Następny był Covington, przeciwko któremu skierowały się trzy rakiety. Madrigal zniszczył dwie z nich, trzecia trafiła w cel, lecz krążownik nie zmienił kursu ani prędkości.
Graysona wybrała tylko jedna rakieta, za to leciała w tak pokrętny sposób, że wykonujący unik Madrigal nie mógł użyć dział laserowych, a wystrzelone przez niego przeciwrakiety chybiły. A szwankujący napęd krążownika uczynił z niego łatwy cel. Przynajmniej cztery promienie laserowe trafiły w jego osłonę burtową, w następnej sekundzie okręt stracił napęd, a Courvosier usłyszał w głośniku wycie alarmów.
— Teraz wszystko zależy od ciebie, Raoul — rozległ się słaby glos Yanakova. — Wyprowadź moich łudzi, jeśli zdołasz.
— Spróbuję — obiecał w chwili, gdy Madrigal otworzył ogień ze sprzężonych działek do czterech rakiet nadal próbujących go trafić.
— Równy z ciebie gość — Yanakov odkaszlnął i dodał chrapliwie: — Cieszę się, że cię poznałem… Powiedz moim żonom, że je kocha…
Lekki krążownik Austin Grayson zmienił się w kulę ognia. Sekundę później ostatnia rakieta pokonała przeciążoną obronę niszczyciela Madrigal.
Admirał Marynarki Wiary Ernst Franks wpadał w coraz większy zachwytu, patrząc na ekran i obserwując masakrę okrętów heretyków. I czuł mściwą satysfakcję, przypominając sobie inną bitwę, w której okręty należące do Graysona z żenującą łatwością zmusiły do poddania się niszczyciela, na którym służył podporucznik Franks. Tym razem było inaczej. Admirał szczerzył zęby w tryumfalnym uśmiechu.
Okręty były za daleko, by mógł dostrzec szczegóły, ale pozostały tylko trzy z siedmiu sygnatur napędów i to kładące się właśnie na nowy kurs. Oznaczało to, że trzy okręty heretyków przetrzymały ostrzał i wyszły z zasięgu rakiet obu czekających w zasadzce jednostek. Teraz próbowały uciec, ale ponieważ w przeciwieństwie do ich dowódcy Franks wiedział o czasie i miejscu zasadzki, już wcześniej wziął odpowiedni kurs i zwiększył prędkość. Miał teraz takie samo jak oni przyspieszenie, a dzięki pozornie samobójczemu kursowi będzie w stanie przechwycić niedobitki za mniej niż dwie godziny. Dokładnie wtedy, gdy wyrównają kurs; musieli mieć jakieś uszkodzenia napędu, gdyż nie rozwijali maksymalnej prędkości.
— Mam sygnał z HMS Madrigal — zameldował oficer łączności.
Komandor Matthews uniósł głowę znad ekranu, na którym widniał wykaz zniszczeń. Covington ucierpiał poważnie: stracił czwartą część uzbrojenia i jedną trzecią prawoburtowej osłony, zaczynając od dziobu. Mimo to nadal był zdolny do walki i miał nie uszkodzony napęd. Coś w głosie oficera spowodowało, że uszkodzenia te przestały być nagle istotne.
— Proszę przełączyć na główny ekran — polecił.
Główny ekran łączności ożył, ale nie pojawiła się na nim twarz, której oczekiwał. Zobaczył komandora Alvareza w zamkniętym hełmie próżniowym, a za nim ziejącą dziurę w ścianie, przez którą migotały gwiazdy.
— Komandorze Matthews? — spytał chrapliwym i pełnym napięcia głosem Alvarez.
— Jestem. Gdzie admirał Courvosier, komandorze?
— Admirał Courvosier nie żyje, sir — w głosie Alvareza słychać było ból i nienawiść.
— Nie żyje?! — powtórzył tępo Matthews, tracąc resztki nadziei i dopiero w tym momencie zdając sobie w pełni sprawę, jak bardzo liczył, że ten człowiek zdoła dokonać niemożliwego i uratować resztki graysońskiej floty.
— Tak. I teraz pan dowodzi. — Nastąpiła chwila przerwy, nim Alvarez spytał: — W jakim stanie jest napęd pańskiego okrętu?
— W pełni sprawny. Straciliśmy sporo uzbrojenia i nie mamy dziobowej części osłon z prawej burty, ale napęd jest nie uszkodzony.
— A Saul w ogóle nie został trafiony — dodał zwięźle Alvarez. — Madrigal opóźnia wasz odwrót. Prawda, sir?
