Выбрать главу

Sam nie miał ani żony, ani dzieci i zdawał sobie sprawę, że zbyt wielką część życia poświęcił studentom, niejako w formie rekompensaty, ale z nielicznych był tak dumny jak z Honor. Zbyt wielu z nich wyłącznie nosiło mundur Royal Manticoran Navy. Honor żyła życiem RMN i wychodziło jej to na dobre. Obserwując ją, gawędzącą z żoną jednego z oficerów, zastanawiał się, gdzie zniknął ten wstydliwy i kościsty midszypmen. Wiedział, że nadal nie lubiła przyjęć i uważała się za brzydkie kaczątko, ale nie okazywała tego i pewnego dnia ocknie się i stwierdzi, że z brzydkiego kaczątka zrobił się łabędź. Jednym bowiem z minusów procesu prolongu, zwłaszcza w jego ostatniej, udoskonalonej wersji, było przedłużenie okresu dorastania fizycznego i Honor na pierwszy rzut oka rzeczywiście nie była atrakcyjna. Miała błyskawiczny refleks i szybkość, o co zatroszczyła się grawitacja jej rodzimej planety, wynosząca 1 koma 35 g, ale z gracją niewiele miało to wspólnego, a przecież poruszała się z takim wdziękiem, iż nawet jako pierwszoroczniak przyciągała wzrok tych, którzy ignorowali dziecinne rysy. A jej twarz piękniała z wiekiem, o czym nie miała zielonego pojęcia aż do teraz. Ostre rysy wygładziły się, a migdałowego kształtu oczy, odziedziczone po matce, nadawały jej nieco trójkątnej twarzy intrygujący, nieco egzotyczny wygląd. Nigdy nie była ładna i nigdy ładną nie będzie. Natomiast stanie się piękna… kiedy tylko zda sobie z tego sprawę.

Co jedynie zwiększało jego obecne zmartwienia. Zmarszczył brwi, sprawdził czas i westchnął. Przyjęcie należało do naprawdę udanych i wyglądało, że potrwa jeszcze parę ładnych godzin, ale on nie miał tyle czasu. Musiał dograć zbyt wiele szczegółów na Manticore, a to oznaczało, że będzie musiał odciągnąć gospodynię od gości. Za co, jak się spodziewał, będzie mu tylko wdzięczna.

Prześliznął się przez tłum z wieloletnią wprawą i dotarł do Honor. Ta odwróciła się, nim zdążył się odezwać, zupełnie jakby jakiś wewnętrzny zmysł poinformował ją o jego obecności. Ponieważ Courvosier był niewiele wyższy od Allison Harrington, uśmiechnął się, spoglądając w górę.

— Niezły tu tłok, Honor — zauważył.

— Prawda, sir? — uśmiechnęła się w odpowiedzi nieco kwaśno. — I jeszcze większy hałas.

— Faktycznie. Obawiam się, że za godzinę muszę złapać prom na Hephaestusa, a wcześniej chciałbym z tobą porozmawiać. Możesz się urwać?

Przymrużyła oczy, słysząc niespodziewanie poważny ton, i rozejrzała się ukradkiem.

— Naprawdę nie powinnam… — zaczęła, ale z taką niechęcią w głosie, że Courvosier ledwie zdołał ukryć uśmiech, widząc, jak pokusa bierze w niej górę nad poczuciem obowiązku.

Wynik był z góry wiadomy, jako że tak naprawdę mogła spokojnie zniknąć z przyjęcia na kilkanaście minut, a do pokusy dochodziła ciekawość. Zacisnęła usta, podejmując decyzję, i uniosła dłoń. Na ten znak obok zmaterializował się główny steward James MacGuiness.

— Mac, możesz zaprowadzić admirała Courvosiera do mojej kabiny? — spytała, zniżając głos, by nie usłyszał nikt niepowołany.

— Naturalnie, ma’am.

— Dziękuję. Przyjdę tam, jak tylko będę mogła: najpierw muszę odnaleźć Andy’ego i uprzedzić go, że został samodzielnym gospodarzem.

— Rozumiem — tym razem Courvosier nie uśmiechnął się. — I dziękuję.

— To ja dziękuję, sir. — Honor nawet nie próbowała ukryć radości.

Courvosier odwrócił się od panoramicznego okna, słysząc odgłos otwieranych drzwi, ale odezwał się dopiero, gdy zamknęły się one za Honor.

