Выбрать главу

— Taka okazja na pewno zdarzy się w systemie Endicott, towarzyszu admirale — pocieszył go LePic.

Theisman przytaknął bez słowa.

— Zmiana w ugrupowaniu przeciwnika!

Honor drgnęła i otworzyła oczy, by z zaskoczeniem stwierdzić, że pierwszy raz w życiu zdrzemnęła się na stanowisku w czasie alarmu bojowego. Zamrugała gwałtownie i spojrzała na ekran taktyczny.

— Milady, przeciwnik… — zaczął Bagwell.

— Widzę, Fred — przerwała mu cicho, mrużąc z niedowierzaniem oczy, bowiem część sił przeciwnika zaczęła gwałtownie wytracać prędkość.

Konkretnie jedna trzecia pancerników i dwie trzecie krążowników liniowych i to tak gwałtownie, że ich kompensatory pracowały pełną mocą, choć nie ciągnęli za sobą zasobników. Większe ugrupowanie sił nadal leciało z prędkością czterysta pięćdziesiąt g, co oznaczało, że dystans między obiema grupami zwiększał się o dziewięć kilometrów na sekundę kwadrat.

Spróbowała obliczeń, ale nigdy nie była dobrym matematykiem, a ze zmęczenia na dodatek myliły się jej klawisze, więc szybko zaprzestała tych daremnych wysiłków i spojrzała na Bagwella.

— Dopilnuj proszę, by czołowej formacji nadano kryptonim Alfa, a tyłowej Zulu, Fred — poleciła.

— Aye, aye, milady.

— A ty, Allan, oblicz mi następującą rzecz — zwróciła się do astrogatora. — Przy założeniu stałych przyspieszeń, takich jak obecne, aż do wykonania zwrotu przez Alfę i późniejszym wytraceniu przez nią prędkości o cztery koma cztery kilometra na sekundę kwadrat, jaka będzie odległość do Zulu, gdy znajdziemy się o dziewięć milionów kilometrów od Alfy.

— Dziewięć milionów kilometrów? — powtórzył komandor Sewell i pochylił się nad konsoletą.

Po zaledwie parunastu sekundach uniósł głowę i zameldował:

— Sześćdziesiąt siedem milionów sześćset osiemdziesiąt osiem tysięcy kilometrów, milady.

— A ile pozostanie Zulu do granicy wejścia w nadprzestrzeń?

Tym razem odpowiedział jeszcze szybciej:

— Około siedemdziesięciu ośmiu koma dwa miliona kilometrów, milady.

— Dzięki.

Spojrzała w dół na ekran łączności, na którym widać było twarz Alfredo Yu, i uśmiechnęła się. Pierwszy raz od powrotu na okręt był to uśmiech drapieżnika. Zmęczonego, ale nadal groźnego. Przeniosła wzrok na ekran taktyczny i obserwowała z zadowoleniem rosnącą odległość między obiema grupami nieprzyjacielskich okrętów. Z jej punktu widzenia po prostu nie mogli lepiej postąpić.

— Zbliżamy się do punktu zwrotu, towarzyszu admirale — zameldował oficer astrogacyjny i Thurston skinął głową, nie podnosząc jej nawet znad ekranu taktycznego.

Pancerniki Meredith Chavez górowały nad przeciwnikiem tonażem pięciokrotnie, siłą ognia zaś trzydziestokrotnie, więc wystarczyło po prostu przelecieć przez jego formację, nie bawiąc się w żadne skomplikowane manewry Potem trzeba będzie tylko wytracić prędkość, zniszczyć forty orbitalne i do kolacji powinien panować nad całym systemem. No, może do lekko spóźnionej kolacji — ta poprawka nie wiedzieć czemu wywołała uśmiech na jego twarzy.

— Alfa robi zwrot, milady — zameldował Bagwell. Honor potwierdziła ruchem głowy, przetarła oczy i spytała Sewella:

— Ile mamy czasu, nim osiągniemy punkt Luck, Allan?

— Trzydzieści trzy minuty sześć sekund, milady — odparł natychmiast.

Uśmiechnęła się i zwróciła do Yu przysłuchującego się wszystkim jej rozmowom z ekranu.

— Za pięć minut rozpocznij zmianę szyku, Alfredo — poleciła, drapiąc Nimitza za uszami.

— Dlaczego przeciwnik nie wytraca prędkości, towarzyszu admirale? — spytał Preznikov.

