Выбрать главу

— Jak ci się to widzi? — spytała.

— Nie jestem arbitrem w takich sprawach — odparł. — Jakie mają tu jedzenie?

— Sarninę.

Pisk.

— Co to takiego?

— Mięso sarny.

— Sarna! — wykrzyknął Ponter. — Doskonale!

— Nigdy tego nie próbowałam — przyznała Mary.

— Będzie ci smakowało.

W jadalni gospody stało tylko sześć stolików i akurat nie było żadnych gości. Mary i Ponter usiedli naprzeciwko siebie. Między nimi paliła się biała świeczka. Na główne danie musieli czekać prawie godzinę. Na szczęście Mary mogła zjeść trochę pumpernikla z masłem. Miała ochotę na sałatę z sosem czosnkowym, ale nawet gdy jadła w towarzystwie zwykłych ludzi, wolała nie chuchać na nich czosnkiem, więc tym bardziej nie chciała tego robić w obecności Pontera. Wybrała specjalność gospody — sałatkę przyrządzaną z sosem winegret, suszonymi pomidorami i grzankami. Ponter też poprosił o to samo, tylko nie tknął grzanek. Wszystko inne mu smakowało.

Mary zamówiła lampkę czerwonego wina, które okazało się wyjątkowo smaczne.

— Mogę spróbować? — poprosił Ponter, gdy przyniesiono kieliszek.

Zdziwiła się. Kiedy podczas kolacji u Reubena proponowali mu wino przywiezione przez Louise, odmówił.

— Oczywiście — powiedziała.

Podała mu kieliszek. Ponter upił niewielki łyk i skrzywił się.

— Ma cierpki smak — zauważył.

Mary skinęła głową.

— Z czasem by ci zasmakowało.

Ponter oddał jej wino.

— Może i tak — odparł. Mary powoli dokończyła trunek, z przyjemnością rozglądając się po uroczej rustykalnej gospodzie i ciesząc się towarzystwem tego łagodnego mężczyzny.

Łysiejący właściciel gospody oczywiście domyślił się, kim jest Ponter. Neandertalczyk różnił się od zwykłych ludzi, a do tego mówił cicho do Haka w swoim języku, a Kompan tłumaczył jego słowa. W końcu mężczyzna się przemógł i podszedł do ich stolika.

— Przepraszam — powiedział — ale czy mógłbym prosić pana Pontera o autograf?

Mary usłyszała pisk Haka, a Ponter uniósł brew.

— Autograf — powtórzyła. — To zapis twojego imienia. Niektórzy ludzie zbierają takie podpisy sław. — Kolejny pisk. — Sławy to znani ludzie. Ty też jesteś znany.

Ponter ze zdumieniem spojrzał na mężczyznę.

— fa… jestem zaszczycony — powiedział w końcu.

Mężczyzna podał Ponterowi długopis i przerzucił kartki w notesie, w którym zapisywał zamówienia, odsłaniając białą, kartonową okładkę. Położył notes na stole przed Ponterem.

— Zwykle do podpisu dodaje się kilka słów — podpowiedziała Mary. — Na przykład „Wszystkiego dobrego” albo coś w tym rodzaju.

Właściciel gospody pokiwał głową.

— Bardzo pana proszę — powiedział.

Ponter wzruszył ramionami, zdziwiony całą sytuacją, po czym zanotował szereg znaków we własnym języku i oddał notes oraz długopis właścicielowi. Zachwycony mężczyzna odszedł pospiesznie.

— Sprawiłeś mu frajdę — powiedziała Mary, gdy mężczyzna znikł na zapleczu.

— Frajdę? — powtórzył Ponter, nie bardzo rozumiejąc to słowo.

— Dzięki tobie na zawsze zapamięta ten dzień.

— Aha. — Ponter uśmiechnął się do niej nad płomieniem świecy. — A ja na zawsze zapamiętam ten dzień dzięki tobie.

Rozdział 41

Zakładając, że Lurt uda się wszystko załatwić, Adikor mógł już następnego dnia dostać się do swojego laboratorium. Musiał jednak wcześniej poczynić pewne przygotowania.

Saldak było dużym miastem, ale on znał większość naukowców i inżynierów mieszkających na Obrzeżach i sporo koleżanek po fachu mieszkających w Centrum. Najbardziej zaprzyjaźnił się z konstruktorem zajmującym się konserwacją robotów górniczych. Dern Kord był wesołym mężczyzną, trochę przy kości — niektórzy uważali, że pozwala, aby roboty wykonywały za niego zbyt wiele prac. Ale przecież na tym polegało jego zajęcie. Adikor postanowił go odwiedzić. Teraz, wieczorem, Dern powinien już wrócić z pracy do domu.

