Obserwował uważnie jej oczy i stwierdził z zadowoleniem, że tym razem dotarło do niej to, co najważniejsze.
Zapadła głęboka cisza.
Nimitz odsunął talerz i wsparł się środkowymi i przednimi łapami o blat, spoglądając wyczekująco to na Honor, to na McKeona.
— Cały wieczór chciałeś o tym porozmawiać? — spytała w końcu.
— Cały. Mogłaś skończyć moją karierę jednym raportem, a zasługiwałem na to, o czym oboje wiemy. Nie chcę patrzeć, jak popełniasz błędy z tego samego powodu jak ja, a robisz to. Możesz mi wierzyć, że wiem, co mówię.
— Błędy? — spytała ostrzej, co nie zrobiło na nim wrażenia.
— Błędy albo pomyłki, nazwij to, jak wolisz — odparł spokojnie. — Wiem, że nigdy nie zostawiłabyś admirała samego, tak jak ja ciebie zostawiłem, i nie o tym mówię. Jesteś kapitanem z szansą na stopień flagowy i musisz nauczyć się postępować z ludźmi i zrozumieć dyplomację, albo nigdy nie zostaniesz admirałem. To nie placówka Basilisk i nie mamy tu wprowadzać w życie teoretycznych przepisów czy kogoś zwalczać w aktywny sposób. Przynajmniej na razie. Musimy natomiast współpracować i współżyć z oficerami suwerennego państwa o radykalnie odmiennej kulturze, w związku z czym zasady naszego postępowania powinny być zupełnie inne.
— Jeśli mnie pamięć nie myli, co do wprowadzenia w życie przepisów celnych, też miałeś na początku obiekcje — prychnęła. Drgnął. Strzał był celny.
Nim jednak zdążył się odezwać, Honor uniosła dłoń i uśmiechnęła się przepraszająco.
— Nie powinnam była tego powiedzieć; starałeś się pomóc na swój sposób, ale ja po prostu nie jestem dyplomatą. Przepraszam, Alistair. Nigdy nie będę potrafiła zachowywać się dyplomatycznie w stosunku do takich zatwardziałych głąbów jak ci z Graysona.
— Nie bardzo masz wybór — odparł na tyle łagodnie, na ile potrafił. — Jesteś najstarszym stopniem oficerem, jakiego ma admirał Courvosier. Niezależnie od tego, czy ich lubisz, czy nimi gardzisz i czy oni cię lubią, nie zmienisz tego, podobnie jak nie da się zmienić faktu, że ten traktat jest dla Królestwa równie ważny, jak spora bitwa. Poza tym, uświadom sobie jedno: nie jesteś dla nich tylko Honor Harrington, jesteś królewskim oficerem i to najstarszym stopniem w tym systemie i…
— I uważasz, że źle zrobiłam, odlatując — weszła mu w słowo.
— I tak właśnie uważam. — Spojrzał jej prosto w oczy. — Rozumiem, że jako mężczyzna mam znacznie ułatwione kontakty z ich oficerami i że są one o wiele mniej stresujące niż twoje. Przyznaję, że część z nich to albo durnie, albo takie sukinsyny, że nadają się tylko do odstrzału, ale jest ich wbrew pozorom niewielu. Większość jest zaciekawiona, albo nawet bardziej niż zaciekawiona, i tak naprawdę to najbardziej chcieliby wiedzieć, jak ja mogę znosić to, że kobieta wydaje mi rozkazy. Mają co prawda dość zdrowego rozsądku, by nie zadać głośno tego pytania, ale wisi ono w powietrzu.
— A jak na nie odpowiadasz?
— Podobnie jak Jason Alvarez czy inni twoi oficerowie płci męskiej, choć może nie aż tak barwnie. Sprowadza się do tego, że nie obchodzi mnie, co kto ma w spodniach, ale jak wykonuje swoje obowiązki, a ty robisz to lepiej niż ktokolwiek inny. — Zarumieniła się, a on mówił dalej tym samym tonem: — Wstrząsa to nimi za każdym razem tak samo, ale wielu skłania do myślenia. Teraz martwią mnie właśnie ci, którzy zaczęli myśleć. Wiedzą doskonale, że nie musiałaś osobiście eskortować frachtowców: Apollo i Troubadour wystarczyłyby do osłony konwoju. Prawdziwym idiotom nie zrobi to różnicy, ale pozostali dojdą do prawdziwych powodów twojej decyzji i nie będzie miało dla nich znaczenia, czy pomysł był twój, czy admirała. Zaczną się zastanawiać, dlaczego chciałaś opuścić system: czy dlatego, że uważałaś, że swoją obecnością utrudniasz negocjacje, czy dlatego, że jesteś kobietą i niezależnie od tego, co im wmawiamy, po prostu nie wytrzymałaś presji.
