Выбрать главу

Dźwig rozpoczął długi zjazd na dół.

Ponter i Adikor wysiedli z kabiny i ruszyli długą sztolnią do laboratorium kwantowego. Zbudowano je w tej części kopalni, z której nie wydobywano już cennych rud. Szli w milczeniu — niewymuszonym i swobodnym, jakie możliwe jest tylko między ludźmi, którzy znają się od wieków.

W końcu dotarli do laboratorium. Składały się na nie cztery pomieszczenia. Pierwszym był maleńki boks pełniący rolę jadalni — nie chcieli marnować czasu na jeżdżenie windą aż na samą górę na posiłki. W drugim urządzono specjalną suchą toaletę; nie mieli tu kanalizacji, więc pod koniec każdego dnia ścieki trzeba było wywozić na zewnątrz. Trzecie pomieszczenie przeznaczono na sterownię. Stały tam grupy instrumentów i stoły do pracy. Czwarte, jedyne naprawdę duże, stanowiła gigantyczna komora komputerowa — o powierzchni większej niż cały wspólny dom Pontera i Adikora.

Budując komputery, zazwyczaj stawiano sobie za cel, by były jak najmniejsze; dzięki temu ograniczano do minimum opóźnienia spowodowane prędkością. Ale w matrycy komputera Pontera i Adikora rolę rejestrów pełniły kwantowo splecione protony i musiał istnieć sposób odróżniania reakcji, które zachodziły symultanicznie w wyniku splecenia, od tych, które pojawiały się w rezultacie normalnej komunikacji z prędkością światła między dwoma protonami. Najprostsza metoda polegała na zachowaniu odpowiednich odległości między rejestrami, tak aby czas, jakiego światło potrzebowało na pokonanie odcinków między nimi, dało się łatwo zmierzyć. Dlatego protony znajdowały się w magnetycznie zabezpieczonych kolumnach, rozmieszczonych w równych odstępach w całej komorze.

Ponter i Adikor zdjęli ochraniacze głów i weszli do sterowni. Adikor odpowiadał za praktyczną stronę operacji, to on znajdował sposoby na realizację pomysłów Pontera, przygotowując sprzęt i oprogramowanie. Zajął miejsce przy konsoli i na sucho przećwiczył procedurę startu matrycy komputera kwantowego.

— Jak długo potrwają przygotowania? — spytał Ponter.

— Jeszcze połowę decymy Wciąż mam kłopoty z ustabilizowaniem rejestru 69.

— Myślisz, że nam się uda?

— Czy myślę? Pewnie. — Adikor się uśmiechnął. — Oczywiście to samo mówiłem wczoraj i przedwczoraj, i przed-przedwczoraj.

— Jesteś wiecznym optymistą — stwierdził Ponter.

— Hej, jak zabrnie się tak głęboko, to dalej można już tylko piąć się w górę.

Ponter zaśmiał się i przeszedł pod łukiem wejścia do jadalni, żeby wziąć sobie tubę wody. Miał nadzieję, że eksperyment się powiedzie. Zbliżało się kolejne spotkanie Rady Siwych, na którym on i Adikor musieli wyjaśnić, jakie korzyści ma przynieść społeczeństwu ich praca. Zazwyczaj projekty naukowców zatwierdzano bez problemów — każdy przecież widział, w jakim stopniu wynalazki poprawiały jakość życia — ale zawsze więcej satysfakcji dawała możliwość przedstawienia pozytywnych wyników badań.

Zębami oderwał plastikowe zabezpieczenie tuby i łyknął trochę chłodnego płynu. Potem wrócił do sterowni, usiadł za biurkiem i zaczął przeglądać plik bladozielonych plastikowych błon, studiując notatki z poprzedniej próby i od czasu do czasu popijając wodę. Siedział odwrócony plecami do Adikora, który majstrował coś przy kontrolkach w drugim końcu pomieszczenia. Główna ściana pokoju była w większej części przeszklona, wielkie okno wychodziło na dużą komorę komputera, której sufit był wyżej, a podłoga niżej niż w pozostałych pomieszczeniach.

