W każdym razie scenariusz zaczął krążyć, tylko jakoś nie było chętnych. Co prawda parę osób uznało go za interesujący, ale często padał zarzut, że tego rodzaju film nie przyciągnie publiczności. Co innego film o kimś niezwykłym albo sławnym, kogo w końcu zniszczył alkohol, a co innego film o pijącym gamoniu albo bandzie rozpitych gamoni. Bez sensu. Kogo to mogło zainteresować? Kogo obchodziło ich życie czy śmierć?
W końcu jednak Jon odezwał się.
– Słuchaj, Mack Austin dorwał się do scenariusza. Bardzo mu przypadł do gustu. Chciałby reżyserować film. Ma ochotę w roli głównej obsadzić tego samego faceta co ja.
– Kogo?
– Toma Pella.
– Taa, mógłby być niezłym pijaczyną.
– Pell oszalał na punkcie scenariusza. W ogóle ma bzika na punkcie twojego pisarstwa, czytał wszystko od deski do deski. Odbiło mu do tego stopnia, że zgadza się wystąpić za półdarmo.
– Rany…
– Sęk w tym, że upiera się, żeby reżyserował Mack Austin. Nie lubię Macka Austina, zaliczam go do grona osobistych wrogów.
– Dlaczego?
– Nno, mieliśmy parę nieporozumień.
– Daj mu buzi i pogódźcie się.
– W ŻYCIU! MACK AUSTIN W ŻYCIU NIE BĘDZIE REŻYSEROWAŁ MOJEGO FILMU!
– Dobrze, już dobrze, Jon, zapomnijmy o tym.
– Nie, zaczekaj, chciałem u ciebie urządzić spotkanie z Mackiem Austinem i Tomem Pellem. Oczywiście będziesz przy tym. Może uda ci się namówić Toma Pella, żeby zrezygnował z Austina. Nie wiem, czy wiesz, ale Pell to wspaniały aktor.
– Wiem. Dobra, zaproś ich obu. Tom przyjdzie z Ramoną? – Tom był żonaty z Ramoną, znaną piosenkarką pop.
– Nie.
– Jaka godzina ci pasuje?
– Zgodzili się przyjść jutro wieczorem o wpół do dziewiątej, jeżeli nie masz nic przeciwko temu.
– Działasz szybko.
– W tej grze albo działasz szybko, albo cię wykończą.
– Nie wygląda mi to na szachy.
– Raczej warcaby w rękach wariatów.
– Czy któryś z wariatów wygrywa?
– Tak, a inny wariat przegrywa.
Wkrótce dowiedziałem się nieco więcej o nieporozumieniu między Jonem Pinchotem a Mackiem Austinem. Mimo że Jon większość filmów zrobił w Europie, a Austin kręcił w Ameryce, należeli do wspólnego światka, który obracał się wokół tych samych miejsc w Hollywood. Jon i Mack siedzieli kiedyś w snobistycznej knajpce. Nie wiem, który z nich pił, a który nie pił, dość, że między oboma reżyserami wywiązała się sprzeczka. Tak zwane tematy zawodowe. Techniki. Doświadczenia. Źródła inspiracji itp.
Przerzucali się inwektywami przez pół sali na oczach pokaźnej publiczności, złożonej z ludzi z „branży”. Wreszcie Mack zerwał się od stolika.
– TWIERDZISZ, ŻE DYRYGUJESZ LUDŹMI NA PLANIE? TY BYŚ NAWET NIE UMIAŁ DYRYGOWAĆ RUCHEM ULICZNYM!
Czy ja wiem. Dyrygowanie ruchem ulicznym wymaga sporych umiejętności.
Tak czy owak ktoś kiedyś publicznie oskarżył Macka, że nic umiałby nawet pokierować ruchem ulicznym. Teraz Mack podawał inwektywę dalej. Nienawiść i Hollywood rządzą się tymi samymi zasadami.
Doszły mnie później słuchy o dalszych starciach między Mackiem a Jonem.
Mimo to spotkanie doszło do skutku…
WNĘTRZE. DOM PISARZA. 20.15.
Jon przyjechał troszkę przed czasem.
– Zdziwicie się, jak zobaczycie tego całego Austina – uprzedził. Wygrzebał się z piguł i z wódy. Wygląda jak zmiętolony łachman, jak sflaczała dętka…
– Moim zdaniem to świetnie, że przeszedł odwyk. To wymaga odwagi – oświadczyła Sara.
– Masz rację – zgodził się Jon.
Przyjechali jakieś pięć po wpół do dziewiątej. Tom w skórzanej kurtce. Mack w kurtce zamszowej, ozdobionej skórzanymi frędzlami. Miał chyba z pół tuzina złotych łańcuchów. Kiedy prezentacjom stało się zadość, nalałem Tomowi wina. Przykucnęliśmy wokół stoliczka do kawy.
Pierwszy odezwał się Tom.
– Widziałem scenariusz – zaczął. – Genialny! Ostrzę sobie już na niego zęby. Czuję ten klimat! To rola jak dla mnie!
– Dzięki, kolego. Na razie jesteś jedyną osobą, która dała się złowić na naszą przynętę.
– Znaleźliśmy już nawet sponsora z Tomem. W każdej chwili możemy zaczynać zdjęcia – oświadczył Mack.
