Выбрать главу

— Nie zgadzam się z pańskim rozumowaniem — powiedziała, starając się zachować spokojny i w miarę uprzejmy ton, i odstawiła kielich. — Jest ono oparte na co najmniej dwóch błędnych założeniach, co powoduje, że wnioski są równie błędne. Pierwszym jest założenie, że wszyscy negocjujący są uczciwi, a drugim, że zawsze dojdą do porozumienia w kwestii tego, co konkretnie w danej sytuacji oznacza „rozsądny kompromis”. Historia udowadnia nam, jasno i wielokrotnie, że jedno z tych założeń występuje w praktyce nader rzadko, oba naraz — prawie nigdy. Jeśli chodzi o konkretną sytuację między społecznościami obu planet, o których mowa, skoro pan po zaledwie krótkim przestudiowaniu jej dostrzega potencjalne korzyści płynące z handlu i współpracy, to przez tyle stuleci powinno stać się to oczywiste i dla nich. A nic nie wskazuje na to, by którakolwiek ze stron kiedykolwiek próbowała rozpocząć rozmowy na temat takiego rozwiązania. Świadczy to jednoznacznie o takim poziomie wrogości, w obliczu którego interesy ekonomiczne stają się nieistotne. To z kolei sugeruje z dużym prawdopodobieństwem, że to, co uważamy za racjonalne przesłanki, może nie odgrywać zbyt dużej roli w ich myśleniu czy postępowaniu. Zresztą nawet gdyby było inaczej, sytuacja łatwo może się wymknąć spod kontroli, a ludzie znajdujący się w stanie stresu znacznie szybciej popełniają błędy. I wtedy pozostają już tylko wojskowi.

— Takie „błędy”, jak to pani ujęła, często zdarzają się właśnie dlatego, że wojskowi działają zbyt szybko albo udzielają złych rad.

— Oczywiście że tak — przyznała, zaskakując go całkowicie. — Praktycznie rzecz biorąc, finalna pomyłka prawie zawsze popełniona zostaje przez kogoś w mundurze. Albo dlatego, że źle doradził on przełożonym, jeśli są stroną atakującą, albo dlatego, że za szybko kazał strzelać, jeśli zajmował pozycje obronne. Czasami mylimy się, planując coś zbyt szczegółowo i nie mogąc w realnej sytuacji uwolnić się od teorii zaplanowanej, tak jak notorycznie zdarzało się uczniom Clausewitza. Ale pamiętać trzeba, panie Houseman, że sytuacje, w których błędy militarne stają się możliwe lub nabierają decydującego znaczenia, powstają w wyniku poprzedzających je zabiegów i manewrów dyplomatycznych i politycznych. — Mówiąc to, spojrzała mu prosto w oczy.

— Doprawdy? — Houseman przyglądał się jej z mieszaniną wymuszonego podziwu i odruchowej niechęci. — W takim razie wojny są głównie winą cywilów, a nie zaś nieskalanych obrońców suwerenności paradujących w mundurach?

— Tak bym tego nie ujęła, choć brzmi to atrakcyjnie — Honor uśmiechnęła się przelotnie. — Z zasady „nieskalany” i „wojskowy” rzadko chodzą w parze. Z drugiej zaś strony, w każdym systemie sprawowania władzy, takim jak nasz, wojsko kontrolowane jest przez powołane do tego cywilne władze, a więc ostateczna odpowiedzialność za polityczne decyzje w okresach między wojnami spoczywa na nich. Nie chcę sugerować, że wszyscy ich członkowie są głupi czy niekompetentni ani też że wojskowi zawsze udzielają im najlepszych możliwych rad, ale całkowicie sprzeczne interesy rozmaitych nacji mogą i przeważnie stanowią nierozwiązywalne dylematy, niezależnie od dobrej woli obu stron. Jeżeli na dodatek któraś ze stron nie prowadzi negocjacji uczciwie, czyli z rzeczywistą wolą rozwiązania problemu w pokojowy sposób… Zresztą Clausewitz napisał także, iż z polityki rodzą się wojny, panie Houseman. Ja osobiście mam inne zdanie, uważam, że wojna może był wynikiem dyplomatycznego fiaska, ale każdy, nawet najlepszy dyplomata działa na kredyt. Prędzej czy później ktoś mniej rozsądny od niego zechce sprawdzić, co stoi za jego słowami, i jeśli okaże się, że nie jest to wystarczająca siła militarna, przegra i straci wiarygodność.

— Cóż, zadaniem tej misji jest uniknięcie takiej sytuacji, nieprawdaż? — Houseman uśmiechnął się chłodno. — Sądzę, że nie ma pani nie przeciwko uniknięciu wojny, jeśli okaże się to możliwe?

Honor ugryzła się w język i skinęła z uśmiechem głową. Nie powinna dać się sprowokować i pozwolić, by tak ją zirytował. To nie jego wina, że wychowany został w miłym, cywilizowanym i bezpiecznym społeczeństwie, co uchroniło go od kontaktu z brutalną rzeczywistością. Poza tym, misją kierował nie ten nadęty bufon, tylko Courvosier, a co do jego zdrowego rozsądku nie miała żadnych wątpliwości.

