Honor przyglądała mu się niepewnie, nie do końca przekonana, że to, co słyszy, nie jest mocno ubarwioną wersją, ale znając rozmówcę od dawna, nie podejrzewała go o przejaskrawienie.
— Gdyby ograniczyli się jedynie do tworzenia raju na Masadzie, byłoby jeszcze pół biedy — odezwał się ponownie Courvosier. — Niestety, wierzą święcie, że Bóg kazał im naprawić wszystko, co Mu we wszechświecie nie wyszło, i nadal są zdecydowani przywrócić na Graysonie jedyną prawdziwą wiarę. Oba systemy nie należą do zamożnych i rozwiniętych technicznie, ale leżą tak blisko siebie, że miało już miejsce kilka wojen, i to z użyciem broni nuklearnej. A to naturalnie stwarza okazję, którą tak Haven, jak i my próbujemy wykorzystać. Dlatego dałem się przekonać argumentom dyplomatów, że na czele delegacji powinien stanąć w miarę znany i doświadczony oficer wyższego stopnia, czyli uniżony sługa pani kapitan. Rząd i mieszkańcy Graysona doskonale zdają sobie sprawę z zagrożenia, jakie stanowi Masada, której przywódcy, tak na marginesie, rozpoczęli bodajże wszystkie konflikty. Zrozumiałe, że chcą, by osoba, z którą będą negocjować, także miała tę świadomość, stąd wymóg doświadczenia wojskowego. Ogólnie rzecz biorąc, sprawa jest skomplikowana, a nasze motywy bynajmniej nie charytatywne: potrzebujemy wysuniętej bazy w tym rejonie i powinniśmy uniemożliwić Republice założenie własnej w tak bliskim sąsiedztwie. Jest równie oczywiste dla władz Graysona, jak i dla nas, że nie unikniemy udziału w kolejnym lokalnym konflikcie. W najlepszym razie wystąpimy jako rozjemcy, ale nie liczyłbym na to. Jeśli planetą nie rządzą krótkowzroczni naiwniacy, a nic na to nie wskazuje, uprą się przy naszym aktywnym udziale w najbliższym starciu, a to dlatego, że podstawowe kredo teologii obowiązującej na Masadzie głosi, iż Wierni pewnego dnia powrócą w tryumfie na Graysona i ukarzą potomków heretyków, którzy wygnali ich przodków z rodzinnej planety. Mówiąc wprost: Grayson potrzebuje silnego, nowocześnie uzbrojonego sojusznika. Drugą stroną medalu jest zaś smutna prawda, że jeżeli uda nam się doprowadzić do sojuszu z władzami Graysona, Haven natychmiast zrobi to samo z przywódcami Masady. Nie ulega kwestii, że woleliby dogadać się z władzami Graysona, ale te świetnie zdają sobie sprawę z fatalnych konsekwencji zostania „przyjacielem” Ludowej Republiki. I właśnie dlatego musisz mieć doskonałe rozeznanie w sytuacji dyplomatycznej tego zadupia. Będziesz uważnie obserwowana, a to, że Królestwo wysyła kobietę jako wojskowego dowódcę misji…
Przerwał i wzruszył ramionami.
Tym razem Honor ze zrozumieniem skinęła potakująco głową, choć nadal próbowała dojść do ładu z informacjami o dysponującej nowoczesną techniką kulturze, której zwyczaje pasowały jak ulał do mrocznego średniowiecza.
— Rozumiem, sir — powiedziała cicho. — Teraz rzeczywiście rozumiem.
ROZDZIAŁ II
Honor puściła pierścienie i wylądowała niemal zupełnie płynnie po salcie w powietrzu, którego nie powstydziłaby się zawodowa gimnastyczka. Ćwiczenie zakończyła zgrabnym ukłonem w stronę widowni, która skwitowała całość tolerancyjnym machnięciem ogona. Publiczność stanowił bowiem Nimitz, wygodnie rozłożony na równoważni. Odetchnęła głęboko, otarła pot z czoła i dwucentymetrowej długości włosów, po czym przerzuciła ręcznik przez ramię i spojrzała surowo na leniucha.
— Trochę ćwiczeń by ci nie zaszkodziło, Stinker — oceniła, jeszcze lekko zadyszana.
Nimitz zignorował komentarz i odetchnął z ulgą, widząc, jak Honor podchodzi do ściany i przestawia siłę przyciągania na przepisowe jeden g. Kiedy grawitacja wróciła do normy obowiązującej na wszystkich okrętach RMN, treecat błyskawicznie zeskoczył na podłogę. Nigdy nie był w stanie zrozumieć, dlaczego Honor upierała się ćwiczyć przy jeden koma trzydzieści pięć g, czyli przyciąganiu rodzinnej planety. Nie żeby z natury był leniwy, tylko zawsze uważał, że wysiłek jest koniecznością życiową, a nie sposobem spędzania wolnego czasu, po co więc podejmować go dobrowolnie, Uważał zresztą niższą siłę przyciągania panującą na pokładach okrętów za największy wynalazek po selerze, a skoro już Honor uparła się ćwiczyć, mogłaby to robić w sposób, z którego i on miałby jakąś radość.
