Выбрать главу

Jasmel wydała z siebie długie westchnienie.

— Zapytaj ją o jej partnera — powiedziała do Adikora.

— Nic o tym nie wiesz — warknęła Bolbay.

— Tak sądzisz? A ty jak się dowiedziałaś o tym, że Adikor uderzył kiedyś mojego ojca?

Bolbay milczała.

— Wiem, że Klast ci powiedziała — stwierdziła Jasmel.

— Klast była moją partnerką — oświadczyła Bolbay defensywnie. — Nie miała przede mną tajemnic.

— Była też moją matką. I przede mną także niczego nie ukrywała.

— Ale… ona… ja…  — Bolbay zająknęła się i umilkła.

— Opowiedz mi o swoim partnerze — poprosił Adikor. — Chyba nigdy go nie spotkałem.

Bolbay powoli pokręciła głową.

— Nie. Odszedł przed laty; rozstaliśmy się dawno temu.

— To dlatego nie masz własnych dzieci? — spytał Adikor łagodnie.

— Wydaje ci się, że jesteś taki bystry? Sądzisz, że odkryłeś prawdziwy powód? Że nie mogłam zatrzymać przy sobie mężczyzny i dlatego nigdy nie zaszłam w ciążę? Tak właśnie myślisz?

— Nic o tym nie myślę — odparł.

— Byłabym dobrą matką — powiedziała Bolbay, bardziej do siebie niż do Adikora. — Spytaj Jasmel. Spytaj Megameg. Od śmierci Klast opiekowałam się nimi doskonale. Mówię nieprawdę, Jasmel? Nie mam racji?

Jasmel skinęła głową.

— Ale jesteś z generacji 145, tak jak Ponter i Klast. Tak jak Adikor. Mogłabyś jeszcze urodzić własne dziecko. Za rok znowu przesunięty zostanie czas, gdy Dwoje staje się Jednym; mogłabyś…

Brew Adikora powędrowała w górę.

— To byłaby dla ciebie ostatnia szansa, tak? W następnym roku skończysz 490 miesięcy — czterdzieści lat, tak jak ja. Wtedy możesz zajść w ciążę, mieć dziecko z generacji 149, ale nie dziesięć lat później, gdy poczęte zostanie pokolenie 150.

W głosie Bolbay zabrzmiała drwina.

— Nie potrzebowałeś nawet swojego kwantowego superkomputera, żeby to policzyć?

— A Ponter — ciągnął Adikor, powoli kiwając głową — nie miał partnerki. Ty i on kochaliście przecież tę samą kobietę. Poza tym, byłaś tabant jego dwóch córek, więc myślałaś, że…

— Ty i mój ojciec? — Ten pomysł nie zaszokował Jasmel, tylko ją zdziwił.

— A dlaczego nie? — spytała Bolbay ostro. — Znam go niemal równie długo jak ty, Adikorze, i zawsze łączyły nas dobre relacje.

— A teraz straciłaś także jego — stwierdził Adikor. — Wiesz, że na samym początku tak właśnie pomyślałem. Uznałem, że nie mogłaś się pogodzić z tym, iż go zabrakło, i dlatego zaczęłaś kłapać zębami na mnie. Ale musisz zrozumieć, Daklar, że nie masz racji. Kochałem Pontera i na pewno nie wpływałbym na jego wybór nowej partnerki, więc…

— To nie ma nic do rzeczy — powiedziała Bolbay, kręcąc głową. — Nic.

— W takim razie dlaczego mnie tak nienawidzisz?

— Nie nienawidzę cię z powodu tego, co stało się z Ponterem.

— Ale mnie nienawidzisz.

Bolbay umilkła. Jasmel wlepiła wzrok w podłogę.

— Dlaczego? — spytał Adikor. — Nigdy nic ci nie zrobiłem.

— Ale uderzyłeś Pontera — ucięła Bolbay.

— Dawno temu. I on mi wybaczył.

— Ale wciąż jesteś cały. Masz dziecko. Upiekło ci się.

— Co?

— To, co zrobiłeś. Przestępstwo! To, że próbowałeś zabić Pontera!

— Nie próbowałem go zabić!

— Byłeś agresywny. Byłeś potworem. Powinni cię byli wykastrować. A mój Pelbon…

— Kim jest Pelbon? — spytał Adikor.

Bolbay znowu umilkła.

— Jej partnerem — powiedziała cicho Jasmel.