– Na pewno nie chcesz drinka, Mack? – spytałem.
– Nie, dziękuję.
– Może coś orzeźwiającego? – zaproponowała Sara. – Albo herbaty?
– Coś orzeźwiającego.
Sara wyszła po coś, co orzeźwiłoby Macka. Napoje gazowane mieliśmy w najlepszym gatunku, ze sklepu ze zdrową żywnością.
Wypiłem moje wino jednym haustem i nalałem znowu do pełna. Zacząłem przeczuwać niemożność jakiejkolwiek ugody czy kompromisu.
– Mack musi reżyserować ten film. Wiem, jak pracuje. Mam do niego zaufanie – oznajmił Tom.
– A do mnie nie masz? – spytał Jon.
– Nie o to chodzi, po prostu z Mackiem więcej mnie wiąże.
– Nikt poza mną nie będzie reżyserował lego filmu oświadczył Jon.
– Słuchaj, stary, wiem, ile ten film dla ciebie znaczy. Możemy powołać dla ciebie specjalne stanowisko. Będziesz miał dużo do gadania, dostaniesz kupę pieniędzy – zaproponował Tom. – Bardzo cię proszę, zgódź się. Chcę jak najlepiej dla filmu. Postaraj się mnie zrozumieć.
Wróciła Sara, niosąc napój dla Macka.
– Wiem, że z Tomem będzie się nam dobrze pracowało – oświadczył Mack.
– Nie umiałbyś nawet… – zaczął Jon.
– …dyrygować ruchem ulicznym – dokończył Mack.
– Strasznie jesteście zawzięci – powiedziała Sara. – Na pewno moglibyście jakoś dojść do porozumienia.
Ale wszystko odbyło się dokładnie tak, jak na początku wieczoru. Nikt nie chciał ustąpić, a ja zupełnie nie miałem pomysłu, jak przełamać ten zaklęty krąg.
W końcu zmieniliśmy temat. Po kolei opowiadaliśmy zabawne historyjki. Krążyły napitki.
Pod koniec ktoś, nie pamiętam już kto, opowiedział coś, co rozbawiło Macka. Napoje gazowane i cała reszta uderzyły mu do głowy. Opadł do tyłu, zaśmiewając się w głos. Złote łańcuchy podrygiwały mu na piersi.
Po chwili oprzytomniał.
Zaraz po tym nadszedł czas rozstania. Tom z Mackiem musieli już jechać. Pożegnaliśmy się. Kiedy ich samochód zniknął z pola widzenia, Jon spojrzał na mnie:
– Słyszałeś ten sztuczny śmieszek? Zauważyłeś, jak te pieprzone łańcuchy trzęsły mu się na szyi? Co w tym było takiego śmiesznego? Widziałeś te pieprzone złote łańcuchy?
– No, widziałem.
– Czuł się nieswojo – broniła Macka Sara. – Był tu jedynym, który nie pił. Czy zdarzyło ci się kiedykolwiek siedzieć w pokoju pełnym pijących i nie pić samemu?
– Nigdy – stwierdziłem.
– Słuchajcie – spytał Jon – czy mogę skorzystać z waszego telefonu?
– Jasne…
– Muszę zadzwonić do Paryża! Natychmiast!
– Co?
– Nie denerwuj się, rachunek pokryje mój rozmówca. Chciałem omówić z adwokatem sprawę dodatkowego punktu w moim testamencie…
– Proszę cię bardzo…
Jon podszedł do telefonu i zaczął wykręcać numer. Dolałem mu wina i siadłem z powrotem.
– Ten cały film to coś okropnego – powiedziała Sara.
– No cóż, lepsze prawie coś od niczego.
– Jesteś pewien?
– Jak się chwilę zastanowię, to nie za bardzo.
Jon połączył się z Paryżem. Miał już nieźle w czubie i był strasznie podniecony. Słyszeliśmy wyraźnie każde jego słowo:
– PAUL? TAK, TU JON PINCHOT! TAK, BARDZO PILNE! CHCIAŁEM ZROBIĆ DOPISEK DO MOJEGO TESTAMENTU! JESTEŚ GOTÓW? DOBRZE, ZACZYNAM!
Popatrzył w naszą stronę.
– To bardzo ważne…
Potem:
– TAK, PAUL! CHODZI O FILM. MAM GŁOS DECYDUJĄCY. TANIEC JIMA BEAM A, WEDŁUG SCENARIUSZA HENRY'EGO CHINASKIEGO! ŚWIETNIE, ZAPISZ TO SOBIE! W RAZIE MOJEJ ŚMIERCI REŻYSERIA TEGO FILMU NIGDY NIE DOSTANIE SIĘ W RĘCE MACKA AUSTINA! KAŻDY CZŁOWIEK NA ŚWIECIE MA PRAWO REŻYSEROWAĆ TEN FILM OPRÓCZ MACKA AUSTINA! ZAPISAŁEŚ TO, PAUL? TAK JEST, PAUL, DZIĘKUJĘ CI BARDZO! TAK, DOBRZE SIĘ CZUJĘ, A TY? KTOKOLWIEK, BYLE NIE MACK AUSTIN! NIE WIEM JAK Cl DZIĘKOWAĆ, PAUL! DOBRANOC, DOBRANOC!