— Chodzi ci o to, że będą przekonani, że uciekłam — podsumowała zwięźle.
— Chodzi mi o to, że mogą żywić takie przekonanie.
— Nie. Chodzi ci o to, że będą. — Oparła się wygodniej i przyjrzała mu się uważnie. — Ty też tak sądzisz?
— Nie. Albo raczej: sądzę, że wycofałaś się nie dlatego, że bałaś się walczyć, ale dlatego, że nie bardzo wiedziałaś jak i nie chciałaś doprowadzić do konfrontacji.
— Może rzeczywiście uciekłam — powiedziała powoli, na co Nimitz zareagował cichym prychnięciem. — Wydawało mi się… nadal mi się zresztą tak wydaje, że jedynie przeszkadzałam admirałowi… a poza tym… szlag by trafił, Alistair, ale ja naprawdę nie wiem, co mam z tym zrobić!
McKeon skrzywił się, słysząc ów „szlag”, choć trudno było ten zwrot uznać za przekleństwo, ale nigdy dotąd nie słyszał, by używała jakichkolwiek tego typu „ozdobników”, nawet wówczas, gdy rozstrzeliwano ich poprzedni okręt, zresztą z nimi na pokładzie.
— W takim razie proponuję, żebyśmy coś wymyślili — odezwał się, a gdy spojrzała nań, wzruszył ramionami. — Wiem: łatwo mi mówić, bo mam jaja, co w tym układzie stanowi podstawową zaletę. Natomiast nie zmienia to w niczym faktu, że gdy wrócimy, oni nadal będą tacy sami jak przedtem i będziesz musiała sobie z tym poradzić. Pamiętaj, że jesteś najstarszym rangą oficerem i to, co zrobisz lub powiesz, jak też to, na co pozwolisz, by zrobiono lub powiedziano tobie, będzie miało wpływ na sytuację wszystkich kobiet służących pod twoimi rozkazami, a co więcej, będzie odbijało się na honorze Królowej. I jeszcze jedno: prędzej czy później pojawi się na Graysonie więcej kobiet służących w Królewskiej Marynarce i to, w jaki sposób ustawisz teraz stosunki z mieszkańcami i wojskowymi planety, będzie rzutowało na ich przyszłe problemy lub też ich brak.
— Wiem o tym wszystkim. — Pochyliła się nad stołem i ujęła Nimitza, sadzając go na kolanach. — Ale co mam zrobić? Jak mam sprawić, żeby widzieli we mnie królewskiego oficera, a nie kobietę, która powinna siedzieć w domu, nie lejąc po pyskach?!
— Hej, ja tylko dowodzę niszczycielem! — McKeon roześmiał się, rejestrując jej przelotny uśmiech. — Z drugiej strony, może właśnie znalazłaś błąd popełniany przez ciebie od chwili pierwszego spotkania z Yanakovem i jego sztabem. Mówiłaś o tym, co oni mogą w tobie widzieć i o laniu po pysku. Nie żebym cię namawiał do tego rozwiązania, ale uświadomiłaś mi coś, z czego dotąd nie zdawałem sobie sprawy: dotąd grałaś według ich reguł, nie swoich.
— Przecież powiedziałeś, że mam postępować dyplomatycznie.
— Powiedziałem, że musisz rozumieć dyplomację, a to nie to samo. Gdybyś faktycznie uciekła z powodu ich reakcji, pozwoliłabyś, aby ich uprzedzenia zamknęły cię w klatce. Inaczej rzecz ujmując: pozwoliłaś się bezkarnie wygnać, zamiast podbić któremuś oko i zażądać, żeby wykazał, dlaczego nie powinnaś być oficerem.
— Chodzi ci o to, że poszłam na łatwiznę.
— Chyba tak, i dlatego czujesz się, jakbyś uciekła. Każda rozmowa to dialog, inaczej nie jest rozmową, tylko monologiem. Jeśli przyjmujesz warunki drugiej strony, nie żądając respektowania własnych, to wynik zależy wyłącznie od niej. Nie mówię, że pierwszego, który cię obrazi, masz spoliczkować i wyzwać na pojedynek, ale powinnaś w inny, mniej drastyczny sposób zacząć wymagać dla siebie szacunku należnego królewskiemu oficerowi.
— Hm — wtuliła nos w futro Nimitza, czując jego poddźwiękowe mruczenie: jasne było, że zgadza się z argumentami McKeona, albo przynajmniej z towarzyszącymi im emocjami.