Matthews wolałby nie odpowiadać na to pytanie — niszczyciel musiał zostać trafiony co najmniej dwoma promieniami: w mostek i w napęd, gdyż cały czas zwalniał. Jednak gdyby nie ostrzeżenie Courvosiera i podjęcie przez Madrigala zwiększonego ryzyka, ani jego okręt, ani Saul już by nie istniały. Zresztą pozostawienie HMS Madrigal i tak opóźniłoby nieuchronne co najwyżej o kilkanaście minut.
— Prawda, sir? — powtórzył Alvarez.
Matthews zacisnął zęby i potwierdził ruchem głowy.
Alvarez odetchnął głęboko i usiadł prosto.
— To wszystko upraszcza, komandorze Matthews — powiedział spokojnie. — Musicie nas zostawić i lecieć z pełną szybkością na orbitę.
— Nie! — warknął Matthews.
— Tak, sir. I to nie jest sugestia: otrzymałem rozkazy od admirała Yanakova i admirała Courvosiera i zamierzam je wykonać.
— Rozkazy?! Jakie rozkazy?
— Admirał Yanakov chciał, by admirał Courvosier wyprowadził was w bezpieczne miejsce, sir… A admirał Courvosier żył na tyle długo, że polecił mnie tego dopilnować.
Widząc dziurę za plecami Alvareza, Matthews wiedział, że to kłamstwo — nikt, kto zginął w wyniku tego trafienia, nie żył dość długo, by móc wykrztusić jedno słowo, a co dopiero wydać rozkaz. Otworzył usta, by odpowiedzieć, gdy Alvarez dodał pospiesznie:
— Madrigal nie zdoła im uciec, co znaczy, że już jesteśmy martwi, sir. Natomiast mamy w pełni sprawne uzbrojenie. Pański okręt nie ma uzbrojenia, ale ma sprawny napęd. Zdecydowaliśmy, że zostaniemy tylną strażą… niech pan nie marnuje tej decyzji, sir.
— Saul jest w pełni sprawny, a Covington nie jest zupełnie bezbronny.
— Nie zdołacie nas uratować, a sami zginiecie — ostudził go Alvarez i niespodziewanie wyszczerzył zęby. — Jeżeli natomiast my ich zaatakujemy… ci zasrańcy nigdy dotąd nie mieli okazji się przekonać, co potrafi niszczyciel Jej Królewskiej Mości.
— Ale…
— Proszę, sir. — W głosie Alvareza dźwięczała desperacja. — Admirał chciałby, żebyśmy tak postąpili. Niech pan nie marnuje okazji.
Matthews zacisnął pięści, wiedząc, że Alvarez ma rację. Saul i Covington zyskiwały w ten sposób szansę… niewielką, ale zawsze… jeśli ją odrzucą, i tak nie uratują HMS Madrigal.
— Zgoda — szepnął.
— Dziękuję, sir — powiedział cicho Alvarez i odchrząknął, po czym dodał głośno: — Admirał Yanakov przed śmiercią prosił też admirała Courvosiera, żeby przekazał jego żonom, iż je kochał. Powtórzy im to pan?
— Tak — wykrztusił Matthews nieswoim głosem.
— Jeszcze jedno, sir: nie jestem pewien, jakie konkretnie okręty nas ostrzelały, ale sądząc po ilości rakiet, musiały to być przynajmniej lekkie krążowniki. Sądzę, że jeden to raczej ciężki krążownik. I oba są jak najbardziej nowoczesne — nie zbudowano ich na Masadzie. Nie mam dowodów, ale głowę dam, że to jednostki Ludowej Republiki Haven. Chciałbym powiedzieć panu coś bardziej konkretnego, ale nie zdołaliśmy ich namierzyć ani przeskanować… — przerwał i bezradnie wzruszył ramionami.
— Poinformuję dowództwo i władze o tym, co mi pan powiedział, kapitanie Alvarez. I naturalnie pański rząd i Admiralicję.
— Doskonale — Alvarez ponownie odetchnął głęboko i położył ręce na poręczach fotela. — W takim razie to chyba wszystko… Powodzenia, komandorze Matthews.
— Niech Bóg was przyjmie jak Wyznawców, kapitanie. Grayson nigdy tego nie zapomni.
— No to postaramy się, żeby było o czym pamiętać, sir. — Alvarez uśmiechnął się i zasalutował. — Te obsrańce zaraz się przekonają, jak Królewska Marynarka potrafi nakopać w dupę.
Połączenie zostało przerwane.
Covington i Saul ruszyły pełną prędkością, desperacko próbując uciec — niszczyciel osłaniał bezbronną burtę krążownika, a na mostkach obu okrętów panowała zupełna cisza. Wszyscy obecni wpatrywali się w ekrany.