Thurston spojrzał na niego zaskoczony, a towarzysz komisarz wskazał spokojnie na holoprojekcję taktyczną i oświadczył:

— Lecą z prędkością dziesięciu tysięcy kilometrów na sekundę, a my mamy trzydzieści tysięcy kilometrów na sekundę. Jeśli nie zwolnią, pozwolą nam przelecieć obok i zaatakować planetę, której mają bronić!

— Nie wytracają prędkości, towarzyszu komisarzu, bo to są krążowniki liniowe, nie pancerniki, więc nie mogą stoczyć z nami boju spotkaniowego i przeżyć — wyjaśnił cierpliwie Thurston. — Próbują jedynego sensownego w ich sytuacji manewru, czyli usiłują przedrzeć się przez nasz szyk, mając nadzieję nie odnieść przy tym zbyt ciężkich strat i zamknąć nas między sobą a fortami.

— Zamknąć nas? — powtórzył zdumiony Preznikov.

Thurston pokiwał głową i zabrał się za dłuższe wyjaśnienia.

— Tak się to określa, towarzyszu komisarzu. Jak już powiedziałem, nie są w stanie teraz z nami walczyć, ale po pierwszej salwie, gdy pozbędą się zasobników, będą mogli osiągnąć większe od nas przyspieszenie i dzięki temu minąć nas, a potem zwolnić wystarczająco, by znów wejść w zasięg rakiet, zanim my będziemy mogli zaatakować umocnienia orbitalne. Liczą na to, że zrezygnujemy z walki na dwa fronty, bo będą mogli strzelać do nas od tyłu albo z fortów, albo z pozostałych okrętów. To naturalnie bez znaczenia, gdyż mamy zbyt dużą przewagę ogniową i poradzimy sobie i z fortami, i z tym co zostanie z ich floty. Większość ich okrętów zostanie bowiem zniszczona, gdy będą nas mijać, nawet przy tak dużej prędkości.

— To śmiałe stwierdzenie, towarzyszu admirale.

— Bo jestem pewien tego, co mówię, towarzyszu komisarzu. Fakt, w każdej bitwie mogą się zdarzyć niespodzianki, ale stosunek sił jest zbyt rażąco niekorzystny dla nich, by mogło to coś zmienić.

— Skoro to takie oczywiste, to dlaczego próbują? Przecież także powinni wiedzieć, że to się nie może udać.

— I wiedzą o tym — odparł Thurston ponuro. — Rozumieją swoje położenie równie dobrze jak my, tylko że nie mają wyjścia. Grayson to ich rodzinna planeta, jedyna jaką mają. Tam są ich rodziny i dzieci… nie spodziewają się przeżyć tego starcia, ale będą walczyć do końca i do końca mieć nadzieję, że zdarzy się cud, który pozwoli im zwyciężyć.

Thurston spojrzał ponownie na czerwone symbole nieprzyjacielskich okrętów, potrząsnął głową i westchnął.

— Są odważni, towarzyszu komisarzu — powiedział cicho — ale cudu nie będzie. Nie tym razem.

— Coś dziwnego się wyprawia, skipper.

— Dziwnego? Jakiego znowu „dziwnego”?! Nie potrafisz mówić po ludzku? — zirytował się komandor Caslet.

Grupa Wydzielona 14.1, w skład której wchodził dowodzony przez niego lekki krążownik Vaubon, mknęła prosto na lecącego ku nim przeciwnika, dzięki czemu okręty obu stron zbliżały się do siebie z łączną prędkością ponad czterdziestu sześciu tysięcy kilometrów na sekundę. To z kolei powodowało, że skuteczny ostrzał rakietowy można będzie zacząć gdy dzielić je będzie trzynaście milionów kilometrów, czyli za mniej niż pięć minut. Zrozumiałe było więc podenerwowanie wszystkich obecnych na mostku. Co prawda Vaubon nie stanowił odpowiedniego celu dla krążowników liniowych, które miały do czynienia z pancernikami, ale przeciwnik posiadał też sporo lżejszych jednostek, a te mogły go wybrać za cel choćby dlatego, że lekkie krążowniki nie miały zbyt silnej osłony antyrakietowej.

— No bo… — porucznik Foraker wzruszyła bezradnie ramionami, potarła czubek nosa i zdecydowała się. — Najlepiej będzie, jak to pokażę… proszę popatrzeć, skipper.