— Wiem, że nie przepadasz za tego typu imprezami, ale to przyjęcie jest naprawdę udane, i przepraszam, że cię z niego tak bezceremonialnie wyciągnąłem.

— Biorąc pod uwagę, jak się rozwija, będę miała aż za dużo czasu, by dołączyć do gości, sir. Przecież ja nawet połowy z nich nie znam! Zaproszenie przyjęło znacznie więcej ludzi z powierzchni planety, niż się spodziewałam!

— To zupełnie zrozumiałe: jesteś jedną z nich. I wszyscy są z ciebie dumni.

Machnęła lekceważąco ręką i zarumieniła się jak pensjonarka.

— Musisz coś z tym zrobić — oświadczył poważnie, a widząc jej minę, wyjaśnił: — Z tym niekontrolowanym czerwienieniem się. Skromność skromnością, ale po placówce Basilisk nie jesteś pierwszym z brzegu oficerem RMN, tylko kimś, na kogo zachowanie zwraca się szczególną uwagę.

— Miałam po prostu szczęście — zaprotestowała.

— Naturalnie — zgodził się z kamienną twarzą i dopiero widząc jej badawcze spojrzenie, uśmiechnął się złośliwie. — A tak poważnie, jeśli ci tego dotąd nie powiedziałem, naprawdę jesteśmy z ciebie dumni.

— Dziękuję — odparła cicho. — To naprawdę wiele dla mnie znaczy — usłyszeć to od pana.

— Doprawdy? — uśmiechnął się bez złośliwości i westchnął, spoglądając na złote galony na swoim rękawie. — Wiesz, naprawdę nie mam ochoty rozstawać się z mundurem.

— Przecież to tylko czasowo, sir. — Honor zmarszczyła brwi. — Prawdę mówiąc, nie rozumiem, dlaczego Ministerstwo Spraw Zagranicznych tak się przy tym upiera.

— Tak? — przekrzywił głowę i przyjrzał się jej ze zwykłym sardonicznym błyskiem w oczach. — Uważasz, że takiemu staremu oszustowi jak ja nie należy ufać w kwestiach dyplomacji międzyplanetarnej?

— Oczywiście, że nie! Sądzę natomiast, że jest pan znacznie przydatniejszy jako szef Zaawansowanego Kursu Taktyki niż dyplomata. To marnowanie czasu. Gdyby w Admiralicji mieli odrobinę zdrowego rozsądku, kazaliby ministerstwu się wypchać i dali panu dowództwo zespołu wydzielonego czy ciężkiej eskadry liniowej, sir!

— Są czasami ważniejsze rzeczy niż szkolenia, nawet zaawansowane, czy dowództwo zespołu wydzielonego. W tej chwili, prawdę mówiąc, polityka zagraniczna i dyplomacja są ważniejsze… — słysząc pogardliwe prychnięcie Honor, dodał miękko: — Nie zgadzasz się z tą opinią?

— Nie lubię polityki, sir — odparła uczciwie. — Za każdym razem, kiedy mam z nią do czynienia, sprawy się komplikują i kończą niepotrzebnymi problemami. Intrygi polityków omal nie kosztowały nas utraty systemu Basilisk i przez nich zginęła większość mojej załogi. Nie lubię polityki, polityków i dyplomacji, sir. Nie rozumiem jej i nie chcę zrozumieć ich!

— W takim razie radzę ci szybko zmienić zdanie — w głosie Courvosiera pojawiła się stalowa nuta, tak niespodziewanie, iż nawet Nimitz przyjrzał się zaskoczony cherubinkowej postaci, unosząc łeb znad ramienia Honor. — To, z kim śpisz, jest twoją prywatną sprawą, Honor, ale żaden oficer w służbie Jej Królewskiej Mości, a zwłaszcza żaden kapitan, nie może być polityczną dziewicą. Szczególnie jeśli w grę wchodzi dyplomacja.

Tym razem rumieniec był ciemniejszy, ale odruchowo Honor wyprostowała się — zupełnie jak w Akademii, gdy — wówczas jeszcze — kapitan Courvosier określał zasady postępowania. Oboje wiele przeszli od czasów zajęć na wyspie Saganami, ale pewne sprawy się nie zmieniły.

— Przepraszam, sir — powiedziała bardziej formalnie. — Chodziło mi głównie o to, że politycy zawsze są bardziej zainteresowani własnymi korzyściami albo budowaniem imperiów niż uczciwym robieniem tego, co do nich należy.