Przerwał na moment, bo Honor prychnęła z takim obrzydzeniem i pogardą, że z trudem opanował atak wesołości.
— Wiem, czystym wariactwem było próbować taką bzdurę zrealizować, mając na Ziemi dwanaście miliardów ludzi do wyżywienia, że o mieszkaniach nie wspomnę. Jak się należało spodziewać, większość tych kretynów pochodziła z wysoko rozwiniętych państw: w innych ludzie nie mieli czasu na głupoty. Im problemy bliższe są rozwiązania, tym ekstremiści stają się bardziej ekstremalni, bo rozwiązania nie są po ich myśli. Na dodatek tamci pojęcia nie mieli, co tak naprawdę oznacza życie bez techniki, bo nigdy tego nie doświadczyli, a poza tym po trzech wiekach kazań o tym, jaka to technika jest zła, a ich własne społeczeństwo chciwe, wyzyskujące i winne, przytłaczająca większość była technicznymi analfabetami lub w najlepszym wypadku posiadała przestarzałe i nikomu niepotrzebne umiejętności zawodowe. Z tych powodów tak naprawdę nie rozumieli, co się dzieje, a proste i głupie rozwiązania skomplikowanych problemów zawsze były bardziej pociągające, niż zabranie się do poważnych rozmyślań, jak by je sensownie rozwikłać. Przechodząc do sedna: Kościół Ludzkości Uwolnionej wymyślił i zorganizował niejaki Austin Grayson. Oficjalnie: wielebny Austin Grayson, pochodzący z jakiegoś stanu Idaho, cokolwiek by to było. W ministerstwie powiedziano mi, że w tych czasach istniały tabuny mniej lub bardziej zwariowanych grup religijnych. Grayson pierwotnie głosił hasła powrotu do Biblii, a potem jakoś wplątał się w ruch antytechniczny i stworzył mieszankę obu tych idei. Jedyne, co odróżniało go od pozostałych proroków, obłąkańców i terrorystów, to charyzma, determinacja i zdolność przyciągania wiernych ze sporymi możliwościami, dzięki czemu zdołał zebrać fundusze potrzebne na sfinalizowanie ekspedycji, która miała doprowadzić wszystkich jego wyznawców do wolnych od techniki, rajskich ogrodów New Zion. A była to kwota ładnych parunastu miliardów dolarów. Obiektywnie rzecz oceniając, był to całkiem elegancki pomysł: użyć najnowszych osiągnięć techniki, by uciec od techniki.
— Elegancki — prychnęła Honor i tym razem Courvosier roześmiał się.
— Jakimś cudem udało im się dotrzeć do celu bez awarii — kontynuował po chwili. — I tu czekała ich niemiła niespodzianka, bowiem Grayson to niezwykle urocze miejsce — ale tylko wizualnie. Jest to planeta o niezwykłej koncentracji ciężkich pierwiastków, zwłaszcza metali, i nie ma na niej ani jednej rośliny czy zwierzęcia, którego dłuższe spożywanie nie groziłoby człowiekowi śmiercią. Co oznaczało, że…
— Jeśli chcą przeżyć, nie mogą wyrzec się techniki — dokończyła.
— Dokładnie. Żeby sprawa była jasna: nigdy tego oficjalnie i publicznie nie przyznali, ani przywódcy religijni, ani władze planety. Sam Grayson także się na ten temat nie zająknął, choć żył jeszcze dziesięć lat standardowych. Każdego roku koniec techniki był tuż za rogiem, a następnego rogi mu się mnożyły. Jeden z jego pomocników, Mayhew, znacznie wcześniej zorientował się, jak sprawy stoją i, z tego, co wyczytałem w archiwach, dogadał się z kapitanem statku kolonizacyjnego Yanakovem. Obaj po śmierci Graysona przeprowadzili doktrynalną rewolucję, wprowadzając koncepcję głoszącą, że technika sama w sobie nie jest zła, za to jak najbardziej godzien potępienia jest sposób jej użycia na Ziemi. Złem nie jest używanie maszyn, lecz niegodny sposób życia, jaki prowadziła ludzkość epoki technicznej… Jak by to nie brzmiało, z teologii wyrzucili całą ideę antytechniczną i skoncentrowali się na stworzeniu społeczeństwa zgodnie ze Świętym Słowem Bożym. A jednym z elementów tej doktryny była teoria, że kobieta jest podległa mężczyźnie.
Przerwał, przyglądając się uważnie, choć nie natarczywie, Honor i czekając na jej reakcję. Ta zmarszczyła brwi i nie odezwała się, więc westchnął lekko zdesperowany.
