Выбрать главу

— Przemyślę pański punkt widzenia, kapitanie — powiedział po chwili. — Na początek sam, potem z pozostałymi członkami Rady. I choć sądzę, że utrzymana zostanie decyzja oczekiwania na wycofanie się eskorty, jestem zarazem pewien, że Bóg pokieruje nami, byśmy podjęli najwłaściwszą z możliwych.

— Jak pan sobie życzy, sir. Moi przełożeni mogą nie być tego samego co wy wyznania, ale uszanują wasze przekonania.

— Zdajemy sobie z tego sprawę, kapitanie — Simonds ani przez moment w to nie wierzył, ale był przyzwyczajony do obłudy: zbyt często miał do czynienia z poganami czy niedowiarkami.

A jeżeli Yu przypadkiem powiedział prawdę i Haven rzeczywiście praktykowało tolerancję religijną, to było bardziej zdegenerowane niż Simonds dotąd sądził. Bowiem niedopuszczalny był kompromis z heretykami, którzy wyrzekli się własnych przekonań, takie współistnienie otwierało drzwi schizmie. Zaś społeczność podzielona wyznaniowo stawała się sumą swych słabości i każdy, kto sobie tego nie uświadamiał, był zgubiony.

ROZDZIAŁ V

Fluktuacje energii i prędkości naładowanych cząsteczek gnających przez nadprzestrzeń skutecznie ogłupiały sensory na odległość większą niż dwadzieścia minut świetlnych, ale na ekranie manewrowym cały konwój zbliżający się do granicy systemu Yeltsin był wyraźnie widoczny, jako że zajmował znacznie mniejszą przestrzeń. Przejście z nadprzestrzeni do normalnej przestrzeni musiało odbywać się z prędkością nie większą niż jedna trzecia prędkości świetlnej, gdyż inaczej przeciążenia rozerwałyby kadłub, dlatego jednostki wytracały energię, stopniowo przechodząc z pasma w pasmo tak, że gdy znajdą się w paśmie alfa, będą poruszały się naprawdę wolno. Sprzęt wytrzymałby większą prędkość, ale bez kompensatorów bezwładnościowych nie przeżyłyby tego załogi i to pomimo treningów, jakim poddawano cały personel wszystkich flot dysponujących możliwością poruszania się w nadprzestrzeni. Istniała bowiem granica ludzkiej wytrzymałości na gwałtowne mdłości stanowiące nieodłączny element wyjścia czy wejścia w nadprzestrzeń.

— Za czterdzieści jeden sekund osiągniemy gotowość do wyjścia, ma’am — zameldował komandor porucznik DuMorne siedzący przy pulpicie astrogacyjnym.

— Doskonale, panie DuMorne. Proszę przejąć stery.

— Aye, aye, ma’am. Przejmuję ster. Sternik, proszę przygotować się do wyjścia na moją komendę.

— Aye, gotów do wyjścia, sir — potwierdził bosmanmat Killian, trzymając dłoń w pobliżu przycisku kontroli ręcznej, na wypadek gdyby komputer astrogacyjny nie sprawdził się tym razem.

To jednak praktycznie się nie zdarzało. Honor siadła wygodniej i obserwowała w milczeniu rozwój wydarzeń.

— Teraz! — polecił DuMorne i ledwie słyszalny zazwyczaj dźwięk hipernapędu przeszedł w basowy pomruk.

Honor przełknęła ślinę, czując falę mdłości, gdy obraz na ekranie wizualnym zmienił się gwałtownie i zamiast nie kończących się i wiecznie zmieniających wzorów nadprzestrzeni pojawiła się wersja puszczona na przyspieszonych obrotach.

Fearless przekroczył granicę pasm gamma i beta przy ażurowym rozbłysku żagli i prędkość prawie natychmiast spadła z 0,3c do dziewięciu procent prędkości światła, a żołądek Honor podjechał do gardła, gdy wewnętrzne ucho wykryło spadek szybkości nieodczuwalny dla żadnego innego organu. DuMorne obliczył przerwę na mniej niż cztery minuty — tyle, ile było niezbędne, by nadmiar energii odpłynął z żagli i by przekroczyli granicę między betą a alfą. Tym razem wrażenia były mniej dokuczliwe, gdyż utrata prędkości była mniejsza — z siedmiu do dwóch procent prędkości światła. Na ekranach wizualnych panował ognisty chaos, gdy jednostki konwoju opadały prosto w „dół”, pokonując odległość, która fizycznie nie istniała. A zaraz potem przekroczyli granicę pasma alfa i znaleźli się w normalnej przestrzeni. Ekrany przestały migotać, ukazując ciemną przestrzeń i wyraźne na jej tle gwiazdy, a mdłości zniknęły prawie równie szybko, jak się pojawiły, Szybkość krążownika w dziesięć minut zmniejszyła się z dziewięćdziesięciu tysięcy kilometrów na sekundę do stu czterdziestu kilometrów na sekundę.

