Na mostku HMS Fearless panowała absolutna cisza. Oczy wszystkich zwrócone były na bladą jak trup postać siedzącą nieruchomo w kapitańskim fotelu. Miała tak oszołomiony wyraz twarzy, że żal było patrzeć. A jeśli ktoś miał wątpliwości co do stanu jej umysłu i emocji, wystarczyło, żeby przyjrzał się Nimitzowi. Treecat siedział gotów do skoku, ze stulonymi uszami, nieruchomym ogonem i wył cicho a przeraźliwie. Ten rozdzierający serce dźwięk był jedynym, jaki towarzyszył łzom spływającym po policzkach Honor Harrington.
— Rozkazy, ma’am? — spytał delikatnie Andreas Venizelos, przerywając w końcu ciszę.
Honor ocknęła się — rozdęła nozdrza, wciągnęła ze świstem powietrze i gwałtownym ruchem otarła łzy.
— Proszę rozpocząć nagrywanie, poruczniku Metzinger — poleciła tak stalowym głosem, prostując się w fotelu, że Metzinger z trudem przełknęła ślinę.
— Nagrywanie włączone, ma’am — zameldowała cicho.
— Do ambasadora Langtry: Pańska wiadomość została odebrana i zrozumiana — oznajmiła Honor tym samym głosem, w którym czuło się powiew śmierci. — Informuję, że zostałam wcześniej zaatakowana przez trzy dozorowce, które zniszczyłam. Sądzę, że pochodziły z Masady. Ponieśliśmy pewne straty, ale eskadra dysponuje pełną zdolnością bojową. Udaję się z pełną prędkością na orbitę Graysona, gdzie powinnam się znaleźć za około cztery godziny dwadzieścia osiem minut od tej chwili. Dopóki nie uzyskam kompletnych informacji, nie będę w stanie opracować szczegółowego planu, ale może pan poinformować rząd planety Grayson, iż zamierzam bronić systemu Yeltsin zgodnie z wolą admirała Courvosiera. Proszę przygotować kompletny raport o wydarzeniach mających miejsce od dnia mojego odlotu, ze szczególnym uwzględnieniem wyliczenia możliwości militarnych Graysona. Proszę również o przydzielenie oficera łącznikowego. Chciałabym w dziesięć minut po wejściu na orbitę spotkać się w ambasadzie z nim i z najstarszym rangą oficerem sił zbrojnych planety. Bez odbioru.
Umilkła, nie zmieniając pozycji ani wyrazu twarzy, czując, jak jej własna determinacja mobilizuje obsadę mostka. Wiedzieli równie dobrze jak ona, że nawet gdyby flota Graysona pozostała nie naruszona, byłaby bezużyteczna w konfrontacji z dwoma nowoczesnymi krążownikami. Oznaczało to, że sporo z jej ludzi zginie, a do tego nikomu nie było spieszno. Ale w tym systemie zginęli już ich przyjaciele, a oni sami zostali zdradziecko zaatakowani — zmieniało to radykalnie podejście załogi do sprawy.
Żaden z oficerów Honor nie był protegowanym admirała Courvosiera, ale wielu znało go jako nauczyciela, a ci, którzy nigdy nie zetknęli się z nim osobiście, znali jego reputację, był bowiem jednym z najbardziej szanowanych oficerów flagowych w Royal Manticoran Navy. Chcieli dostać jego zabójców i obojętne im było, czy zostanie to nazwane zemstą, czy sprawiedliwością.
— Nagranie gotowe, ma’am — zameldowała porucznik Metzinger.
— Proszę je nadać i proszę uruchomić trójstronne połączenie z pozostałymi okrętami. Zanim przełączy je pani na salę odpraw, proszę dopilnować, by komandor McKeon i komandor Truman dysponowali kopiami wiadomości od ambasadora.
— Aye, aye, ma’am.
Honor wstała, spojrzała wymownie na Venizelosa i skierowała się ku drzwiom sali odpraw, zabierając Nimitza z oparcia fotela.
— Proszę przejąć wachtę, panie DuMorne. A pana, komandorze, proszę ze mną — dodała martwym tonem.
Żal i wina zostały zablokowane na dnie świadomości — nie miała w tej chwili na nie czasu, nie dopuszczała ich więc do siebie. Gdy skończy zabijać, zajmie się rachunkiem sumienia.
— Aye, aye, ma’am. Przejmuję wachtę — odpowiedział cicho komandor DuMorne, obserwując jej plecy. Nie słyszała go nawet.
