyła się w samodyscyplinie, dzień i noc siedząc na metalowej krawędzi łóżka, z wyprostowanymi plecami i umysłem siłą nakierowanym na spokojne planowanie. To dlatego.
— Mów.
— Najla prosiła, żeby ci przekazać, że skończyła już pracę nad programem Fizyka Trzy. Rick mówił, że wykrył nowy szlak migracyjny ryb w najświeższych danych o Prądzie Zatokowym i że właśnie kreśli go na mapie, którą jego ojciec umieścił w naszym atlasie świata.