Выбрать главу

Oznaczało to, krótko mówiąc, że zdążyli. Pomimo minimalnych szans, pomimo straty Troubadoura, zdążyli na czas, by uratować Graysona i HMS Fearless.

— Nie rozumiem, dlaczego Saladin jeszcze nie ucieka — zdziwił się Edwards. — Chyba jego kapitan nie jest aż takim kretynem, by uważać, że się przez nas przebije.

— Kto może wiedzieć, jak myśli i co czuje fanatyk religijny? O ile taki osobnik w ogóle myśli. — Alexander uśmiechnął się złośliwie i wbił wzrok w ekran taktyczny.

Kurs, jakim leciał Fearless, brutalnie jednoznacznie precyzował zamiary Harrington. Niczego innego zresztą nie spodziewał się po takim jak ona oficerze, ale był wdzięczny losowi, że nie musiała do końca udowadniać swej determinacji. Co w niczym nie zmniejszało jego podziwu dla jej odwagi.

Spojrzał na Alice Truman i pierwszy raz, odkąd przybyła na pokład, zobaczył, jak nieco opuszcza ją napięcie. Przyprowadziła odsiecz dwa pełne dni wcześniej, niż wydawało się to możliwe, i dzięki temu Fearless i jego załoga przeżyją. Wiedział z jej raportu, że krążownik stracił sensory grawitacyjne, co w połączeniu z brakiem Troubadoura oznaczało, że nie może odbierać meldunków nadawanych przez satelity zwiadowcze. Czyli Harrington nie ma szansy dowiedzieć się o jego przybyciu, jak długo sam jej tego nie powie.

— Oficer łączności, proszę przygotować się do nagrania i wysłania wiadomości dla HMS Fearless.

— Aye, aye, sir… Jestem gotów, sir.

— Doskonale. Proszę nagrywać: „Kapitan Harrington, mówi admirał White Haven z pokładu HMS Reliant. Zbliżam się z kierunku 031 wraz z Osiemnastą Flotyllą Krążowników Liniowych. Jestem w odległości dwunastu i pół minuty świetlnej i oceniam, że za osiemdziesiąt dwie minuty będę miał w zasięgu Saladina. Proszę oderwać się od przeciwnika i zostawić resztę nam. Wykonała pani swój obowiązek. White Haven, bez odbioru”.

— Nagrane, sir! — zameldował porucznik Harry z szerokim uśmiechem.

— Więc proszę to jak najszybciej wysłać — polecił Alexander, odpowiadając mu równie radosną miną.

Odległość zmniejszała się, a Honor spokojnie czekała. Wiedziała, że ta walka może mieć tylko jedno zakończenie, i pogodziła się z tym w chwili, w której Saladin skierował się prosto ku Graysonowi. Bała się — byłaby nienormalna, gdyby się nie bała — i podobnie jak wszyscy chciała żyć, ale nakładając oficerski mundur Królewskiej Marynarki, przyjęła na siebie, oprócz zaszczytu służenia Królowej i Królestwu, określone obowiązki. Fakt, że Grayson nie stanowił integralnej części Gwiezdnego Królestwa Manticore, był bez znaczenia.

— Joyce?

— Tak, ma’am?

— Posłuchałabym muzyki, Joyce. Porucznik Metzinger wytrzeszczyła oczy, niezdolna wykrztusić słowa, i Honor uśmiechnęła się lekko.

— Puść przez głośniki Siódmą Hammerwella, dobrze?

— Siódma Hammerwella. — Joyce Metzinger doszła do siebie z widocznym trudem. — Rozumiem, ma’am.

Honor zawsze lubiła muzykę Hammerwella — być może dlatego, że podobnie jak ona pochodził z planety Sphinx i we wszystkim, co skomponował, czuło się zimne, majestatyczne piękno jej ojczystej planety. Teraz, słysząc pierwsze akordy dzieła, które uważała za jego szczytowe osiągnięcie, rozparła się wygodnie w fotelu, przymknęła oko i zanurzyła się w muzyce największego kompozytora Gwiezdnego Królestwa Manticore. Załoga w pierwszym momencie słuchała z niedowierzaniem dobiegających z głośników dźwięków. Zaskoczenie szybko ustąpiło miejsca zrozumieniu, a w wielu wypadkach zadowoleniu, gdy rozległy się dźwięki strumieni i leśnego wiatru.

