Выбрать главу

— Sądzę, że biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, udało się wam całkiem dobrze zaadaptować część planety — zauważył cicho Courvosier.

— Udało nam się. I prawdę mówiąc, kocham tę planetę, mimo że codziennie po trochu mnie zabija i któregoś dnia dopełni dzieła. To mój dom, ale w dużej mierze także powód, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Przetrwaliśmy i nie straciliśmy wiary, nadal wierzymy w Boga i w to, że jest to część próby, część procesu oczyszczenia. Sądzę, że uzna pan to za irracjonalne, admirale?

— Nie — odparł po chwili namysłu zapytany. — Wątpię, bym na pańskim miejscu nadal w to wierzył, wiedząc, co przeszli pańscy przodkowie i dlaczego. Ale sądzę, że pan także nie byłby w stanie zrozumieć tego, w co ja wierzę. Jesteśmy tym, co zrobiło z nas życie w określonej kulturze i do pewnego stopnia wola boska. Tak my pochodzący z Manticore czy Sphinxa, jak i wy z Graysona.

— Niezwykle tolerancyjny punkt widzenia — przyznał Yanakov. — Wątpię, by większość moich rodaków zdołała go zaakceptować. Jeśli o mnie chodzi, rozumiem pana, ale dla prawie wszystkich moich rodaków sposób traktowania kobiet i punkt widzenia w innych kwestiach dyktuje wiara. Och, zmieniliśmy się przez te stulecia, w końcu nasi przodkowie nie na darmo nazwali się Umiarkowanymi, ale panu te zmiany mogą wydać się minimalne. Kobiety nie są już niczyją własnością, wypracowaliśmy skomplikowane prawa i zasady, by je chronić i czcić, częściowo jak sądzę, była to reakcja obronna na to, jak Wierni traktowali swoje kobiety. Wiem, że sporo mężczyzn nadużywa swoich przywilejów w stosunku do żon i córek, ale nie zmienia to faktu, że każdy, kto publicznie znieważyłby jakąkolwiek kobietę mieszkającą na Graysonie, zostałby na miejscu zlinczowany, a gdyby miał szczęście, powieszony. Są różne formy samosądu… Położenia kobiet tu i na Masadzie nie da się porównać, ale ich sytuacja na Graysonie i pod względem prawnym, i religijnym jest gorsza od sytuacji mężczyzn. Pomimo tego, co zrobiła Matka Graysona, wmawiamy sobie, że dzieje się tak, gdyż kobiety są słabsze, mają zbyt wiele obciążeń, których żaden mężczyzna nie zdoła przejąć, więc nie ma sensu ich obciążać dodatkowo, zmuszając do głosowania czy do posiadania majątku… albo do służby wojskowej. I dlatego kapitan Harrington nas przeraża. Jest kobietą i potrafi robić dobrze to, czego według nas kobiety robić nie mogą. Bo tak w głębi duszy wszyscy wiemy, że Haven łże o tym, co zdarzyło się w systemie Basilisk. Może pan sobie wyobrazić, jakie ta sytuacja stanowi dla nas zagrożenie?

— Nie w pełni i nie do końca. Widzę pewne konsekwencje, ale kulturowo zbyt mocno się różnimy, bym mógł dostrzec je wszystkie, albo choćby uznać, że znam najważniejsze.

— W takim razie proszę zaakceptować to, co teraz powiem. Jeśli kapitan Harrington rzeczywiście jest tak doskonałym oficerem, jak pan twierdzi, burzy całe nasze rozumienie kobiecości. Oznacza, że się myliliśmy, że nasi przodkowie się mylili i że nasza religia się myli. Nie jest to katastrofa, bowiem potrafimy przyznać się do błędu, przecież zaakceptowaliśmy fakt, że założyciele kolonii postąpili źle, a pierwotne założenia religii okazały się nie całkiem słuszne. Sądzę, że i tym razem przyznamy się do pomyłki, ale to wymaga czasu. Nie będzie to łatwe i bezbolesne, zwłaszcza dla starszych osób, ale wierzę, że zdołamy tego dokonać. Powstaje natomiast inny problem: co stanie się z Graysonem? Poznał pan dwie z moich trzech żon. Kocham głęboko wszystkie trzy i oddałbym życie w ich obronie, ale jeśli kapitan Harrington samym swoim istnieniem udowadnia, że się myliłem, oznacza to, że zrobiłem z nich kobiety gorsze, niż mogłyby się stać. Prawdą jest, że są gorsze: mniej niezależne, nie potrafią podejmować odpowiedzialności i ryzyka. Nie są w stanie kierować i wymuszać posłuchu. Są podobnie jak i ja produktem określonego społeczeństwa, a wiara tego społeczeństwa wmawia im od urodzenia, że nie mogą równać się z mężczyznami. Nie jest to ich wina, tak po prostu jest, i kropka. Co mam zrobić, admirale? Kazać im przestać się podporządkowywać? Powiedzieć, że muszą pracować? Że mają domagać się swoich praw i włożyć mundury? Skąd mam wiedzieć, w którym momencie moje wątpliwości co do ich możliwości przestaną wynikać z miłości i troski, a zaczną być wynikiem strachu? Kiedy moje przekonania, że muszą wpierw przejść reedukację, zanim staną się naszymi równorzędnymi partnerkami, przestaną wynikać z realistycznej oceny ograniczeń, jakie im wpojono, a staną się wymówką mającą na celu podtrzymanie istniejącego stanu rzeczy i ochronę moich własnych praw i przywilejów? Takie pytania można mnożyć…

Zamilkł, a Courvosier zmarszczył brwi.

— Nie wiem… — przyznał po namyśle. — I sądzę, że nikt tego nie wie poza Panem i nimi.

— Właśnie — Yanakov upił kolejny spory łyk brandy i odstawił kielich na stół. — Nikt tego nie wie, lecz puszka Pandory została już otwarta. Na razie właśnie ledwie uchylona, ale jeśli podpiszemy ten traktat, zwiążemy się sojuszem militarnym i ekonomicznym z państwem traktującym kobiety na równi z mężczyznami, a tego musimy się dopiero nauczyć. I to wszyscy: tak kobiety, jak i mężczyźni, bo jedną z niewielu rzeczy pewnych w życiu jest to, że nikt nie zdoła na dłuższą metę zaprzeczyć prawdzie, robiąc z niej kłamstwo tylko dlatego, że jest ona bolesna. Obojętne, co by się z nami stało z winy Masady czy Ludowej Republiki Haven, ten traktat nas zniszczy. Nie wiem, czy nawet Protektor zdaje sobie w pełni z tego sprawę. Może tak, bo studiował poza planetą. Być może widzi w nim sposób na zmuszenie nas do zaakceptowania waszej prawdy. Nie, nie tak… nie waszej, po prostu prawdy.