Выбрать главу

— Prawo na burt! — ryknął.

Sternik posłuchał rozkazu, natychmiast kładąc okręt w ciasny skręt, by bezbronny i poharatany dziób przestał stanowić idealny cel dla rakiet, i Simonds poczuł ulgę.

A potem zrozumiał, co zrobił.

— Anuluję ten rozkaz! — zawył. — Powrót na poprzedni kurs!

— Robi zwrot! — krzyknął uradowany i zaskoczony równocześnie Rafe Cardones.

Honor podskoczyła na fotelu. To, co widziała, było niemożliwe, bowiem nie istniał żaden powód, by…

— Obrót na lewą burtę! — rozkazała. — Wszystkie działa: ognia!

— Ognia z dziobowych dział! — krzyknął zdesperowany Simonds.

Thunder of God zbyt wolno reagował na stery, co pogarszało tylko skutki błędu Simondsa. Powinien był nakazać dokończenie pełnego zwrotu i obrót, by chronić nadwątloną osłonę lewej burty i ustawić się ekranem do nadlatujących rakiet i prawą burtą do przeciwnika. Otrzymujący sprzeczne rozkazy sternik próbował wrócić na pierwotny kurs, ale nie zrobił obrotu, przez co okręt przez kilka sekund był zwrócony dziobem do HMS Fearless.

Z dziobowego uzbrojenia Thunder of God niewiele zostało, ale dwa grzbietowe lasery umieszczone na górnej powierzchni kadłuba strzelały z pełną szybkością do celu, który znalazł się bezpośrednio przed dziobem. Pierwsze strzały trafiły w ekran, ale Fearless już się obracał, by stanąć burtą do przeciwnika, i następne promienie laserowe przeniknęły przez osłonę, zniszczyły pancerz burtowy, który z tej odległości nie stanowił żadnej przeszkody, i rozpruły kadłub, z którego zaczęło wylatywać powietrze oraz rozmaite szczątki.

W następnej sekundzie jednak to, co pozostało z uzbrojenia burtowego ciężkiego krążownika, odpowiedziało ogniem: cztery działa laserowe i trzy graser wystrzeliły pierwszą salwę i natychmiast przeszły na ogień ciągły.

A dziobu krążownika liniowego nie chroniła żadna osłona.

Matthew Simonds miał ułamek sekundy, by zdać sobie sprawę, że zawiódł swego Boga, nim HMS Fearless zmienił jego okręt w oślepiającą kulę ognia, gdy któryś z promieni laserowych trafił w reaktor.

ROZDZIAŁ XXXV

Honor Harrington weszła na pokład HMS Reliant przy wtórze świstu trapowego. Nimitz wyprostował się dumnie na jej ramieniu. Niewiele brakowało, by stanęła jak wryta, zdołała się jednak opanować i tylko wytrzeszczyła zdrowe oko. Oprócz bowiem pełnej formalnej warty trapowej, oczekiwali na nią: admirał White Haven, ambasador Langtry, admirał Wesley Matthews i Protektor Benjamin Mayhew. Oddając honory, zastanawiała się, o co tu chodzi, bowiem oficjalnie została wezwana na rutynowe spotkanie z admirałem Alexandrem przed odlotem do domu, gdzie Fearless na dłużej miał wylądować w stoczni remontowej.

Hamish Alexander poczekał, aż Protektor i sir Anthony Langtry zajmą miejsca, usiadł w swoim fotelu i kolejny raz przyjrzał się z namysłem siedzącej przed nim kobiecie. Wyglądała na spokojną mimo zaskoczenia, które musiała odczuwać, ale była to poza — świadczyło o tym nieco nerwowe zachowanie treecata. Przypomniało mu się pierwsze spotkanie, na którym zjawiła się bez Nimitza. Wówczas także była niezwykle spokojna i opanowana, a przybyła, by złożyć meldunek o stratach. Z taką obojętnością mówiła o zniszczeniach i zabitych, że w pierwszym momencie go odrzuciło — sprawiała wrażenie, jakby ludzie nic jej nie obchodzili, jakby uważała, że zabici i ranni to zniszczone i uszkodzone systemy uzbrojenia, które można naprawić lub wymienić jak inne części okrętu. A o zabitych i niepotrzebnych należy zapomnieć.

