Ani Grayson, ani Masada nie zdołały przyciągnąć zewnętrznego handlu czy uzyskać pomocy w istotnym zakresie, dopóki nie doszło do wzrostu napięcia między Ludową Republiką a Królestwem Manticore, toteż obie planety cierpiały na niedorozwój i brak fachowców spoza planet, jako że nikt zdrów na umyśle nie emigrował w tak zabójcze środowisko jak to panujące na Graysonie, a teokracja rządząca Masadą wręcz nie życzyła sobie obcych. W tych warunkach mieszkańcy Graysona poczynili fenomenalne postępy w ciągu ostatnich dwustu lat, czyli od momentu ponownego odkrycia przez resztę galaktyki. Mimo to w ich wiedzy, a zwłaszcza technologii, istniały liczne niedociągnięcia, a niektóre z nich były naprawdę olbrzymie.
Reaktory fuzyjne musiały być czterokrotnie większe od standardowych, by dawały porównywalną ilość energii, dlatego używali aż tylu reaktorów atomowych. Ich sprzęt militarny był równie przestarzały — nadal funkcjonowały obwody drukowane, mimo że wielkie i o ograniczonej żywotności. Jednakże były i odwrotne przypadki — musieli wynaleźć od podstaw kompensatory bezwładnościowe, bo nie byli w stanie znikąd dostać niezbędnej do tego celu wiedzy, więc zrobili to trzydzieści standardowych lat temu. Były to wielkie i toporne urządzenia, ale jeśli parametry nie miały przekłamań, to mogły okazać się o parę procent wydajniejsze od używanych przez Royal Manticoran Navy. Należało tylko zmienić używane do ich budowy części, by zmniejszyć ich masę i uprościć naprawy.
Pokładowa broń energetyczna była żałosna według galaktycznych standardów, rakiety zaś jeszcze gorsze, a antyrakiety nie posiadały impellerów, który to fakt prawie odebrał Courvosierowi — kiedy się o tym dowiedział — dar wymowy. Najmniejsza rakieta z tym rodzajem napędu znajdująca się na wyposażeniu sił zbrojnych planety Grayson liczyła sto dwadzieścia ton. Czyli o połowę więcej od najcięższych rakiet będących na uzbrojeniu RMN. Musieli używać gorszych antyrakiet, bo były mniejsze, ale przynajmniej każdy okręt posiadał spore ich zapasy. Sytuacja zresztą nie wyglądała aż tak tragicznie, jeśli wzięło się pod uwagę, że musiały zwalczać nie nowoczesne rakiety, ale ich znacznie prymitywniejsze wersje. Rakiety, jakimi dysponował Grayson, były powolne, krótkowzroczne i głupie, na dodatek miały niewielki zasięg i nuklearne głowice wymagające prawie bezpośredniego trafienia. A te, którymi dysponowała Masada, były przynajmniej o klasę gorsze. Porównanie ich z będącymi na uzbrojeniu HMS Madrigal byłoby żałosnym żartem, dzięki czemu niszczyciel w normalnym boju spotkaniowym powinien być w stanie poradzić sobie z trzema lub może i z czterema lekkimi krążownikami lokalnej produkcji.
I mogło się okazać za parę godzin, że będzie musiał, bo Courvosierowi nadal coś się nie podobało w posunięciach napastników. Były zbyt przewidywalne i zbyt głupie — taki plan nie miał prawa istnieć, a co dopiero być realizowany. Fakt — wejście w zasięg skutecznego ognia Orbit 4 również nie było przejawem geniuszu, ale ostatnią wojnę obie planety stoczyły jeszcze przy użyciu rakiet na paliwo chemiczne i bez kompensatorów bezwładnościowych. W ciągu ostatnich trzydziestu pięciu lat przeskoczyli jakieś osiem wieków w ziemskim rozwoju uzbrojenia, ten błąd mógł więc wynikać z braku doświadczenia w użyciu nowych rodzajów broni.
Tyle tylko, że podkomendni Yanakova nie popełniliby tego błędu, bo byli zaznajomieni z możliwościami własnego sprzętu. No, ale Yanakov był nietuzinkowy pod wieloma względami, nie tylko jako oficer, i największą szkodą było to, że właściwie dożywał swoich dni, mając zaledwie sześćdziesiąt lat. Tego Courvosier żałował serdecznie, prawie tak bardzo jak braku Honor i HMS Fearless. Być może błędem było ocenianie przeciwników według standardu obrońców, ale jak dotąd nie spotkał nikogo pochodzącego z Masady. Dziwne jednak byłoby, gdyby okazało się, że tak doskonale wyszkolona flota jak graysońska, i to w dodatku dysponująca nieznacznie lepszym uzbrojeniem, nie była w stanie poradzić sobie przez tyle lat z głupim i prymitywnym przeciwnikiem. A na takiego wskazywały ich ostatnie posunięcia…
Wzruszył ramionami: być może zbyt wysoko ich oceniał, a może był zbyt podejrzliwy — jak by nie patrzeć, wkrótce pozna prawdę i…
— Mam sygnał… — zaczęła nagle meldować pomocnik oficera taktycznego w stopniu chorążego.