Venizelos wykorzystał taktycznie chwilę ciszy, pytając Housemana o nową politykę podatkową rządu, a Honor zajęła się rozmową z komandorem porucznikiem DuMorne.

Zebrani w sali odpraw wstali, gdy weszła do niej Honor, a w ślad za nią Courvosier. Oboje podeszli do wolnych foteli u szczytu stołu i usiedli. Pozostali oficerowie także zajęli miejsca i Honor przyjrzała się im, korzystając z okazji, która nie nadarzała się często.

Obecni byli: Andreas Venizelos, jej zastępca, porucznik Stephen DuMorne — drugi oficer HMS Fearless, komandor Alice Truman dowodząca lekkim krążownikiem Apollo i jej zastępca, komandor porucznik Lady Ellen Prevost — obie złotowłose. Naprzeciwko nich siedział komandor Jason Alvarez, dowódca niszczyciela Madrigal wraz ze swym zastępcą, komandor porucznik Mercedes Brigham, najstarsza z obecnych, nie licząc Courvosiera, i podobnie jak i on pozbawioną jakichkolwiek złudzeń. Przyglądając się jej ciemnej twarzy, Honor przypomniała sobie, jak kompetentna jest Brigham. Najmłodszy stażem dowódca siedział na końcu: był nim komandor Alistair McKeon — kapitan niszczyciela HMS Troubadour. Obok miejsce zajął jego zastępca porucznik Mason Haskins.

Żaden z cywilnych podwładnych Courvosiera nie był obecny.

— Panie i panowie, dziękuję za przybycie i obiecuję, że postaram się nie zająć wam więcej czasu, niż jest to niezbędne — zagaiła Honor. — Jak wszyscy wiecie, jutro wychodzimy z nadprzestrzeni na granicy systemu Yeltsin. Dlatego chciałam spotkać się z wami wszystkimi i admirałem Courvosierem.

Odpowiedziały jej milczące przytaknięcia, choć kilku z obecnych, którzy dotąd jej nie znali, z początku było zaskoczonych koniecznością fizycznej obecności na odprawach. Większość starszych oficerów wolała odprawy elektroniczne, w czasie których wszyscy dowódcy pozostawali na swych okrętach. Honor uważała, że kontakty osobiste zbliżają, a siedzenie przy tym samym stole dobitniej uświadamia, iż wszyscy stanowią część jednego zespołu. Ułatwiało to także wymianę pomysłów, czasami z pozoru zwariowanych, dzięki którym zespól taki dysponował znacznie większym potencjałem niż suma jego elementów składowych. Czy zdanie to podzielał ktokolwiek z obecnych, nie miała pojęcia, i prawdę mówiąc, niewiele ją to obchodziło.

— Ponieważ zadaniem o priorytetowym znaczeniu jest pańska misja, admirale, być może najlepiej będzie, jeśli to pan zacznie, sir — zaproponowała, spoglądając na Courvosiera.

— Dziękuję, pani kapitan — Courvosier rozejrzał się i uśmiechnął. — Sądzę, że wszyscy jesteście aż do obrzydzenia zaznajomieni z celami tej misji, ale chciałbym mimo to omówić raz jeszcze jej najważniejsze aspekty. Po pierwsze: absolutnie najważniejsze jest zawarcie sojuszu z władzami Graysona. Ideałem, który nasz rząd chciałby osiągnąć, jest podpisanie formalnego traktatu, ale zgodzi się na każde rozwiązanie, które umocni naszą pozycję w tym systemie planetarnym i osłabi możliwość wciśnięcia się tu Ludowej Republiki Haven. Po drugie: pamiętajcie, że każda nasza oficjalna wypowiedź będzie odbierana przez pryzmat zagrożenia, jakie stanowią dla Graysona fanatycy z Masady, i cokolwiek by nie myśleli niektórzy członkowie mojej delegacji, tak władze, jak i mieszkańcy Graysona nie mają cienia wątpliwości, że obietnice powrotu tamtych jako zdobywców na ojczystą planetę nie są retoryką, tylko poważną groźbą. Od ostatniego starcia zbrojnego nie minęło aż tak wiele czasu. A obecna sytuacja jest bardzo, ale to bardzo napięta. Po trzecie: możecie pamiętać, bo jest to związane z układem sił w tym rejonie, że ta eskadra to siedemdziesiąt procent całej Marynarki Graysona. A biorąc pod uwagę ich zacofanie technologiczne, myślę, że sam Fearless mógłby ją zniszczyć w zwykłym boju spotkaniowym. Będą tego świadomi, obojętne, czy przyznają to oficjalnie czy nie, ale nie należy na każdym kroku przypominać im o tym. Trzeba natomiast uzmysłowić, jak cennymi możemy być sojusznikami. Nie pozwólcie pod żadnym pozorem sobie czy swoim ludziom wytykać im, że są gorsi czy pośledniejsi.