— Cholera, nie dotarło — sapnął. — Wolę nawet nie myśleć, co by się stało, gdyby twoja matka kiedykolwiek znalazła się na Graysonie!
— Obawiam się, że nadal nie do końca rozumiem, sir.
— Oczywiście, że nie rozumiesz, więc spróbuję z innej beczki. Kobiety na planecie Grayson nie mają żadnych praw. Żadnych, jasne?!
— Co?! — Honor wyprostowała się na krześle tak gwałtownie, że Nimitz prawie zleciał z jej kolan na podłogę, i żeby się ratować, wbił pazury w jej nogę głębiej, niż zamierzał. Nawet tego nie zauważyła.
— Wreszcie! — ucieszył się Courvosier. — Nie mają prawa głosu, nie mogą posiadać majątku, być ławnikami, nie mogą całej masy innych rzeczy. No i naturalnie nie służą w wojsku.
— Że… jak… przecież to barbarzyństwo!
— No nie wiem… — bąknął ze złośliwym uśmiechem. — Może i barbarzyństwo, ale jakie miłe… flota byłaby znacznie spokojniejszym miejscem… czasami.
Honor spojrzała na niego z taką mieszaniną osłupienia i zgorszenia, że czym prędzej przestał się uśmiechać.
— No dobrze, to nie był udany żart — przyznał już normalnym tonem. — Sytuacja jest niewesoła. Otóż widzisz: jedyna nadająca się do skolonizowania planeta w systemie Endicott — nazywa się Masada — została zasiedlona przez część mieszkańców Graysona i to nie dobrowolnie. Schizma zapoczątkowana przez Mayhewa i Yanakova podzieliła społeczność, gdy dotarło do nich, że bez maszyn rzeczywiście nie przeżyją, a potem stała się, jak to zwykle bywa, samonapędzającą się waśnią teologiczną. Zwolennicy wykorzystania techniki nazwali się Umiarkowanymi, zaś jej zagorzali przeciwnicy stali się znani jako Wierni. Kiedy ci ostatni zostali zmuszeni do zaakceptowania przykrej prawdy, że bez techniki nie przeżyją, skoncentrowali się na stworzeniu idealnego społeczeństwa. Jeśli sądzisz, że obecne władze Graysona to barbarzyńcy, to poczekaj, aż się dowiesz, co tamci wymyślili! Prawa zakazujące jedzenia rozmaitych rzeczy, rytualne oczyszczania za każdy możliwy grzech, prawa karzące każde odstępstwo od Prawdziwej Drogi śmiercią przez ukamienowanie i tym podobne rzeczy rodem ze zboczonej wyobraźni maniaka. W końcu doszło do wojny. Umiarkowani potrzebowali pięciu lat, by zwyciężyć, ale niestety sukces nie był ostateczny, bowiem Wierni po ostatnim roku walki, gdy jasne już było, że nie wygrają, zdołali zbudować broń ostateczną. Doszli do wniosku, że skoro nie potrafią wprowadzić w życie Słowa Bożego, gdyż trafiło im się nieodpowiednie społeczeństwo, zniszczą całą planetę. Naturalnie, ma się rozumieć, zgodnie z Wolą Boga.
Courvosier przerwał i prychnął z obrzydzeniem, potem zamilkł i westchnął, potrząsając ze smutkiem głową.
— Broń nuklearna, nawet prymitywna, zawsze pozostaje niezwykle skuteczna w warunkach planetarnych — podjął po chwili. — Dlatego też rząd Graysona, czyli Umiarkowani, zmuszony był pójść na kompromis. W jego efekcie wszystkich żyjących wiernych wygnano hurtem wraz z rodzinami i pomagierami na Masadę, zapewniając im niezbędne do przeżycia środki i transport. Tam mogli sobie tworzyć społeczeństwo, jakie chcieli, i według takich nakazów Słowa Bożego, na jakie mieli ochotę. Uratowało to Graysona, ale Wierni stali się jeszcze mniej tolerancyjni, o ile można w ogóle mówić o tolerancji w odniesieniu do nich. O wielu konkretnych kwestiach, dotyczących ich tak zwanej religii, nie mam dokładnych informacji, ale podam ci przykład, który mówi sam za siebie. Otóż wyrzucili z Biblii cały Nowy Testament, ponieważ według nich, gdyby Chrystus rzeczywiście był Mesjaszem, technika na Ziemi nigdy by się nie wykształciła, oni nie zostaliby wyrzuceni z Graysona, a ludzkość dawno ustawiłaby kobietę na właściwym miejscu, czyli w roli niewolnicy mężczyzny.