— Sami nie, sir — zgodził się Yu.
Simonds uśmiechnął się, pokazując zęby — doskonale wiedział, do czego tamten zmierza, i nie miał najmniejszego zamiaru tego, okazać. Rada nie podziękowałaby mu za stworzenie sytuacji, w której dalsze istnienie Masady zależałoby od tego, czy zwierzchnicy Yu wyślą na czas wystarczająco silną flotę, by obroniła planetę. Wierni staliby się wówczas w najlepszym przypadku więźniami w areszcie domowym, w najgorszym zaś częścią Ludowej Republiki Haven, której o to właśnie chodziło. Tego nie mógł jednak i nie chciał powiedzieć kapitanowi Yu.
— Taka akcja niesie ze sobą zbyt wielkie ryzyko popełnienia błędów, kapitanie — powiedział spokojnie. — Manticore znajduje się znacznie bliżej niż pańscy przyjaciele i jeśli doszłoby do walki, a którykolwiek z okrętów Royal Manticoran Navy zdołałby uciec, ich posiłki zjawiłyby się tu znacznie szybciej niż wasze. W tych okolicznościach nawet zwycięstwo byłoby katastrofą. A jest już za późno, by ściągnąć tu okręty Ludowej Marynarki, a dopiero potem rozpoczynać operację „Jerycho”.
— Rozumiem — Yu opadł na oparcie fotela i skrzyżował ramiona. — W takim razie, czego oczekuje ode mnie Rada?
— Rozmieścimy siły tak, jak zaplanowaliśmy, ale samej operacji nie rozpoczniemy, dopóki eskorta konwoju się nie wycofa.
— A jeżeli się nie wycofa, sir? Jeśli zostanie zastąpiona wcześniej regularną placówką wydzieloną?
— Sądzimy, że jest to wysoce nieprawdopodobne. Musimy zaryzykować pomyłkę, gdyż niepotrzebny konflikt z Królestwem jest zbyt groźną ewentualnością — wyjaśnił Simonds i zdecydował się na starannie ocenzurowane, tym niemniej w sumie zgodne z prawdą wytłumaczenie: — Kapitanie Yu, cele pańskich przełożonych i nasze nie są identyczne, o czym obaj wiemy. Doceniamy pańską pomoc, ale nie jesteśmy durniami i wiemy, że pański rząd pomaga nam tylko dlatego, że odpowiada to waszym zamiarom i celom.
Przerwał, dając czas rozmówcy na przetrawienie tego niewiarygodnie uczciwego oświadczenia. Kiedy ten bez słowa przytaknął, Simonds uśmiechnął się prawie szczerze — Yu był poganinem ale uczciwym i Simonds to doceniał.
— Doskonale — podjął. — Wiemy, że waszym podstawowym celem jest utrzymanie Królestwa Manticore z dala od tego rejonu galaktyki i jesteśmy skłonni zagwarantować wam to po zwycięstwie. Nie będziemy jednak ryzykować przetrwania Prawdziwej Wiary, by do tego doprowadzić. Czekamy od sześciu wieków na ostateczne pokonanie Herezji i jeśli będzie trzeba, poczekamy następnych sześć, ponieważ — przepraszam za bezpośredniość — w przeciwieństwie do was wiemy, że Bóg jest po naszej stronie.
— Rozumiem — Yu zmarszczył brwi, a po chwili wzruszył ramionami, — Otrzymałem rozkaz wspierania pańskich decyzji, sir, ale polecono mi również służyć panu radą, jak najlepiej wykorzystać Thunder of God i Principality do osiągnięcia wspólnego celu. Uważam, że obejmuje to również uczciwą opinię dotyczącą najwłaściwszego momentu do przeprowadzenia operacji „Jerycho”, a szczerze mówiąc, sądzę, że ten moment minął. Mam nadzieję, że nie poczuje się pan tym dotknięty, ale jestem wojskowym, nie dyplomatą, i moją podstawową troską jest unikanie nieporozumień, a nie ścisłe przestrzeganie form protokolarnych.
— Rozumiem to i doceniam — odparł Simonds i rzeczywiście tak było.
Gdyby Yu powiedział to mniej uprzejmie, na pewno miałby trudności z zapanowaniem nad sobą, a utrzymywanie go w niewiedzy w kwestii istnienia „Machabeusza” pogarszało tylko sprawę, natomiast nie ulegało wątpliwości, że korzystniej było go wysłuchać i próbować ignorować fakt, że jest poganinem, niż ryzykować, że zacznie działać za jego, Simondsa, plecami.