— Widzę, Mailing — przerwała Brigham i spojrzała na Alvareza. — Mamy ich na sensorach grawitacyjnych, skipper. Namiar 352 na 008, odległość dziewiętnaście minut świetlnych, prędkość trzydzieści tysięcy osiemset osiemdziesiąt dziewięć kilometrów na sekundę, przyspieszenie cztery koma dziewięć kilometra na sekundę kwadrat. Są wszystkie jednostki i kierują się ku Orbit 7.
— Kiedy nastąpi spotkanie?
— Przetną nasz kurs z lewej burty i zaczną zwiększać odległość za dwadzieścia trzy minuty dwadzieścia dwie sekundy, sir — zameldowała porucznik Yountz. — Przy obecnym przyspieszeniu znajdziemy się tam za dziewięćdziesiąt siedem minut i sześć sekund.
— Dziękuję, Janice. — Alvarez przeniósł wzrok na Mailing przypominającą Courvosierowi doktor Allison Harrington i uznawaną przez załogę za specjalistkę w kwestii możliwości lokalnego sprzętu. — Kiedy będą w stanie nas dostrzec, Mailing?
— Jeśli obie strony utrzymają obecne przyspieszenie, za… dwadzieścia minut i dziewięć sekund, sir.
— Dziękuję, — Teraz Alvarez spojrzał na Courvosiera: — Sir?
— Admirał Yanakov powinien już otrzymać te dane, ale proszę sprawdzić na wszelki wypadek.
— Aye, aye, sir — potwierdził Alvarez i na jego znak porucznik Cummings pochylił się nad stanowiskiem łączności.
— Mam potwierdzenie otrzymania danych z okrętu flagowego, sir — zameldował po chwili. — Grayson zarządza zmianę kursu.
— Astro, mamy już nowy kurs?
— Aye, aye, sir. — Porucznik Macomb przyjrzał się ekranowi przed sobą. — Nowy kurs 151 na 247, wyłączenie napędów za dziewiętnaście minut, sir.
— Wykonać — polecił Alvarez i Yountz zajęła się klawiaturą.
— Przetniemy ich kurs za sto dwanaście minut — zameldowała. — Zakładając, że ich prędkość pozostanie bez zmian, zasięg wyniesie cztery minuty świetlne i szesnaście sekund, ale w dziewięć minut po wyłączeniu przez nas napędów przeciwnik osiągnie punkt bez powrotu, jeśli nie zmieni kursu i przyspieszenia, sir.
Alvarez i Courvosier równocześnie skinęli głowami. Yanakov zdecydował się wyłączyć napęd nieco wcześniej niż zrobiłby to Courvosier, ale w tej sytuacji lepsza była daleko posunięta ostrożność. Admirał wykonał krótkie obliczenie i uśmiechnął się niczym syta heksapuma, gdy na ekranie wyświetlił się wynik — jeżeli włączą napędy po trzynastu minutach i ruszą z maksymalną prędkością, przeciwnik będzie zmuszony zawrócić natychmiast, gdy ich zauważy. Jeżeli tak postąpi, zdąży dotrzeć do granicy wejścia w nadprzestrzeń w miejscu, gdzie z niej wyszedł, jeżeli nie — będzie musiał podjąć walkę lub uciekać w innym kierunku. Zakładając, że Yanakov miał rację co do okrętów zaopatrzeniowych, ucieczka oznaczałaby pozostawienie ich na łaskę graysońskiej floty i zakończenie tym samym trwającego od paru dni ataku. I opóźnienie całej operacji do powrotu Honor. A to było mało prawdopodobne…
Uśmiechnął się szerzej, pokazując zęby — był prawie pewien, że napastnicy nie wycofają się. Mieli dziewięć okrętów przeciwko siedmiu Yanakova, bowiem Glory nadal znajdował się na orbicie. był to najstarszy i najsłabszy z krążowników, a w dodatku przechodził akurat przegląd okresowy, który miał zostać zakończony za dwadzieścia godzin. Dzięki temu ilość okrętów nie uległa zmianie, bowiem w miejsce Glory poleciał Madrigal, a to, że zamiast graysońskiego krążownika natkną się na niszczyciel Jej Królewskiej Mości, powinno dodatkowo spotęgować zaskoczenie.