— Raczej utrudnić, Andy. Jeżeli na pokładzie są fanatycy religijni z Masady, to naprawdę nie wiadomo, co zrobią, ale jedno jest prawie pewne: jeśli będą mieli okazję, nie zawahają się przed ostrzelaniem Graysona pociskami nuklearnymi. Mogą być tępi i niedoświadczeni, ale mają do dyspozycji nowoczesny krążownik liniowy, a to naprawdę dobry i potężny okręt. A na dodatek tym razem popełnili tyle błędów, że czegoś się na nich muszą nauczyć. — Odchyliła się na oparcie fotela i dodała, spoglądając mu prosto w oczy. — Jeżeli wrócą, wrócą sprytniejsi i niebezpieczniejsi, Andy.
ROZDZIAŁ XXXIII
Thunder of God zataczał szeroki łuk, próbując znaleźć się za okrętami przeciwnika, a na jego pokładzie drużyny awaryjne pracowały gorączkowo, usuwając zniszczenia. Gdy pełen wykaz uszkodzeń i strat spłynął na mostek, Matthew Simonds wysłuchał go w osłupiałym milczeniu, ponieważ nie mieściło mu się w głowie, by tak postrzelany okręt zachował prawie pełną zdolność bojową. Każda jednostka, na której dotąd latał, zostałaby zniszczona przy takich trafieniach, a Thunder of God pomimo ziejących wyrw w kadłubie stracił tylko jedną wyrzutnię i jedno ciężkie działo z uzbrojenia burtowego.
Simonds nawet nie klął, obserwując z rezygnacją, jak okręty tej szatańskiej służki wykonują ciaśniejszy skręt, powtarzając jego manewr i nadal blokując mu drogę. Powoli docierało doń, dlaczego Yu mógł być tak pewien, że zniszczy przeciwnika — Thunder of God był wytrzymalszy i silniejszy, niż ośmieliłby się marzyć… Wraz z tą wiedzą przyszła też świadomość, jak nieudolnie próbował użyć tego doskonałego narzędzia za pierwszym razem.
Ponownie sprawdził dane na ekranie taktycznym — ponad dwie godziny temu przerwał walkę i obecnie od przeciwnika dzieliło go szesnaście koma pięć minuty świetlnej. Workman zapewniał go, że w ciągu pół godziny skończy najważniejsze naprawy, co jeszcze dobitniej uświadamiało mu, jak źle rozegrał to starcie. Pozwolił nierządnicy dyktować warunki walki, co odbiło się na jej wyniku. Miał przynajmniej dwa dni, nim zjawi się pomoc wysłana przez tą dziwkę, jej Królową, a zmarnował już dość czasu, dając się oszukiwać, zamiast kontynuować Dzieło Boże. Zdecydowany nie marnować go więcej, wstał i podszedł do stanowiska taktycznego, gdzie Ash konferował z asystentami.
— I cóż, poruczniku? — spytał.
— Skończyliśmy analizy, sir. Przepraszam, że trwało to tak długo, ale…
— Nie szkodzi, poruczniku. — Wypadło to ostrzej niż planował, spróbował więc łagodzić ton uśmiechem.
Zdawał sobie sprawę, że Ash i jego ludzie byli prawie tak zmęczeni jak on sam, bo przeprowadzili analizy z instrukcjami obsługi na kolanach, by zrozumieć, co podawały komputery. Był to jeden z powodów, dla których zdecydował się stracić czas, próbując wymanewrować przeciwnika, choć był prawie pewien, że to się nie uda. Nie miał jednakże zamiaru ponownie wdawać się w walkę, dopóki Ash nie zrozumie i nie przyswoi tego, czego mógł się nauczyć z przebiegu starcia.
— Rozumiem wasze problemy — powiedział znacznie łagodniej. — Powiedz mi, czego się dowiedzieliście?
— Tak, sir… — Ash wziął głęboki oddech i spojrzał w zapiski. — Ich rakiety, mimo że są mniejsze, mają lepszą elektronikę i skuteczniej przenikają przez naszą obronę radioelektroniczną. Zaprogramowaliśmy kontroli ognia wszystkie stosowane przez nich metody, które zdołaliśmy zidentyfikować. Jestem pewien, że sięgną po nowe, ale większość z tego, co dotąd wykorzystali, wyeliminowaliśmy. Jeżeli chodzi o ich obronę przeciwrakietową, boje i zagłuszacze mają naprawdę dobre, ale przeciwrakiety i działka laserowe tylko trochę lepsze od naszych. Uzyskaliśmy dobre odczyty używanych przez nich emisji dezorientujących i wprowadziliśmy je do modułów samonaprowadzających rakiet. Sądzę, że w następnym starciu trudniej im będzie wytrącić nasze rakiety z właściwego namiaru.
