— Z całym szacunkiem, Czcigodni Arbitrzy — odezwał się Adikor, wstając z miejsca. — Czy osoba, która ma mówić w moim imieniu, mogłaby najpierw przedstawić stanowisko obrony?
— Uczony Huldzie — ostro upomniał go Dond. — Arbiter Sard już cię przestrzegała, abyś nie ignorował naszych tradycji. Oskarżenie zawsze zabiera głos jako pierwsze i…
— Doskonale to rozumiem. Ale, hm, wiem, jak bardzo Arbiter Sard zależy na szybkim przeprowadzeniu procesu, a sądziłem, że to go bardzo przyspieszy.
Bolbay wstała z miejsca, najprawdopodobniej dostrzegając w tym szansę dla siebie. Pomyślała, że jeśli wystąpi po obronie, będzie miała szansę obalić jej argumenty w swojej mowie.
— Jako oskarżycielka nie sprzeciwiam się temu, by obrona wystąpiła jako pierwsza.
— Dziękuję — powiedział Adikor, kłaniając się wspaniałomyślnie. — Skoro więc…
— Uczony Huldzie! — przerwała mu Sard. — To nie oskarżenie decyduje o protokole. Postąpimy tak, jak nakazuje tradycja. Daklar Bolbay wystąpi jako pierwsza, a…
— Ja tylko sądziłem…
— Milczeć! — Sard aż poczerwieniała na twarzy. — Oskarżony w ogóle nie ma głosu. — Zwróciła się do Jasmel. — Jasmel Ket, tylko ty możesz mówić w imieniu oskarżonego; proszę, dopilnuj, aby się do tego zastosował.
Jasmel wstała.
— Z całym szacunkiem, Pani Arbiter Sard, tym razem to nie ja reprezentuję Adikora. Sama przecież sugerowałaś, aby znalazł sobie bardziej stosownego obrońcę.
Sard szorstko skinęła głową.
— Cieszę się, że przynajmniej czasami mnie słucha. — Przeczesała wzrokiem tłum widzów. — Kto w takim razie będzie dziś mówił w imieniu Adikora Hulda?
Ponter Boddit, który do tej pory stał tuż za drzwiami sali, wszedł do środka.
— Ja — powiedział.
Na widowni rozległy się okrzyki zdziwienia.
— Doskonale — stwierdziła Sard, patrząc w dokumenty przed sobą i szykując się do zapisania danych. — A pańska godność to?
— Boddit — odparł Ponter. Sard gwałtownie podniosła głowę. — Ponter Boddit.
Ponter rozejrzał się po sali. Jasmel wcześniej musiała przytrzymać młodszą siostrę Megameg, ale teraz puściła ją i mała podbiegła do ojca, który podniósł ją do góry i przytulił.
— Spokój! — zawołała Sard. — Nakazuję zachować spokój!
Ponter uśmiechał się od ucha do ucha. Trochę się obawiał, że władze zechcą utrzymać istnienie innej Ziemi w tajemnicy. Wiedział, że gdyby nie doktor Montego i doktor Singh, on sam trafiłby w ręce władz Gliksinów i pewnie słuch by po nim zaginął. Zdawał sobie sprawę, że tysiące ludzi włączyło w domach Podglądacze, aby widzieć to, na co patrzyli właśnie Ekshibicjoniści. Poza tym miał przed sobą salę pełną zwykłych Kompanów, które przesyłały sygnały do własnych kostek pamięci w pawilonie archiwów. Cały świat — ten świat — miał wkrótce poznać prawdę.
Bolbay zerwała się na równe nogi.
— Ponter!
— Twoja gotowość pomszczenia mnie jest godna pochwały, droga Daklar, ale jak widzisz, trochę się pospieszyłaś.
— Gdzie byłeś? — zażądała wyjaśnień. Adikor odniósł wrażenie, że niespodziewane pojawienie się Pontera bardziej ją rozgniewało niż ucieszyło.
— Gdzie byłem? — powtórzył Ponter, wyławiając srebrne stroje wśród widzów. — Schlebia mi to, że błaha sprawa rzekomego zamordowania przeciętnego fizyka przyciągnęła tak wielu Ekshibicjonistów. Mając ich tutaj i wiedząc, że setki Kompanów właśnie przesyłają sygnały do archiwum, chętnie wszystko wyjaśnię. — Rozejrzał się, patrząc na twarze otaczających go ludzi: twarze szerokie i płaskie; z prawdziwymi nosami, a nie z maleńkimi wyrostkami, jakie mieli Gliksini; mocno zarośnięte u mężczyzn i nieco mniej zarośnięte u kobiet; z wystającymi wałami nadoczodołowymi i bez sterczących żuchw; przystojne, piękne twarze jego ludzi, jego przyjaciół, jego gatunku. — Ale najpierw powiem wam, że nie ma to jak w domu.