— Co się z nim stało?

— Nie wiesz, jak to jest — rzuciła Bolbay, patrząc w bok. — Nie masz pojęcia. Budzisz się rano i widzisz dwóch egzekutorów, którzy zabierają ci partnera i…

— I co?

— I kastrują go — dokończyła.

— Dlaczego? Co takiego zrobił?

— Nie zrobił nic. Nic a nic.

— To dlaczego…  — zaczął Adikor, ale zrozumiał powód, zanim dokończył pytanie. — Och. Któryś z jego krewnych…

Bolbay pokiwała głową, ale nie spojrzała Adikorowi w oczy.

— Jego brat kogoś zaatakował, więc zarządzono, że musi zostać poddany sterylizacji wraz z…

— Ze wszystkimi, których materiał genetyczny był w pięćdziesięciu procentach taki jak jego własny — dokończył Adikor.

— Mój Pelbon nic nie zrobił. Nic nikomu nie zrobił, ale został ukarany. Ja też zostałam ukarana. A ty! Niemal zabiłeś człowieka i uszło ci to płazem! Powinni byli wykastrować ciebie, a nie mojego biednego Pelbona!

— Daklar! Tak mi przykro. Tak bardzo przykro…

— Wynoś się — powiedziała stanowczo. — Zostaw mnie samą.

— Ja…

— Wynoś się!

Rozdział 38

Ponter dokończył hamburgera, a potem spojrzał po kolei na Louise, Reubena i Mary.

— Nie chcę narzekać, ale trochę mi się już przejadła ta… ta krowa, tak to nazywacie? Może moglibyśmy poprosić tych ludzi na zewnątrz, żeby na wieczór dostarczyli nam coś innego?

— Na przykład co? — spytał Reuben.

— Cokolwiek. Może steki z mamuta?

— Co? — zdziwił się Reuben.

— Z mamuta? — zawtórowała mu Mary.

— Czy Hak dobrze tłumaczy to, co mówię? — spytał Ponter. — Mamut to taki włochaty słoń z północnych stref klimatycznych.

— Tak, tak — powiedziała Mary — wiemy, co to mamut, ale…

— Ale co? — Brew Pontera powędrowała do góry.

— Hm… mamuty wymarły — wyjaśniła Mary.

— Wymarły? — powtórzył Ponter ze zdumieniem. — Rzeczywiście nie widziałem żadnego w okolicy, ale przypuszczałem, że po prostu nie lubią się zbliżać do ogromnego miasta.

— Nie, nie, one wymarły — powiedziała Louise. — Na całym świecie nie ma ich już od tysięcy lat.

— Dlaczego? Przez jakąś chorobę?

Wszyscy zamilkli. Mary powoli wypuściła powietrze z płuc, zastanawiając się, jak to wyjaśnić.

— Nie, to nie była choroba — przyznała w końcu. — Hm, widzisz, my… nasi przodkowie… wybiliśmy wszystkie mamuty.

Ponter zrobił wielkie oczy.

— Co zrobiliście?

Mary poczuła mdłości; nie mogła znieść tego, że jej wersja ludzkości zawiodła.

— Polowaliśmy na nie dla mięsa i wybiliśmy je w końcu wszystkie.

— Och. — Ponter wyjrzał przez okno na duży ogród Reubena. — Lubię mamuty. Nie tylko ich mięso — które jest naprawdę pyszne — ale lubię je też jako zwierzęta, jako część krajobrazu. Niewielkie stado mieszka niedaleko mojego domu. Przyjemnie czasem na nie popatrzeć.

— U nas zachowały się tylko ich szkielety i kły — powiedziała Mary. — Od czasu do czasu odnajdujemy zamarzniętego mamuta na Syberii, ale…

— Zupełnie wszystkie. — Ponter powoli, ze smutkiem kiwał głową. — Zabiliście wszystkie…

Mary chciała zaprotestować, powiedzieć, że to nie ona osobiście, ale przecież, tak naprawdę, krew mamutów pośrednio splamiła także jej ręce. Mimo to musiała powiedzieć coś na swoją obronę.

— To się stało dawno temu.

Ponter spojrzał na nich z niepokojem.

— W tych okolicach na mojej wersji Ziemi widuję inne duże zwierzęta. Wcześniej zakładałem, że trzymają się z dala od tego waszego miasta. Aż się boję pytać, ale czy…

Reuben pokręcił głową.

— Niestety, nie chodzi o miasto.