— Ale chodzi także o zasadę — odezwał się Will Sandaleros. — Roszczenia słabych wobec silniejszych ze względu na własną słabość. Żebracze roszczenia, oparte na założeniu, że owoce pracy jednych należą się innym tylko dlatego, że sami nie mogą na siebie zapracować. Nie uznajemy twierdzenia, jakoby słabość miała moralne prawo żądać czegokolwiek od talentu i pracy.
Radny Jamison, inżynier, niemal równie stary jak Jennifer, który nie przeszedł żadnych innych genomodyfikacji oprócz bezsenności, potrząsnął głową. Miał pociągłą, niezbyt przystojną twarz o ostrym, sterczącym podbródku.
— Tu chodzi o ludzkie życie, radny Sandaleros. Życie członka naszej społeczności. Czy społeczność nie powinna gwarantować swoim członkom pełnego wsparcia?
— Ale co stanowi podstawę uczestnictwa w danej społeczności? Czy automatycznie zostaje się nim raz na zawsze? To doprowadziłoby nas do instytucjonalnego zwyrodnienia. Czy być członkiem społeczności nie oznacza stale aktywnie ją wspierać, stale dokładać się do wspólnej korzyści? Czy, na przykład, pański zakład ubezpieczeń, radny Jamison, nadal umieszczałby klienta na swojej liście, jeśli ten zaniechałby wpłacania należnych kwot?
Jamison nie odpowiedział.
— Ale społeczność nie jest równoznaczna z umową handlową! — krzyknęła Letty Rubin. — Musi przecież oznaczać coś więcej!
Głos Jennifer zagłuszył ostatnie słowa.
— Musi oznaczać jedno: Tabitha Selenski nie powinna chcieć stać się ciężarem dla własnej społeczności. Powinna mieć na tyle godności i przyzwoitości, żeby nie chcieć ciągnąć dalej tak zwanego życia jako żebrak. A to oznacza, że w swoim testamencie powinna zawrzeć standardową klauzulę o eutanazji. Ja przecież tak zrobiłam, podobnie jak Will i podobnie jak ty sama, Letty. Ponieważ Tabitha tego nie dopatrzyła, przeciwstawiła się zasadom obowiązującym w naszej społeczności i sama siebie wykluczyła z jej obrębu.
— Instynkt samozachowawczy nie podlega naszej woli, matko — odezwał się Ricky.
— Dla dobra społeczności instynkty mogą zostać okiełznane. Tak dzieje się przecież od samego początku. Wierność seksualna, sformalizowanie praw rządzących dysputą, nałożenie tabu na kazirodztwo — czymże są innym, jeśli nie opanowywaniem instynktów przez wolę dla dobra ogółu? Instynkt nakazuje zabijać dla zemsty albo pieprzyć się do utraty zmysłów, kiedy tylko przyjdzie na to chętka.
Miri gapiła się na babkę szeroko otwartymi oczyma. Nigdy, w całym swoim życiu, nie słyszała, żeby Jennifer używała takich słów. Babka była zawsze bardzo oficjalna. Po sekundzie Miri zrozumiała, że to rozmyślny, teatralny gest i poczuła lekki niesmak, po którym nastąpił kolejny skurcz żołądka. Babka nie wierzyła, aby same tylko rzeczowe argumenty mogły przekonać Radę do zabicia Tabithy Selenski.
Do zabicia.
Sznury zawirowały jej w głowie.
— Czymże jest bezsenność, jeśli nie okiełznaniem wewnętrznego popędu? — wtrącił nerwowo Jean-Michel Devore. Jennifer obdarzyła go uśmiechem.
— Kluczem jest tu definicja społeczności — odezwała się Najla. — Myślę, że w tej kwestii wszyscy jesteśmy zgodni. Nasza definicja wymaga od członków posiadania pewnych cech i uzdolnień oraz respektowania pewnych zasad. Który z elementów jest tutaj zasadniczy? A bez którego możemy się obejść?
— To dobry początek dyskusji — pochwalił Sandaleros.
— Członek naszej społeczności musi się wykazać wszystkimi trzema — oznajmiła Jennifer. — Cechą bezsenności, zdolnością do pracy na rzecz społeczności, a nie tylko korzystania z jej zasobów, i respektem dla zasady, że dobro społeczności stoi ponad jego osobistymi preferencjami. Każdy, kto nie posiada któregoś z tych trzech elementów, jest nie tylko różny od nas, ale stanowi dla nas aktywne zagrożenie. — Pochyliła się do przodu, dłonie wsparła o blat stołu. — Wierzcie mi, wiem coś o tym.