Honor odetchnęła głęboko i powstrzymała odruch potrząśnięcia głową, charakterystyczny dla nowicjuszy. Starzy wyjadacze szlaków nadprzestrzennych robili, co mogli, by niczego po sobie w czasie wejścia czy też wyjścia z nadprzestrzeni nie okazać. Było to naturalnie głupie, ale należało zachować się tak, jak załoga oczekiwała po doświadczonym dowódcy.

Spojrzała na ekran astrogacyjny — Stephen jak zwykle obliczył wszystko bezbłędnie i krążownik wraz z pozostałymi okrętami konwoju znajdował się o dwadzieścia cztery minuty świetlne od gwiazdy systemu Yeltsin, czyli tuż za granicą nadprzestrzenną gwiazd typu F6, do jakich się zaliczała. Nawet jednak najdokładniejsze logi mogły zawierać błędy, a nadprzestrzeń uniemożliwiała wcześniejsze ich wykrycie, toteż każde wyjście w miejscu, które nie było stałym szlakiem, mogło okazać się niebezpieczne. Tym razem niebezpieczeństwo było znikome, tak z uwagi na względnie niewielką odległość, jak i na to, że ostatnimi czasy trasa Manticore — Yeltsin była znacznie częściej przemierzana przez statki i okręty Królestwa. Dlatego DuMorne mógł spokojnie tak poprowadzić obliczenia, by jak najbardziej zaoszczędzić na czasie podróży w normalnej przestrzeni.

Nacisnęła przycisk interkomu, wybierając połączenie z maszynownią, i usłyszała głos pierwszego mechanika, komandora Higginsa.

— Proszę zrekonfigurować napęd, panie Higgins — poleciła.

— Aye, aye, ma’am… Napęd zrekonfigurowany, ma’am.

Wewnątrz okrętu nic nie wskazywało na to, by zaszły jakiekolwiek zmiany — informowały o tym ekrany i odczyty. Żagle, normalnie niewidoczne, z wyjątkiem momentów, kiedy spływała z nich energia po wyjściu z nadprzestrzeni, zostały zwinięte, za to nad i pod okrętem rozpostarł się ekran grawitacyjny tak potężny, że zakrzywiał promieniowanie widzialne gwiazd. Okręt był gotów do ruchu w normalnej przestrzeni, ale Honor nie wydała jeszcze odpowiedniego rozkazu, czekając na meldunek oficera łącznościowego.

Porucznik Metzinger odruchowo dotknęła prawego ucha, wyprostowała się, i spoglądając na Honor, zameldowała:

— Wszystkie jednostki zameldowały o zrekonfigurowaniu napędu, ma’am.

— Dziękuję, Joyce — Honor przeniosła wzrok na błękitno-zielony symbol, oddalony o dziesięć koma pięć minut świetlnych, a oznaczający planetę Grayson, i spytała: — Jak mniemam, panie DuMorne, ma pan już obliczony kurs na Graysona?

— Mam, ma’am. Kurs 115 na 004, przyspieszenie dwieście g, zwrot za sto dwadzieścia osiem minut.

— Sternik, proszę wykonać.

— Aye, aye, ma’am. Kurs 1-1-5 na 0-0-4.

— Dziękuję. Poruczniku Metzinger, proszę przekazać ten kurs pozostałym jednostkom.

— Aye, aye, ma’am — Joyce Metzinger nadała obliczenia dokonane przez DuMorne i zameldowała po krótkiej przerwie: — Konwój znajduje się na nowym kursie i jest gotów do drogi, ma’am.

— Doskonale. Bosmanmacie Killian, jesteśmy gotowi?

— Jak najbardziej, ma’am.

— W takim razie ruszamy.

— Aye, aye, ma’am. Prędkość 2-0-0 g.

Nic poza odczytami nie wskazywało na to, że krążownik w ogóle się poruszył — kompensatory bezwładnościowe pozwalały bezwstydnie oszukiwać sir Izaaka Newtona. Dwieście g nie stanowiło nawet połowy prędkości, jaką mógł rozwinąć HMS Fearless. Nie była to nawet połowa standardowej prędkości przyjętej w Royal Manticoran Navy, a wynoszącej osiemdziesiąt procent prędkości maksymalnej, ale dla frachtowców wchodzących w skład konwoju była to najwyższa bezpieczna prędkość. Mimo iż znacznie większe, miały nieporównywalnie słabsze napędy i kompensatory bezwładnościowe niż okręty wojenne.