— A ile czasu potrzebujemy na doprowadzenie operacji „Jerycho” do pomyślnego zakończenia?
— Powinniśmy być gotowi do pierwszego ataku w ciągu czterdziestu ośmiu godzin. Jak szybko potoczą się sprawy, trudno jest precyzyjnie określić, ponieważ wiele zależy od tego, jak szybko zareagują na Graysonie, ale i tak będziemy dysponowali prawie siedmioma dniami do powrotu eskorty, a w tym czasie po prostu będą musieli zareagować na nasze ataki. Sądzę, że zrobią to raczej prędzej niż później, choćby dlatego, by nie wyjść na słabeuszy i nie pogorszyć swej pozycji w rokowaniach.
— Rozumiem, że nie może pan dokładnie określić przebiegu wydarzeń, ale Rada byłaby wdzięczna za pańską przewidywaną ocenę rozłożenia w czasie wydarzeń, kapitanie.
— Rozumiem… — Yu z trudem ukrył pogardę: Simonds był oficerem marynarki, jakakolwiek by ona nie była, i powinien zdawać sobie sprawę, podobnie jak on, że każda taka prognoza będzie zwykłą zgadywanką.
Ponieważ Simonds nie był głupi, zapewne o tym wiedział, a pytanie było dupochronem — chciał mieć pewność, że w razie czego wina spadnie na kogoś innego. Pod tym względem politycy Haven i teokraci Masady niczym się nie różnili.
— Biorąc pod uwagę normalny stan gotowości sił zbrojnych Graysona, jak też i to, że jest to czysto teoretyczna ocena, sądzę, że możemy spodziewać się ich kontrakcji przy trzecim ataku. Nie wierzę, by dłużej niż dzień, góra dwa, zajęło im odkrycie „błędu” w naszej taktyce i wykorzystanie go.
— I jest pan pewien, że mamy wystarczające siły, by ich zniszczyć, kiedy przypuszczą kontratak?
— Tak pewien, jak to tylko możliwe, gdy w grę wchodzi starcie zbrojne. Jest wysoce nieprawdopodobne, nawet jeśli w akcji weźmie udział okręt RMN, by zdali sobie sprawę z sytuacji na tyle wcześnie, aby zdążyć uciec. Zresztą nawet jeśli przerwą walkę po wymianie pierwszych salw, ich siły zostaną prawie całkowicie zniszczone.
— Prawie?
— Rozmawiamy o walce w przestrzeni jednostek dysponujących impellerami. Nie sposób wyznaczyć czy przewidzieć dokładnych ich kursów w chwili, w której walka się rozpocznie, sir. Jeżeli nie nadlecą kursem, który uznamy za najprawdopodobniejszy, Thunder of God zdoła wystrzelić tylko parę salw burtowych, co może okazać się niewystarczające do całkowitego zniszczenia wszystkich okrętów. Na pewno jednak poniosą poważne ciężkie straty, a ciężko uszkodzone okręty dobiją jednostki lokalnej produkcji. Jest też bardziej prawdopodobne, że niedobitki zdołają nam uciec, co w sumie niczego nie zmienia, bo wycofać mogą się tylko na orbitę Graysona, a to będzie nasz następny cel. Albo się wówczas poddadzą, albo spróbują walczyć i zostaną zniszczone. Stamtąd już nie mają odwrotu, a Thunder of God jest w stanie samodzielnie zniszczyć całą ich flotę, jeśli zdecydują się walczyć.
— Hmm — Simonds energiczniej potarł podbródek i niespodziewanie wzruszył ramionami. — Dobrze, kapitanie Yu. Dziękuję panu za ocenę sytuacji. Przedstawię relację Radzie i sądzę, że za godzinę czy dwie będziemy mieli ostateczną decyzję.
I wyłączył nagrywanie.
— Miło mi to słyszeć, sir — Yu uniósł brwi. — Mogę zapytać jaka, w pańskim przekonaniu, będzie ta decyzja?
— Sądzę, że nie unikniemy ostrej dyskusji, ale powinni się zgodzić. Huggins jest za — choć reprezentuje grupę niewielką, to niezwykle wpływową. O’Donnel się waha, ale większość pozostałych skłania się bardziej ku stanowisku Hugginsa niż jego.
— A Najstarszy Simonds? — Yu nadał swemu głosowi neutralne brzmienie.
— Mój brat również jest za tym, byśmy zaczęli — odparł zwięźle Simonds. — Wykorzysta kilka starych zobowiązań, by nakłonić niezdecydowanych do stosownego głosowania, i sądzę, że postawi na swoim. Przeważnie mu się to udaje.