Nastąpiła krótka chwila ciszy, którą przerwał cichy głos Hermione.
— Każdy kto myśli inaczej niż my, nie może być prawdziwym członkiem naszej społeczności.
Opuszczona głowa Miri wystrzeliła w górę. Wpatrzyła się w matkę, która jednak nie odwzajemniła jej spojrzenia. Wszystkie sznurowe konstrukcje w głowie Miri zawirowały. Na moment zaparło jej dech w piersiach.
Ale przecież matka miała na myśli tylko tych, którzy myślą inaczej o pryncypiach.
W jej sznury wplątały się słowa z dwudziestu języków: Harijan. Proscrit. Bui doi. Inquisicion. Kristalnacht. Gułag…
— Spo…społeczność po… — w zdenerwowaniu nie potrafiła przepchnąć cholernych słów przez gardło — podzielona u p-podstaw u-ulegnie sa…samozagładzie.
— I właśnie dlatego nie wolno nam dzielić się na zdolnych do pracy i pasożytów — Jennifer zgrabnie weszła jej w słowo.
— N-nie o to m-mi cho…chodziło!
Spierali się przez bite pięć godzin. Tylko Najla, która z powodu ciąży czuła bóle w krzyżu, wyszła, pozostawiając swój głos mężowi. W końcu wynik głosowania wyniósł dziewięć do sześciu — Tabitha Selenski musi opuścić ich społeczność. Jeśli takie będzie życzenie jej męża, można ją wysłać na Ziemię, pomiędzy innych żebraków.
Miri głosowała z mniejszością. Podobnie — co było dla niej niemałym zaskoczeniem — głosował jej ojciec. Wynik głosowania mocno ją przygnębił, ale musiała podporządkować się woli większości. Azylowi należy się wsparcie. Odczuwała wielkie zmieszanie i pragnęła gorąco przedyskutować to wszystko z Tonym, tak jak tylko oni to potrafią, w całej pełni i głębi wzajemnych powiązań, trojakich asocjacji i ciągów znaczeń. Komputerowy program Tony’ego to był wielki sukces. Superbystrzy przywykli już stosować go do porozumiewania się we własnym kręgu, wymieniając między sobą potężne konstrukcje znaczeniowe bez tych ograniczeń, jakie stale narzucała im mowa.
Przed drzwiami Kopuły Rady zatrzymał ją ojciec. Ricky Keller miał podkrążone oczy. Miri przyszło do głowy, że widząc go siedzącego w Radzie obok swej matki wielu pomyślałoby, że z tej dwójki młodsza jest Jennifer. Z roku na rok Ricky stawał się delikatniejszy w obejściu. A teraz, kładąc dłoń na ramieniu Miri, powiedział:
— Szkoda, że nie poznałaś mojego ojca, Miri.
— Two…twojego ojca?!
Nikt nigdy nie rozmawiał o Richardzie Kellerze. Opowiedziano jej tylko o procesie, a to, co zrobił Jennifer, swojej żonie, było potworne.
— Myślę, że pod wieloma względami bardzo go przypominasz, mimo że jesteś Super. Dziedzictwo genetyczne jest o wiele bardziej skomplikowane, niż nam się w naszym zadufaniu wydaje. Policzalne chromosomy to nie wszystko.
I odszedł. Miri sama nie wiedziała, czy ma się cieszyć czy obrazić. Richard Keller, zdrajca Azylu. Ludzie zwykle mawiali o niej, że przypomina swoją babkę, „zdecydowaną kobietę”. Jednak oczy ojca w swojej melancholii wydały jej się pociągająco delikatne. Miri zapatrzyła się na jego oddalającą się, pochyloną sylwetkę.
Następnego dnia Tabitha Selenski umarła od śmiercionośnego zastrzyku. Uparcie krążąca plotka twierdziła, że Tabitha sama wstrzyknęła sobie truciznę, ale Miri w to nie wierzyła. Gdyby Tabitha była w stanie to zrobić, decyzja Rady z pewnością byłaby inna. Ale Tabitha była już właściwie warzywem. I taka była prawda. Tak mówiła przecież babka Miri.
KSIĘGA CZWARTA
Żebracy
2091
Żaden człowiek nie jest na tyle lepszy od drugiego, by móc nim rządzić bez jego zgody.