Przemaszerował do szatni. Po chwili dał się tam słyszeć odgłos otwierania drzwi szafki, a potem pełne zadowolenia bleeknięcie. W ostatnim momencie zdążyła unieść rękę i przechwycić plastikowy dysk, który wystrzelił z drzwi szafy.
— Ty łajzo! — roześmiała się, widząc Nimitza tańczącego na środkowych i tylnych łapach niczym bramkarz przed rzutem karnym. Wrażenie potęgowały rozstawione szeroko górne chwytne kończyny, gotowe do złapania dysku.
Roześmiała się ponownie i odrzuciła starożytny wynalazek, na co treecat zareagował pełnym zadowolenia mruczeniem, mimo że sala była zbyt mała, by można było nadać dyskowi bardziej skomplikowaną trajektorię, tak jak na powierzchni planety. Dysk nazywał się frisbee i był naprawdę wiekową zabawką służąca do gry na świeżym powietrzu, a Nimitz stał się jego miłośnikiem od dnia, w którym zobaczył znacznie wówczas młodszego ojca Honor bawiącego się nim ze swoim psem. Tyle, że pies nie był w stanie odrzucić złapanego dysku…
Złapała gwiżdżącą odpowiedź i z uśmiechem satysfakcji zamarkowała wysoki paraboliczny rzut, po czym posłała go prostym lotem na wysokości kolan… czyli brody Nimitza. Ten nie dał się zwieść, złapał zręcznie plastikowy talerz i zakręcił się niczym dyskobol przed rzutem. Tym razem zabolały ją palce; musiała użyć sporo siły, by nie wypuścić go z rąk. Odrzuciła zabawkę i potrząsnęła głową — przez te wszystkie lata nigdy nie udało jej się go oszukać. Nikt dokładnie nie wiedział, jak działa zmysł empatii treecatów i na czym polega psychiczna więź między nim a wybranym przez niego człowiekiem, ale futrzasty diablik zawsze wiedział, kiedy próbuje go oszukać.
Czego nie dało się powiedzieć o niej. Dysk nadleciał zakrzywionym łukiem na podobieństwo bumerangu i nie zdołała go złapać. W ostatnim momencie umknęła świszczącemu pociskowi, kucając. Przemknął nad jej głową i wylądował, rykoszetując, na podłodze, gdzie już czekał Nimitz, który zdążył przebiec prawie całą sale gimnastyczną i długim susem wylądował na jeszcze poruszającym się plastiku. A potem bleekając tryumfalnie, odtańczył improwizowany taniec zwycięstwa.
Honor wyprostowała się i przyznała z rezygnacją:
— No dobrze, wygrałeś. — Uśmiechnęła się. — I pewnie chcesz taką samą jak zawsze nagrodę?
Nimitz przytaknął zgodnie, westchnęła więc i dodała:
— Niech już będzie: dwa selery do jutrzejszego lunchu. Ale tylko dwa!
Nimitz zastanowił się, machnął czubkiem ogona na znak aprobaty i podszedł do niej, po czym wyprostował się na pełne sześćdziesiąt centymetrów, stając na tylnych łapach, środkowymi obejmując ją za kolano, a górnymi klepiąc po udzie. Nie potrafił mówić, ale należał do gatunku znacznie inteligentniejszego, niż sądziła większość ludzi, i Honor doskonale go rozumiała. Poklepał ją ponownie — tym razem silniej, toteż uśmiechnęła się, spoglądając w dół i jedną ręką zdejmując przepocony strój, a drugą wachlując się ręcznikiem.
— Wybij to sobie z głowy, Stinker! Nie ma mowy, żebyś mi siedział na ramieniu „ kiedy mam tak cienkie ubranie. Zaufanie zaufaniem, pazury pazurami.
Fuknął cicho, wyglądając jednocześnie na: zawiedzionego, godnego zaufania, opuszczonego i nieszczęśliwego. A zaraz potem przestał, mrucząc z zadowolenia, gdy skapitulowała częściowo i wzięła go na ręce. Na ramieniu go nie posadziła — w końcu jakoś musiałby utrzymywać równowagę, więc pazury wbiłby w jej ciało odruchowo, ale to mu akurat nie przeszkadzało: przekręcił się na grzbiet, i ściskając w górnych łapach dysk, zaczął machać radośnie pozostałymi czterema.