— Doskonale, poruczniku Ash. A nasza obrona przeciwrakietowa?
— Przykro mi, sir, ale mamy za mało doświadczenia, by je ręcznie obsługiwać. — Pomocnicy Asha spuścili wzrok, ale Simonds tylko skinął głową, pozwalając Ashowi mówić dalej. — Uaktualniliśmy bazę danych o znane sposoby przenikania i przeprogramowaliśmy główne systemy w oparciu o ekstrapolację analiz pierwszego ataku. Stworzyliśmy też program zagłuszająco-dezorientujący kierowany przez komputer ogniowy. Nie zapewni to takiej elastyczności jak doświadczeni operatorzy, ale ponieważ najsłabszym ogniwem naszego systemu jest człowiek, program powinien okazać się skuteczniejszy niż używany dotąd.
Widać było, że niełatwo przyszło mu to wyznać, ale zrobił to, spoglądając w oczy Simondsa i nie spuszczając wzroku, nawet gdy skończył.
— Rozumiem. — Simonds wyprostował się i pomasował dający coraz bardziej znać o sobie kręgosłup.
— Mamy uaktualniony kurs?
— Oczywiście, sir — zapewnił oficer astrogacyjny.
— W takim razie wracamy. — Simonds uśmiechnął się do Asha prawie po ojcowsku. — I damy porucznikowi Ashowi szansę zademonstrowania efektów swych wielogodzinnych wysiłków.
— Saladin wraca, skipper! — oznajmił Cardones.
Honor starannie umieściła kubek z kakao w uchwycie w poręczy fotela i spojrzała na swój ekran taktyczny. Saladin znajdował się w odległości prawie trzystu milionów kilometrów, ale zbliżał się z przyspieszeniem prawie cztery i pół kilometra na sekundę kwadrat.
— Ja pani sądzi, o co mu tym razem chodzi, ma’am?
— Sądzę, że przemyślał, co mu zrobiliśmy, i uważa, że już wie, gdzie popełnił błędy, wraca więc, by nam odpłacić za poprzednie lanie, Andy.
— Sądzi pani, że zbliży się tak, by móc użyć dział?
— Ja bym tak zrobiła na jego miejscu, ale pamiętasz tę historyjkę o najlepszym szermierzu na świecie? — Uśmiechnęła się złośliwie, widząc głupią minę Venizelosa. — Najlepszy szermierz nie obawia się drugiego w kolejności, tylko najgorszego szermierza na świecie, bo nie jest w stanie przewidzieć, co idiota zrobi.
Pierwszy oficer pokiwał głową ze zrozumieniem, a Honor przełączyła moduł łączności na częstotliwość Troubadoura. Zanim jednak zdążyła otworzyć usta, widoczny na ekranie McKeon uśmiechnął się smętnie.
— Słyszałem, co pani powiedziała Andy’emu — powiedział. — I chciałbym, żeby się pani myliła, ale ku swemu szczeremu żalowi wiem, że tak nie jest.
— Na pewno sporo się nauczył od ostatniego razu. A to oznacza, że tym razem skoncentruje ogień na jednym z nas, Alistair.
— Wiem, ma’am. — McKeon nie powiedział nic więcej — i nie musiał, gdyż oboje wiedzieli na kim.
Troubadour jako najsłabszy był łatwiejszy do zniszczenia, a oprócz pozbycia się jednej z dwóch wrogich jednostek, dawało to Saladinowi dodatkową korzyść — eliminowało jedną czwartą wyrzutni, którymi dysponował przeciwnik.
— Trzymaj się blisko — poradziła. — Obojętnie, o co mu tym razem chodzi, i tak zacznie od pojedynku rakietowego, chcę więc, żebyś był wewnątrz mojego perymetru obrony przeciwrakietowej.
— Aye, aye, skipper.
— Rafe — poleciła, spoglądając na Cardonesa — przekaż porucznikowi Harrisowi, żeby cię zmienił. Zabierz Carolyn i bosmanmata Killiana i odpocznijcie trochę. Mamy co najmniej cztery godziny, prawie pięć, nim Saladin znajdzie się w odległości umożliwiającej skuteczny ostrzał. Chcę, żebyście wszyscy byli wtedy na tyle wypoczęci, na ile to możliwe.
Simonds rozsiadł się wygodnie w miękkim fotelu kapitańskim.
Z jednej strony chciałby zbliżyć się jak najbardziej i zniszczyć oba okręty przeciwnika raz na zawsze. Z drugiej się bał. Thunder of God oberwał solidnie w pierwszym spotkaniu i rozsądek nakazywał przekonać się najpierw, na ile Ash faktycznie poprawił ich możliwości obronne. Dlatego też rozkazał zmniejszyć prędkość i trzymać się bliżej granicy skutecznego ognia, niż miałby na to ochotę.