Odnieśli już spory sukces w doświadczeniach z komputerem kwantowym. Przez ostatni dekamiesiąc rozłożyli na czynniki liczbę, która wymagała 1073 atomów wodoru jako rejestrów — czyli ilości znacznie większej niż cały wodór we wszystkich gwiazdach ich galaktyki i sześćdziesiąt kilka razy przekraczającej pojemność komory komputera, nawet gdyby w zupełności wypełnić ją samym wodorem. Jedynym możliwym wyjaśnieniem ich sukcesu było to, że naprawdę osiągnęli wyniki, jakie umożliwiała tylko informatyka kwantowa: ich ograniczona liczba rejestrów fizycznych istniała jednocześnie w wielu nakładających się na siebie stanach.

W pewnym sensie kolejny eksperyment różnił się tylko skalą: był próbą rozłożenia na czynniki jeszcze większej liczby. Tym razem chodziło o jedną z prawdziwie ogromnych liczb, które według twierdzenia Digandala powinny być pierwsze. Żaden z tradycyjnych komputerów nie mógł tego sprawdzić, ale ich komputer kwantowy powinien tego dokonać.

Ponter przejrzał jeszcze kilka stron wydruków, a potem przeszedł do drugiej konsoli kontrolnej i pociągnął kilka gałek, ustawiając części systemu rejestrującego. Chciał mieć pewność, że próba zostanie uwieczniona z każdej strony, tak aby otrzymany rezultat nie budził później niczyich wątpliwości. Gdyby tylko mogli…

— Gotowe — oznajmił Adikor.

Ponter poczuł, że serce zaczyna mu szybciej bić. Tak bardzo pragnął, aby eksperyment się powiódł — chciał tego nie tylko dla siebie, ale i dla Adikora. Jemu samemu szczęście dopisało już na początku kariery; jego imię powszechnie szanowano w kręgach fizyków. Ponter wiedział jednak, że Adikor nie odniósł takich sukcesów, choć w pełni zasługiwał na uznanie. Cudownie by było, gdyby wspólnie zdołali udowodnić — lub obalić — twierdzenie Digandala.

Operacjami sterowano z dwóch konsoli kontrolnych umieszczonych w przeciwległych krańcach niewielkiego pomieszczenia sterowni. W zasadzie wszystkie kontrolki powinny się mieścić w jednym miejscu, ale obecne ustawienie pozwoliło oszczędzić niemal trzydzieści długości ramion drogiego kwantowego transduktora używanego do łączenia rejestrów. Obie grupy przyrządów pomiarowych przymocowano na ścianach. Adikor stanął przy swojej i pociągnął odpowiednie gałki. Ponter zajął się kontrolkami drugiej konsoli.

— Wszystko gra? — spytał Adikor.

Ponter spojrzał na rząd wskaźników; wszystkie paliły się na czerwono, barwą krwi, barwą zdrowia.

— Tak.

Adikor skinął głową.

— Dziesięć taktów — powiedział i rozpoczął odliczanie. — Dziewięć. Osiem. Siedem. Sześć. Pięć. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden. Zero.

Wiele lampek na konsoli Pontera zamrugało, pokazując, że rejestry działają. Teoretycznie, w ułamku taktu, wszystkie możliwe czynniki zostały wypróbowane, a wyniki odebrane w formie serii interferencyjnych wzorów na kliszy fotograficznej. Teraz tradycyjny komputer potrzebował chwili na odszyfrowanie tych interferencji i przygotowanie listy czynników, która — jeśli Digandal się mylił i badana liczba nie była pierwszą — mogła się okazać bardzo długa.

Ponter zostawił swoją konsolę i usiadł. Adikor krążył po sterowni, zerkając przez szybę na rzędy rejestrów — szczelnych kolumn ze szkła i stali, zawierających ściśle określone ilości wodoru.

W końcu tradycyjny komputer cichym brzdękiem zasygnalizował, że zakończył pracę.

Pośrodku konsoli Pontera znajdował się kwadratowy monitor; wynik wyświetlił się na ekranie w formie serii czarnych znaków na żółtym tle. Był…

— Chrząstka! — zaklął Adikor, stając za Ponterem i kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.

Na wyświetlaczu pojawił się napis: „Błąd w rejestrze 69; operacja przerwana”.

— Musimy wymienić ten rejestr — powiedział Ponter. — Ciągle mamy przez niego kłopoty.

— To nie rejestr. To podstawa, która mocuje go do podłoża. Na nową będziemy musieli czekać co najmniej dekadzień.

— Czyli że nie zdążymy nic zrobić, zanim zbierze się Rada Siwych? — Ponterowi nie uśmiechało się stawać przed sędziwymi obywatelami i wyjaśniać, że stan wiedzy nie powiększył się od ostatniej sesji Rady.