Выбрать главу

— Do otrzymania końcowego efektu musi upłynąć kilka godzin — powiedziała Miri. — Enzym musi najpierw wywołać produkcję odpowiedniej ilości neuroprzekaźnika.

Superbystrzy patrzyli na Miri błyszczącymi, rozedrganymi oczyma. A ona pochyliła się ku nim.

— Posłuchajcie. Jest jeszcze jedna rzecz, o której musimy pogadać. Wiecie, że szukałam tej genomodyfikacji od czterech lat. No, właściwie przez pierwsze dwa lata tylko rozglądałam się w problemie. Ale nie sądzę, żeby udało mi się znaleźć rozwiązanie, gdybym nie nauczyła się czegoś zupełnie innego. Nazywają to snami na jawie.

Słuchali jej z niesamowitą wprost uwagą.

— Brzmi to jak coś, co zwykle robią Śpiący i to właśnie Śpiący mnie tego nauczył. Dzięki Joan Lucas. Ale my też możemy mieć sny na jawie i choć nie mam na razie żadnych analiz mózgowych na ten temat, sądzę, że chyba robimy to nieco inaczej niż Śpiący. A nawet inaczej niż Normalni. — Tu Miri opowiedziała wszystkim o telefonie Joan, o Danie Arlenie, o tym, jak zobaczyła we śnie sznury tyczące jej badań, jak do nich sięgnęła i je zmieniła.

— To tak, jakby sznury były tylko jednym sposobem organizowania myśli, takim, który w skuteczny sposób oddaje myślenie asocjacyjne i linearne, a sny na jawie drugim. Używa do tego… pięter. Wyciąga je — bo ja wiem, może z podświadomości, w taki sam sposób, jak działają marzenia senne Śpiących. Ale Śpiący nie mają konstrukcji sznurowych, do których mogliby włączyć swoje piętra. Nie mogą — sama nie wiem! — być może w ogóle nie udaje im się wykształcić snów na jawie, bo od samego początku brak im jasnych i spójnych kształtów, z których mogliby skorzystać. A może potrafią wykształcać marzenia senne, ale bez wizualizacji złożonych struktur sznurowych kształtowanie dotyka tylko sfer emocjonalnych. — Miri wzruszyła ramionami. Któż to może wiedzieć, w jaki sposób pracują umysły Śpiących? — W każdym razie śnić na jawie to jakby na nowo się urodzić. W świecie, który ma więcej wymiarów niż ten nasz. A ja chcę, żebyście wszyscy tego spróbowali.

Z kieszeni szortów wyciągnęła kasetę ze swoim ulubionym przedstawieniem Dana Arlena. Rejestracja wszystkich sześciu nie sprawiła programom Tony’ego najmniejszego kłopotu, mimo tego, co twierdzono w sieciach.

Zanim zaczęło się zebranie, Terry Mwakambe włączył wokół pracowni Raoula jedno ze swych nieprzenikalnych pól bezpieczeństwa. Miri wsunęła kasetę do holoterminalu Raoula. Odwróciła się plecami do miniaturowej holosceny — tym razem sama nie chciała zapaść w sen. Tym razem chciała poobserwować pozostałych.

Jedne po drugich oczy zachodziły mgłą, chociaż się nie zamykały. Melodyjny głos Arlena muskał ich powieki, recytując słowa podsuwał wyobrażenia. Superbystrzy śnili.

Kiedy było po wszystkim, obudzili się niemal jednocześnie. Śmiali się i płakali, i podekscytowali mówili o tym, co im się śniło — wszyscy z wyjątkiem Terry’ego, tego najbardziej zmienionego genetycznie, najbardziej odmiennego. Terry siedział zgarbiony w kącie, z głową pochyloną tak, że Miri widziała tylko jego włosy.

Gdzieś pośrodku tych śmiechów i pokrzykiwań syntetyczny enzym Miri wystymulował produkcję wystarczającej ilości trzech różnych, wzajemnie od siebie zależnych mózgowych substancji chemicznych, które odmieniły delikatny, zakodowany genetycznie skład płynu rdzeniowo-mózgowego.

Terry wstał. Jego szczupłe ciało i wielka głowa były zupełnie nieruchome. Rozejrzał się po ich twarzach oczyma, które już nie drgały i nie mrugały. Powiedział:

— Wiem, jak usunąć ostatnie zabezpieczenia Laboratoriów Sharifi. I wiem też, co za nimi znajdziemy.

24

W NOWY ROK LEISHA POSZŁA NA SPACER WZDŁUŻ potoku, pod amerykańskie topole. Na ziemi połyskiwał niezbyt obfity śnieg. Podniosła wzrok i ujrzała, że w jej kierunku pędzi, posapując i bez płaszcza, Jordan. Linie i zmarszczki na zniszczonej słońcem twarzy — miał w końcu sześćdziesiąt siedem lat — naprężyły się z napięcia jak struny.