HMS Fearless leciał ku przeciwnikowi przy dźwiękach Salutu dla wiosny.

— Fearless nadal nie zmienia kursu, sir — zameldował kapitan Hunter.

Alexander zmarszczył brwi — wiadomość musiała dotrzeć do Harrington około pięciu minut temu, dlaczego więc nie zmieniła ani odrobinę kursu?!

Sprawdził czas: do nadejścia odpowiedzi zostało przy tej odległości pięć do sześciu minut, zmusił się więc do spokojnego czekania.

— Może się obawiać, że Saladin ostrzela planetę, jeśli tylko da mu ku temu okazję — powiedział, patrząc na Huntera, ale sam nie wierzył w to, co mówił.

— Przechwycenie za siedemdziesiąt pięć minut — zameldował oficer astrogacyjny.

Simonds bez słowa skinął głową.

Hamish Alexander zaczął się niepokoić — przebywał w systemie ponad pół godziny, a Harrington nadal utrzymywała pierwotny kurs, dążąc do starcia, którego nie miała prawa przeżyć, i było to postępowanie kompletnie pozbawione sensu. Miał cztery krążowniki liniowe osłaniane przez dwanaście lżejszych jednostek i nie było sposobu, by Saladin był w stanie go wymanewrować, a przy prędkości, z jaką poruszały się już jego okręty, nie mógł go również wyprzedzić w dotarciu do Graysona. Biorąc to pod uwagę, jak też przewagę ognia, jaką dysponowały jego okręty, nie istniał żaden sensowny powód, dla którego Harrington nadal utrzymywała samobójczy kurs. Co prawda Fearless znajdował się jeszcze daleko poza zasięgiem rakiet Saladina, ale jeżeli nie zmieni kursu, to za dziesięć minut sytuacja ulegnie zmianie.

— Dobry Boże! — dobiegł go nagle zduszony szept Alice Truman, spojrzał więc na nią zaskoczony: była blada jak ściana i z osłupieniem wpatrywała się w ekran taktyczny.

— O co chodzi, komandor Truman?

— Ona nie wie, że tu jesteśmy — powiedziała zdławionym głosem. — Nie odebrała pańskiej wiadomości, sir; widocznie Fearless został pozbawiony łączności w poprzednim starciu!

Alexander znieruchomiał, a w jego oczach rozbłysło nagłe zrozumienie. Tak właśnie musiało być — Harrington straciła Troubadoura i leciała z przyspieszeniem wynoszącym ledwie dwa i pół kilometra na sekundę kwadrat, co oznaczało poważne uszkodzenia okrętu. Mogła mieć całkowicie zniszczoną łączność, nie tylko sensory grawitacyjne…

Odwrócił się do swego szefa sztabu i spytał:

— Kiedy znajdziemy się w maksymalnym zasięgu rakiet, Byron?

— Za trzydzieści dziewięć minut sześć sekund, sir.

— A kiedy kursy Saladina i Fearless się zetkną?

— Za dziewiętnaście minut, sir — odparł zwięźle Hunter i Alexander zacisnął zęby.

Ból był tym większy, że nastąpił po pierwszej, odruchowej radości. Dwadzieścia minut — mniej niż nic w skali galaktyki, a w tej sytuacji różnica o podstawowym znaczeniu. Te dwadzieścia minut oznaczało bowiem, że jednak nie zdążyli na czas. Albo inaczej — zdążyli, by uratować Graysona, ale przybyli zbyt późno dla załogi HMS Fearless, której ostatnią walkę i śmierć będą mogli jedynie bezczynnie obserwować.

Umilkły ostatnie akordy Salutu dla wiosny i Honor odetchnęła głęboko. Wyprostowała się w fotelu i spojrzała na Cardonesa.

— Ile zostało do przechwycenia, Rafe? — spytała spokojnie.

— Osiemnaście minut, skipper… sześć i pół do wejścia w maksymalny zasięg rakiet.

— Doskonale. — Położyła ręce precyzyjnie na poręczach fotela i poleciła: — Stan gotowości dla obrony przeciwrakietowej.

— Kapitanie Edwards!

— Słucham, milordzie? — Głos kapitana Relianta był stłumiony. Ostatni akt niedawnej tragedii obserwował na ekranie taktycznym, zaciskając bezsilnie pięści.