ROZDZIAŁ XVII
Komandor Manning przystanął przed drzwiami sali odpraw i wziął głęboki oddech. Lubił kapitana Yu. Stanowił on prawdziwy ewenement — przytłaczająca większość starszych oficerów flot pochodziła z rodzin legislatorystów, czyli niejako dziedzicznie służyła w Ludowej Marynarce, a Yu zawdzięczał wszystko sobie. Z pewnością nie było to łatwe, ale jakoś dotarł do przedsionka stopnia flagowego, nie zapominając po drodze, kim był. Swoich oficerów traktował zdecydowanie, ale z szacunkiem, i nigdy nie zapominał o tych, którzy byli wobec niego lojalni i spisywali się dobrze. Thomas Theisman dowodził niszczycielem Breslau, przezwanym Principality dlatego, że służył już pod rozkazami Yu i ten chciał go mieć jako dowódcę drugiego okrętu. Manning został wybrany na pierwszego oficera Thunder of God dokładnie z tych samych powodów. Takie traktowanie powodowało, że Yu cieszył się niezwykłą jak na Ludową Marynarkę lojalnością i oddaniem tak oficerów, jak i załóg, ale był tylko człowiekiem i jak każdy miewał złe dni. Kiedy taki dzień nadchodził, wszyscy chodzili wokół niego na paluszkach. Nie zdarzało się to często i zawsze miało poważne podstawy. Dziś był właśnie taki dzień. Manning rozumiał doskonale przyczyny takiego stanu rzeczy, ale bynajmniej nie był szczęśliwy, naduszając przycisk interkomu.
— Tak? — Głos w głośniku był jak zawsze uprzejmy, ale dla kogoś, kto go znał, także niebezpiecznie opanowany.
— Komandor Manning, panie kapitanie. Drzwi otworzyły się, Manning wszedł i oddał honory zgodnie z regulaminem Ludowej Marynarki.
— Chciał mnie pan widzieć, sir?
— Tak. Siadaj, George — Yu wskazał najbliższy fotel i Manning wykonał polecenie, odprężając się nieco: skoro kapitan mówił mu po imieniu nie było jeszcze tak źle.
— Jak piąty emiter promieni ściągających?
— Powinien być sprawny za dziesięć do dwunastu godzin, sir. — Widząc, jak twarz Yu tężeje, Manning dodał: — Emiter nie został przystosowany do stałego obciążenia takiej mocy i poszła w nim masa części. Musieli go rozebrać do rdzenia, oczyścić i po kolei wymieniać uszkodzone elementy. To wymaga czasu, sir.
— Do kurwy nędzy! — warknął Yu i rąbnął pięścią w stół.
Manning prawie się skrzywił — naprawdę dawno nie widział go w podobnym nastroju, ale w pełni rozumiał: świry, z którymi mieli do czynienia, mogli świętego wyprowadzić z równowagi. Z Yu najwyraźniej udało im się konkursowo, sądząc po tym, jak klął. Od chwili przylotu do systemu Endicott nie pozwolił sobie na używanie podobnego języka nawet podczas prywatnych spotkań ze swym zastępcą, toteż zmiana w zachowaniu mówiła sama za siebie.
Yu ponownie rąbnął pięścią w stół, aż echo poszło, i opadł z jękiem na fotel.
— To jest banda idiotów, George — poinformował rzeczowo Manninga. — Banda pierdolonych kretynów. Mogliśmy w ciągu kwadransa rozwalić wszystko, co Grayson jeszcze miał w przestrzeni, a te pizdy nie pozwoliły nam tego zrobić.
— Zgadza się, sir — przyznał cicho Manning… Yu wstał i zaczął spacerować w kółko niczym tygrys w klatce.
— Gdyby ktoś powiedział mi, zanim tu przylecieliśmy, że gdziekolwiek w galaktyce istnieje planeta pełna tak konkursowych idiotów, nazwałbym go kłamcą — warknął. — Trzymaliśmy Grayson za jaja, a wszystko, co te chujki były w stanie zauważyć, to jakie straty ponieśli. Do cholery, jeśli prowadzi się wojnę, ponosi się straty i nic tego nie zmieni. A to, że Madrigal zrobił porządek z połową ich zaszczanej floty, to jeszcze nie powód, żeby srać po piętach ze strachu, zupełnie jakby Graysona broniła cała Home Fleet!