— Leisho! Azyl odłączył się od Stanów Zjednoczonych!

— Tak — odparła Leisha, wcale nie zaskoczona. Krótko po pogrzebie Alice doszła do wniosku, że taki właśnie musi być cel Jennifer. Wszystko pasowało. Przyszło jej na myśl, że ona i Kevin Baker są być może jedynymi osobami, których to nie zaskoczyło. A może Kevin był zaskoczony. Nie rozmawiała z nim od czasu pogrzebu Alice.

Pochyliła się i wzięła z ziemi kamień — niemal doskonale owalny, wypolerowany przez wiatr i wodę. Kamień przeniknął jej palce lodowatym chłodem.

— Tak — powtórzyła. — Wiem o tym.

— No to jak, nie idziesz oglądać wiadomości?

— A cóż innego zwykle robimy? — odparła Leisha takim tonem, że Jordan spojrzał na nią zdziwiony.

Azyl ogłosił swoją deklarację pierwszego stycznia 2092 roku, punktualnie o ósmej rano. Oświadczenie, wysłane jednocześnie do pięciu najważniejszych w kraju sieci informacyjnych, prezydenta i Kongresu Stanów Zjednoczonych, z których żadne właściwie nie funkcjonowało o tej porze w Nowy Rok, było bardzo kategoryczne w tonie.

* * *

Kiedy w toku ludzkich zdarzeń przychodzi taka chwila, w której staje się konieczne, by jedna grupa ludzi rozwiązała więzy polityczne łączące ją z drugą i pomiędzy ziemskimi potęgami przyjęła odrębną i równą im pozycję zgodnie z prawami Boga i Natury, szacunek dla opinii ludzkości nakazuje, aby grupa ta przedstawiła powody, jakie zmusiły ją do owej separacji.

Zakładamy, że dla bystrego obserwatora prawdy te są zrozumiałe same przez się: że wszyscy ludzie nie zostali stworzeni równymi; że wszystkim przysługuje prawo do życia, wolności i poszukiwania szczęścia, lecz nikomu nie gwarantuje się ich spełnienia kosztem wolności, życia i szczęścia innych ludzi; że rząd, ustanowiony spomiędzy ludzi, aby strzegł owych praw, czerpie swoją władzę z przyzwolenia rządzonych oraz że rząd, który zarówno nie zabezpiecza praw, jak i nie dba o zgodę rządzonych, w obu tych wypadkach staje się czynnikiem destrukcyjnym, wobec czego ludzie mają prawo zmienić go lub obalić i ustanowić nowy rząd, oparty na takich zasadach i w taki sposób wyposażony we władzę, by możliwie jak najpełniej realizował ich potrzeby bezpieczeństwa i szczęścia.

Działań takich nie można podejmować z powodów błahych i niepoważnych, lecz kiedy długi łańcuch nadużyć i rozmaitych uzurpacji ujawnia ukryty plan, który ma na celu pozbawienie ludzi tego, co prawnie do nich należy, obalenie takiego rządu staje się ich obowiązkiem. Zaś historia działań obecnego rządu Stanów Zjednoczonych jest taką właśnie historią pełną krzywd i uzurpowanych praw. Aby to udowodnić, pozwolimy sobie przytoczyć nieświadomemu światu kilka faktów.

Stany Zjednoczone sukcesywnie odmawiały obywatelom Azylu reprezentacji w jakichkolwiek strukturach prawodawczych z powodu szeroko rozpowszechnionej a bezpodstawnej nienawiści skierowanej przeciwko Bezsennym.

Stany Zjednoczone narzuciły Azylowi rujnujące stawki podatkowe, stosując de facto opodatkowanie bez możliwości uzyskania prawnej reprezentacji i jednocześnie siłą pozbawiając obywateli Azylu owoców ich pracy.

W zamian za takie podatki Stany Zjednoczone nie gwarantują Azylowi ani ochrony, ani świadczeń socjalnych, ani prawnej reprezentacji, ani też żadnych korzyści handlowych. Żaden z obywateli Azylu nie korzysta z dróg federalnych ani stanowych, ze szkół, bibliotek, szpitali, sądów, ochrony policyjnej lub strażackiej, z opieki socjalnej ani z rozrywek publicznych obliczonych na pozyskiwanie głosów wyborców, ani też z żadnej innej z gwarantowanych przez rząd usług. Ci z obywateli Azylu, którzy uczęszczają do amerykańskich uniwersytetów i szkół wyższych, sami pokrywają wszelkie koszty i wydatki, zrzekłszy się świadczeń ze strony instytucji charytatywnych.