Rozdział 47
Adikor i Ponter odwiedzili Derna w domu. Konstruktor zaprosił ich do środka i wyłączył Podglądacza — Ponter zdążył zauważyć, że Dern też jest fanem Lulasm.
— Panowie, panowie! Miło was widzieć — powitał ich gospodarz. — Śledziliście może wizytę Lulasm w Akademii Ekonomicznej dziś rano? — spytał, wskazując zgaszony ekran.
Ponter pokręcił głową; Adikor również zaprzeczył.
— Wasza przyjaciółka Sard zrezygnowała z funkcji arbitra. Podobno jej koledzy uznali, że raczej nie była bezstronna, biorąc pod uwagę to, jak zakończył się proces.
— Raczej? — zdziwił się Adikor. — To mało powiedziane.
— Tak czy inaczej, Siwi postanowili, że lepiej przysłuży się społeczeństwu, ucząc generację 146 zaawansowanych technik mediacyjnych.
— Pewnie nie przyciągnie tym uwagi Ekshibicjonistów — stwierdził Ponter. — U Daklar Bolbay też zaszły zmiany. Przechodzi teraz terapię. Uczy się radzić sobie z żalem, gniewem i innymi emocjami.
Adikor się uśmiechnął.
— Poznałem ją z moim dawnym rzeźbiarzem osobowości, a on skierował ją do odpowiednich ludzi.
— To dobrze — stwierdził Dern. — Będziesz się domagał od niej publicznych przeprosin?
Adikor zaprzeczył.
— Odzyskałem Pontera. Niczego więcej nie potrzebuję.
Dern uśmiechnął się i polecił jednemu z licznych robotów domowych przynieść napoje.
— Dziękuję wam, że zgodziliście się przyjść — powiedział, wyciągając się na kanapie, krzyżując nogi w kostkach i splatając palce rąk za głową. Jego okrągły brzuch unosił się i opadał z każdym oddechem.
Ponter i Adikor okrakiem usiedli na siodłowych krzesłach.
— Wspominałeś, że chcesz z nami porozmawiać o czymś ważnym — zagaił Ponter.
— Tak, właśnie. — Dern przekrzywił głowę, spoglądając na gości. — Myślę, że powinniśmy znaleźć jakiś sposób na to, aby przejście między obiema wersjami Ziemi zostało otwarte na stałe.
— Nie zamykało się, dopóki przechodził przez nie jakiś przedmiot — zauważył Ponter.
— Tak, tylko że dotąd otwieraliśmy je na krótko — powiedział Adikor. — Nie wiemy, czy może pozostać otwarte na zawsze.
— Ale gdyby się to udało, otworzyłyby się przed nami olbrzymie możliwości — stwierdził Ponter. — Turystyka. Handel. Wymiana kulturowa i naukowa.
— Właśnie — przytaknął Dern. — Spójrzcie na to. — Spuścił nogi na ziemię i na drewnianym stoliku położył jakiś przedmiot. Była to rurka z drucianej siatki, niewiele dłuższa od jego najdłuższego palca i nie grubsza od najkrótszego. — To rurka Derkersa — oznajmił. Dwoma palcami zaczął rozpychać wlot, rozszerzając go coraz bardziej. Druciana siatka i elastyczna membrana stopniowo się rozciągały, aż osiągnęły średnicę równą długości dłoni Derna.
Konstruktor podał rurkę Ponterowi.
— Spróbuj ją zgnieść — powiedział.
Ponter otoczył ją palcami jednej dłoni, najdalej, jak mógł sięgnąć, po czym dołączył drugą dłoń, okalając jak największą część rurki. Najpierw ścisnął ją lekko, a potem z całej siły. Wytrzymała.
— Ta jest mała, ale w kopalni używamy podobnych, które rozwierają się do średnicy trzech podwójnych długości ramion — wyjaśnił Dern. — Używamy ich do zabezpieczania tuneli, gdy istnieje ryzyko zawałów. Nie chcemy tracić cennych robotów górniczych.