A potem nadszedł meldunek, że komandor McKeon zdołał jakimś sposobem upchnąć prawie stu ludzi w jedynej sprawnej pinasie i wystartować wraz z nimi tuż przed zniszczeniem Troubadoura. I maska obojętności pękła. Widząc, jak próbuje się odwrócić, by ukryć łzy płynące ze zdrowego oka, i jak drżą jej ramiona, stanął tak, by osłonić ją przed spojrzeniami członków swego sztabu. Strzegł jej tajemnicy, bowiem zrozumiał, że ma do czynienia z kimś wyjątkowym, zrozumiał, że maska obojętności jest tak gruba, gdyż ból i żal, które ukrywa, są zbyt wielkie i zbyt silne.

Przypomniał też sobie inny dzień. Dzień, w którym z kamienną twarzą i w zupełnym milczeniu obserwowała spotkanie zboczeńców, którzy zgwałcili i zamordowali jeńców z HMS Madrigal, z katem. Nie było to miłe widowisko, ale Honor nie drgnęła nawet powieka — jak wtedy, gdy leciała, przebijając się przez ostrzał Saladina. Nie uczestniczyła w egzekucji dla przyjemności i nie robiła tego dla siebie, lecz dla tych, którzy nie mogli tego zobaczyć, jak też dlatego, że była zdecydowana dopilnować, by sprawiedliwości stało się zadość. Wtedy dopiero w pełni ją zrozumiał.

I nie wstydził się przyznać, że jej zazdrości. Był od niej dwa razy starszy, miał za sobą karierę, z którą niewielu mogło się równać, uwieńczoną właśnie zakończonym podbojem systemu Endicott, a mimo to jej zazdrościł. Z podległych jej okrętów ocalały dwa bardziej przypominające wraki niż krążowniki Królewskiej Marynarki. Straciła dziewięciuset ludzi, a trzystu było ciężko rannych. I nigdy nie uwierzy — podobnie jak on nigdy by na jej miejscu nie uwierzył — że straty te nie byłyby niższe, gdyby lepiej dowodziła. Myliła się oczywiście. Nic i nikt nie był w stanie pomniejszyć tego, co ona i jej podkomendni osiągnęli. Tego, co jej ludzie zrobili dla niej, ponieważ jest tym, kim jest i jest taka, jaka jest.

Odchrząknął i gdy odwróciła się, by spojrzeć na niego zdrowym okiem, ponownie znalazł się pod wrażeniem jej czystej, niepowtarzalnej atrakcyjności. I to mimo faktu, że połowę twarzy miała sparaliżowaną, a na oku anachroniczną piracką przepaskę. Wolał nie zastanawiać się, jakie wywierała wrażenie przed zranieniem…

— Najwyraźniej zaprosiłem panią na pokład nie tylko z powodu tradycyjnego spotkania przed odlotem do domu, kapitan Harrington — powiedział cicho.

— Rzeczywiście, sir? — W jej głosie słychać było jedynie uprzejme zainteresowanie, toteż uśmiechnął się i odchylił fotel.

— Ano rzeczywiście. Widzi pani, w ciągu ostatnich dni między Manticore a Graysonem panowała raczej ożywiona wymiana korespondencji — wyjaśnił Alexander, przestając się uśmiechać. — Znalazł się w niej między innymi dość ostry protest od niejakiego Reginalda Housemana.

W twarzy Harrington nie drgnął ani jeden mięsień.

— Z żalem informuję panią, kapitan Harrington, że Lordowie Admiralicji zdecydowali umieścić w pani aktach pisemną naganę. Żadne bowiem, najpoważniejsze nawet powody, a nie wątpię, że takie właśnie zaistniały, nie usprawiedliwiają królewskiego oficera, który fizycznie zaatakował cywilnego reprezentanta Korony. Ufam, że nigdy już nie będę zmuszony przypominać pani o tym.

— Ja także, sir — odparła i nie ulegało żadnej wątpliwości, że ma zupełnie co innego na myśli.

W jej głosie nie było arogancji czy oburzenia albo poczucia krzywdy. Nie było też śladu żalu czy przeprosin.

— Żebyśmy się dobrze zrozumieli, kapitan Harrington. — Alexander pochylił się nad stołem. — Nikt nie kwestionuje pani osiągnięć w tym systemie, a żaden oficer Królewskiej Marynarki nie będzie tracił sympatii na kogoś takiego jak pan Houseman. Martwię się nie o niego, ale o panią.

Coś błysnęło w tym ciemnym oku o migdałowym kształcie. Honor przekrzywiła lekko głowę, a Nimitz powtórzył jej gest, przyglądając się Alexandrowi zielonymi ślepiami.