Sprzężone działka laserowe otworzyły ogień, gdy komputery pokładowe krążownika liniowego zarejestrowały nagłe zagrożenie, ale nie miały wiele czasu na jego zlokalizowanie, wycelowanie i trafienie, a komputery rakiet były ściśle zaprogramowane, namierzyły więc cel błyskawicznie. Dwie z nich padły łupem działek laserowych, ale ostatni kwartet przedarł się przez zaporę laserowego ognia. Na konsoli porucznika Asha zawył alarm zbliżeniowy.
Ash odwrócił się do ekranu i zamarł — miał mniej niż sekundę, by zrozumieć, że przeciwnik w jakiś sposób zdołał tak zaprogramować rakiety, by wykorzystały one jego własny system emiterów pozorujących — rakiety używały ich sygnałów dezorientujących jako promienia prowadzącego, traktując emitery jako cel. Potem już nie miał czasu na nic, bo pociski dotarły do celu.
Dwie zmieniły się w jaśniejsze od słońca kule plazmy, które wstrząsnęły okrętem jak zabawką, waląc w jego osłonę burtową z siłą, jaką dają dwa ważące siedemdziesiąt osiem ton młoty poruszające się z jedną czwartą prędkości światła. Te dwie były jednakże niegroźne w porównaniu z dwoma następnymi, gdyż osłona burtowa została poważnie nadwerężona…
Kolejne trafienie zniszczyło następne dwie wyrzutnie, ale zamiast przygnębienia zdawało się to wywoływać na obsadzie mostka wręcz odwrotny skutek. Tuż po trafieniu ktoś zawył radośnie, a po sekundzie dołączyli do niego inni. Honor wpatrywała się z osłupieniem w ekran taktyczny. To, co widziała, było niemożliwe! Nikt nie był w stanie przeprowadzić starych rakiet z głowicami nuklearnymi przez obronę nowoczesnego okrętu wojennego! A Rafe Cardones jakimś cudem tego dokonał!
Nie udało mu się co prawda zaliczyć bezpośredniego trafienia i Saladin wyłonił się z eksplozji dwóch supernowych, ale w jakim stanie. Ekran zamigotał kilkakrotnie, lewoburtowa osłona nie istniała, a z rozprutego kadłuba w kilkunastu miejscach wylatywało powietrze i szczątki. Przetrwał jednak i zdołał ustawić się górnym ekranem w kierunku następnej salwy zbliżających się rakiet. Ekran przestał migotać i okręt zaczął się oddalać z pola walki z pełną szybkością.
Saladin uciekał tak szybko, jak mógł, a HMS Fearless był zbyt poważnie uszkodzony, by go ścigać.
ROZDZIAŁ XXXIV
Dwa ciężko uszkodzone okręty krążyły wokół Yeltsina, a ich załogi robiły wszystko, co mogły, by zlikwidować jak najwięcej uszkodzeń i jak najszybciej przywrócić im dalszą zdolność prowadzenia walki. Równocześnie personel medyczny toczył własne bitwy o uratowanie jak największej ilości połamanych, popalonych rannych. Wszyscy na pokładach obu jednostek zdawali sobie sprawę, że kolejne starcie jest nieuniknione, i wiedzieli, że będzie to ostateczna walka.
Honor słuchała meldunków i starała się nie okazać rosnącego poczucia przygnębienia i bezradności. Cała sekcja łączności została zniszczona i okręt stał się ślepy, głuchy, niemy i głupawy, a to był dopiero początek złych wiadomości. Ponad jedna czwarta załogi była martwa lub ciężko ranna, dzięki czemu komandor Brenthworth znalazł zajęcie — koordynował działanie ekip awaryjnych na stanowiska na mostku, zwalniając porucznika Allgooda, którego komandor Higgins pilnie potrzebował do innych zadań. Allgood był bowiem jego zastępcą.
Cały rufowy pierścień napędu nie działał, na lewej burcie ocalał jeden graser i osiem wyrzutni, a co gorsza, uszkodzenie magazynów i osiem minut ciągłego ognia doprowadziło do spadku ilości nadających się do wystrzelenia rakiet do mniej niż stu. Połowa głównych urządzeń radarowych, obie zastępcze instalacje radarowe i dwie trzecie pasywnych sensorów przestały istnieć. Dopóki ubrani w kombinezony próżniowe ludzie Higginsa nie przywrócą łączy z rufowym pierścieniem napędu, Fearless dysponował ledwie jedną trzecią przyspieszenia osiąganego przez Saladina. A nawet jeśli im się uda, tyle węzłów uległo zniszczeniu lub uszkodzeniu, że wszystko, na co będzie stać okręt, to dwa koma osiem kilometra na sekundę kwadrat. Jeżeli kapitan Saladina domyśli się prawdy, po prostu ucieknie, nie wdając się w walkę. Już oddalił się dziewięćdziesiąt cztery miliony kilometrów — jeśli odleci jeszcze o dwie minuty świetlne, Fearless nie będzie w stanie go znaleźć, pozbawiony własnych sensorów grawitacyjnych i pomocy Troubadoura przy odbiorze meldunków nadawanych przez satelity.