Konstruktor mieszkał w dużym i pełnym zakamarków domu; drzewo, które uformowało większą jego część, miało co najmniej tysiąc miesięcy i zostało prawdopodobnie posadzone jako jedno z pierwszych we współczesnym systemie arborykonstrukcji.

— Zdrowego dnia… a właściwie wieczoru — powiedział Adikor, zbliżając się do domu. Dern siedział na zewnątrz, na tarasie, i czytał coś na podświetlanym monitorze. Drobna siatka rozpięta między podłogą a zadaszeniem chroniła go przed owadami.

— Adikor! Wejdź, wejdź. Uważaj tylko na zasłonę; nie wpuść mi tu robali. Napijesz się czegoś? Zjesz kawałek mięsa?

Adikor pokręcił głową.

— Nie, dziękuję.

— Co cię sprowadza?

— Masz dobre oczy? — spytał Adikor. — Widzisz wyraźnie?

Dern rozszerzył nozdrza, zastanawiając się, skąd to dziwne pytanie.

— Raczej tak. Mam soczewki, ale do czytania ich nie potrzebuję, po prostu wybieram na wyświetlaczu większe znaki.

— Idź po te soczewki — poprosił Adikor. — Mam ci coś do pokazania.

Dern spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale poszedł do domu. Po chwili wrócił z parą soczewek połączonych z szeroką taśmą z elastycznego materiału. Nałożył taśmę na głowę, ściągając ją aż na wał nadoczodołowy. Każdy z okularów zamocowany były na niewielkich zawiasach; Dern opuścił je na oczy i popatrzył wyczekująco na Adikora.

Adikor sięgnął do torby przypiętej do pantalonu po lewej stronie, na wysokości biodra, i wyciągnął z niej arkusz cienkiego plastiku, na którym po południu wszystko zanotował. Starał się używać jak najmniejszych znaków — specjalnie wyszukał rylec z odpowiednio cienkim końcem. Rozdzielczość skanerów była teraz znacznie lepsza niż w czasach, z których pochodził zapis tego, jak uderza Pontera, ale wciąż istniały pewne ograniczenia szczegółowości przekazu. Adikor aż dostał skurczów mięśni prawej dłoni, starając się zapisywać jak najmniejsze symbole, aby nikt w pawilonie archiwów nie mógł ich odczytać.

— Co to? — spytał Dern, biorąc arkusz do rąk i przyglądając się mu. — Och! — wykrzyknął po przeczytaniu pierwszych linijek. — Rany! Tak sądzisz? No, no… Niestety, nie mogę dać ci nowego, jeśli istnieje ryzyko, że go stracisz. Ale mam sporo starszych modeli, które niedługo mają być złomowane; taki powinien ci wystarczyć.

Adikor skinął głową.

— Dziękuję ci.

— A teraz powiedz mi, gdzie i kiedy tego potrzebujesz?

Adikor już miał go uciszyć, ale inżynier nie był idiotą. Kiwnął głową, gdy znalazł na arkuszu informacje, których szukał.

— Tak, nie ma sprawy, będę tam na ciebie czekał.

Po kolacji Ponter i Mary wsiedli do samochodu i ruszyli z powrotem w kierunku Sudbury.

— Podobał mi się dzisiejszy dzień — przyznał Ponter. — Miło było wyjechać z miasta. Teraz pewnie powinienem zobaczyć inne miejsca.

Mary się uśmiechnęła.

— Czeka na ciebie cały wielki świat.

— Rozumiem — powiedział. — I muszę zaakceptować moje nowe życie jako… kuriozum.

Mary otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale nie przyszło jej do głowy nic, co mogłaby w takiej sytuacji powiedzieć. Ponter rzeczywiście był kuriozum. W bardziej okrutnych czasach skończyłby pewnie w cyrku jako dziwadło. Uznała, że lepiej pozostawić jego uwagę bez komentarza.

— Nasz świat jest bardzo różnorodny — powiedziała. — To znaczy, pod względem geograficznym nie jest bardziej zróżnicowany od waszego, ale są u nas różne tradycje kulturowe, różne style architektoniczne, wiele starożytnych budowli.