— W takim razie dobrze byłoby wydać okrętom rozkaz podwyższenia stanu gotowości, sir. Zawsze można go odwołać, jeśli decyzja Rady byłaby nie po naszej myśli.
— Zgadza się — Simonds ponownie potarł brodę i przytaknął, najwyraźniej własnym myślom. — Niech pan wyda taki rozkaz, kapitanie. Tylko proszę pamiętać, że jeśli Najstarszy będzie musiał użyć swego autorytetu, by rozpocząć operację „Jerycho”, i coś się nie powiedzie, polecą głowy. Moja może się między nimi znaleźć, pańska będzie tam na pewno, przynajmniej jeśli chodzi o kwestię dalszej pańskiej służby w naszych szeregach.
— Rozumiem, sir.
Yu poczuł niespodziewaną sympatię do Simondsa — jemu samemu groził co najwyżej powrót w niełasce do Ludowej Republiki. Jeśli wywiad i rząd przyjęłyby wersję władz Masady, że klęska była wyłącznie jego winą, a był pewien, że taka właśnie będzie wersja oficjalna, przy której będą obstawać z typowym dla siebie uporem maniaków, byłoby to upokarzające i być może katastrofalne dla jego kariery. W przypadku rozmówcy stwierdzenie o „lecących głowach” trzeba było traktować dosłownie, jako że karą za zdradę Wiary było tu nadal ścięcie… po serii innych, znacznie mniej przyjemnych przeżyć.
— Jestem pewien, że pan rozumie, kapitanie — Simonds westchnął i wstał, dając mu znak, by pozostał na miejscu. — Nie musi mnie pan odprowadzać, znam drogę. Wezmę przy okazji nagranie z działu łączności, a pan niech się zajmie podwyższeniem stanu gotowości floty.
I wyszedł, pozostawiając Yu ze znajomą panoramą Masady i jej słońca. Yu uśmiechnął się — Simonds mógł wyglądać jak ktoś, kto w każdej chwili spodziewa się strzału w plecy, ale przynajmniej był wreszcie zdecydowany. Tym razem „Jerycho” powinno faktycznie się zacząć, a kiedy Grayson zostanie w końcu zdobyty, kapitan Alfredo Yu będzie mógł strzepnąć kurz tego obrzydliwego zadupia z butów i wrócić do domu.
ROZDZIAŁ X
Chorąży Wolcott obgryzała paznokieć, rozważając kandydatury siedzących przy sąsiednim stoliku oficerów. Podporucznik Tremaine przybył na pokład jako pilot komandora McKeona i gawędził teraz z porucznikiem Cardonesem i komandorem porucznikiem Venizelosem, a ona zazdrościła mu swobody, z jaką traktował obu szacownych oficerów. Naturalnie wiedziała, że był z Harrington w systemie Basilisk, i choć i kapitan, i pierwszy oficer uważali, by w stosunkach służbowych wszystkich traktować jednakowo, wszyscy na pokładzie, i to nie tylko HMS Fearless, wiedzieli o istnieniu wewnętrznego kręgu.
Problem polegał na tym, że musiała porozmawiać z kimś, kto doń należał, ale nie z Venizelosem i Cardonesem. Obaj byli jak najbardziej otwarci w stosunku do podwładnych, ale bała się reakcji pierwszego oficera, jeśli pomyśli, że krytykuje dowódcę. Reakcja Cardonesa byłaby najprawdopodobniej jeszcze gorsza, nie wspominając już o tym, że dla kogoś, kto przybył prosto z wyspy Saganami, nawet oficer taktyczny, zwłaszcza uhonorowany tak wysokimi odznaczeniami jak Monarsze Podziękowanie czy Order Galanterii, był niewiele mniej groźny. Tremaine zaś był wystarczająco młody tak stopniem, jak i wiekiem, by nie wzbudzać podobnych obaw, a również znał Honor i na dodatek miał przydział na inny okręt, więc nawet jeśli zrobi z siebie kompletną idiotkę albo go zdenerwuje, nie będzie narażona na dalsze codzienne kontakty.
Odczekała, aż Venizelos i Cardones wstali i po pożegnalnej salwie śmiechu zniknęli w windzie. Dopiero wtedy wzięła kubek, zebrała się na odwagę i podeszła do sąsiedniego stolika na tyle naturalnie, na ile była w stanie. Tremaine właśnie sprzątał ze stołu, gdy chrząknęła — uniósł głowę, uśmiechając się, i Wolcott zaczęła się zastanawiać, czy jeszcze coś nie wpłynęło na jej decyzję, gdyż był to nader atrakcyjny uśmiech… W końcu należał do załogi innego okrętu, a przepisy nic nie mówiły o związkach między oficerami z różnych jednostek…