Stłumiła żal i ból, które odezwały się natychmiast, gdy tylko pomyślała o Troubadourze — na nie przyjdzie czas. później. Choć niełatwo było zmusić się do myślenia — na pokładzie niszczyciela znajdowało się prawie trzysta osób, a naprawdę niewielu z nich miało szansę przeżyć przełamanie się okrętu i wybuch rufowej części.
Jedyna nadzieja w tym, że Saladin także był poważnie uszkodzony. Może Rafe zdołał go tak zmasakrować, że nie będzie zdolny do dalszej walki. Bo jeżeli zaatakuje ponownie, nie widziała sposobu, żeby Fearless mógł go powstrzymać.
Simonds zmusił się do pozostania w bezruchu, gdy sanitariusze zakładali mu ostatni szew na rozcięte czoło. Przyjęcia środka przeciwbólowego odmówił, zdając sobie sprawę, że po nim zasnąłby na pewno. Sanitariusz wzruszył ramionami i odszedł, bo pracy miał aż za duże — na pokładzie było ponad tysiąc dwustu zabitych i tyle samo rannych. Większość stanowili pozbawieni skafandrów próżniowych żołnierze.
Uprząż antyurazowa uratowała Simondsowi życie — co prawda pękła, ale na tyle zamortyzowała dzikie wstrząsy okrętu, że uderzenie w krawędź ekranu, które powinno zakończyć się rozbiciem czaszki, skończyło się jedynie utratą przytomności i głębokim rozcięciem czoła. Co prawda głowa bolała go zgoła upiornie, ale żył. Humoru nie poprawiło mu także to, czego się dowiedział, gdy się ocknął.
Jego zastępca nakazał przerwanie walki i oderwanie się od przeciwnika, i trudno było mieć o to do niego pretensje. Ostatnie raporty o uszkodzeniach nadeszły dobre pięć minut później, podjął więc najrozsądniejszą możliwą decyzję, nie wiedząc, w jakim stanie znajduje się okręt. A był on dość opłakany. Co prawda pole siłowe i pancerz burtowy ochroniły przed promieniowaniem większość załogi, ale lewa burta była bardziej dziurawa od sitka, a z całego uzbrojenia pozostały mu trzy działa i cztery wyrzutnie, prawie wszystkie pozbawione łącz, z centralą kierowania ogniem czy mostkiem. Możliwe do osiągnięcia przyspieszenie spadło o dwadzieścia pięć procent, sensory grawitacyjne przestały istnieć, połowa innych, w tym wszystkie lewoburtowe, także. A najgorsze było to, że praktycznie nie istniała osłona lewej burty — te generatory i emitery, które ocalały, Workman zdołał co prawda pospinać tak, że ich emisje pokrywały całą długość burty, ale osłona miała ledwie jedną piątą mocy, a pole siłowe tak cząsteczkowe, jak i elektromagnetyczne zniknęły. Jedynie głupi samobójca próbowałby wystawić tę burtę na ostrzał więcej niż trzech rakiet. Trzecia musiała się przebić.
Z drugiej strony, tak uzbrojenie, jak i osłona prawej burty pozostały nienaruszone…
Dotknął szwów i poczuł, że mimo zmęczenia myśli układają mu się nagle w logiczny ciąg, a umysł przestaje zakrywać mgła. Ta służebnica szatana nadal stała mu na drodze, sprzeciwiając się Woli Bożej. Owszem, miał poważnie uszkodzony okręt, ale jej okręt też musiał silnie ucierpieć. Sprawdził informacje o jednostkach klasy Star Knight w bazie danych i porównał je z ilością rakiet wystrzelonych dotąd przez HMS Fearless — nawet jeżeli nie został uszkodzony żaden magazyn amunicyjny, i tak gonili resztkami.
Spojrzał na ekran taktyczny, czując rosnącą nienawiść na widok pozycji przeciwnika — nadal znajdował się między nim a Graysonem. Nie wiedział, w jaki sposób suka śledziła każdy jego ruch, ale nie dbał już o to. Wypełniał misję zleconą przez Boga i wiedział, co musi zrobić. Świadomość ta przynosiła mu zresztą ulgę po wahaniach i komplikacjach ostatnich dni.