— W takim razie, z całym szacunkiem, chciałbym przypomnieć, że Bóg najskuteczniej pomaga tym, którzy starają się sami rozwiązywać swoje problemy — odezwał się Yu. — Eskorta może się nie wycofać aż do chwili, w której odwiezie na Manticore dyplomatów z podpisanym traktatem. Nawet nie ratyfikowany może spowodować zbrojne wystąpienie Królestwa przeciwko nam, jeśli uderzycie na Grayson po odlocie delegacji. Uważam, że czekanie na faktyczne rozpoczęcie współpracy i zaistnienie sojuszu znacznie zmniejszy szanse powodzenia akcji zbrojnych. Znacznie korzystniejsze wydaje się założenie, że eskorta otrzymała rozkazy dotyczące wyłącznie ochrony konwoju i delegatów. A prawdopodobieństwo takiego założenia wynosi pięćdziesiąt procent.
— Może pan mieć rację, kapitanie — przyznał Simonds — ale jedynie w sytuacji, w której atak uznalibyśmy za nieodwołalny. Rada jest przekonana, ja zresztą także, że nawet jeśli ten przeklęty traktat zostanie podpisany, będzie to sojusz wyłącznie obronny. A bez gwarancji aktywnego wsparcia ze strony Królestwa Heretycy nie odważą się nas zaatakować. A my jesteśmy cierpliwi, kapitanie. Wolelibyśmy pozostać waszymi przyjaciółmi i uderzyć teraz, lecz jeśli spowodowałoby to zagrożenie istnienia Prawdziwej Wiary, gotowi jesteśmy poczekać. Prędzej czy później, w taki czy w inny sposób Ludowa Republika i Manticore zaprzestaną sporu i Królestwo przestanie się interesować tym obszarem. Jakby się sprawy nie potoczyły, czas pracuje na naszą korzyść i w końcu nadarzy się pożądana okazja.
— Może tak, a może nie. Jak sam pan powiedział, czekacie już sześć wieków, ale to był okres względnego spokoju w tej okolicy, a istnieje spore prawdopodobieństwo, że wkrótce stanie się on przeszłością. Moi przełożeni żywią nadzieję, że wojna z Królestwem będzie krótka, ale tego nikt nie może zagwarantować. A zarówno system Endicott, jak i Yeltsin położone są w samym środku przyszłego pola walki, znajdą się więc pod ostrzałem obu stron. Jeśli Królestwo zdoła zbudować wysuniętą bazę floty w układzie Yeltsin, walka będzie się toczyć tutaj, a jej konsekwencji nikt nie zdoła przewidzieć.
W glosie Yu pobrzmiewały stalowe nutki i choć w żaden sposób nie dał do zrozumienia, co ma na myśli, mówiąc o konsekwencjach, obaj wiedzieli. że zajęcie systemu Endicott przez obecnego „sojusznika” Masady było rzeczą pewną. Podobnie jak próba zajęcia układu Yeltsin.
— W tych okolicznościach, sir — kontynuował cicho Yu — uważam, że każda operacja dająca spore szanse na zwycięstwo jest warta ryzyka. Nam pozwoli uniknąć ciężkiej bitwy, wam — przykrych skutków stania się w niedalekiej przyszłości miejscem zaciętych zmagań.
— W tym, co pan powiedział, jest wiele prawdy i będę o tym pamiętał, przemawiając na następnym zebraniu Rady — obiecał Simonds. — Z drugiej strony, nie wszyscy jej członkowie mogą być tak przekonani o waszym zwycięstwie, jak pan wydaje się być.
— Na wojnie nie ma nic pewnego, sir, ale na naszą korzyść przemawiają dwa czynniki: jesteśmy znacznie większym państwem i mamy o wiele liczniejszą flotę. A Królestwo Manticore, jak sam pan zauważył, jest na tyle słabe i zdegenerowane, by pozwolić kobiecie na sprawowanie rządów. — Simonds drgnął i poczerwieniał, a Yu ukrył uśmiech — jego rozmówca bez wątpienia wiedział, że ostatnie zdanie jest czystą manipulacją, ale brakowało mu tolerancji, by po prostu wzruszyć ramionami, jak zrobiłby to przedstawiciel bardziej cywilizowanej czy też normalniejszej kultury.
Simonds zaś przełknął ostry komentarz, spoglądając długo i przeciągle na kapitana, wyczuł bowiem ten stłumiony uśmiech. Wiedział też, że Yu nie wierzy w to, co mówi na temat Królestwa Manticore, ale sam pochodził ze zdegenerowanego społeczeństwa. Ludowa Republika Haven była bardziej skorumpowana i zakłamana niż większość galaktycznych społeczności, ale Wierni gotowi byli użyć każdego dostępnego narzędzia, by dokończyć Dzieło Boże. A narzędzia nie trzeba informować, że ma się także do dyspozycji inne — zwłaszcza że we właściwym czasie ma ono posłużyć do pozbycia się tego pierwszego. Cyniczne ambicje Haven były zbyt oczywiste i zbyt niebezpieczne, by ktokolwiek mógł zaufać Republice. I dlatego wszystko. co Yu powiedział, jakkolwiek rozsądnie i profesjonalnie by to nie brzmiało, musiało najpierw być rozważone na spokojnie.