Выбрать главу

— Przeciwnik obrał kurs 0-7-3 na 0-0-8, przyspieszenie około dwa koma czterdzieści pięć kilometra na sekundę kwadrat… jakieś dwieście pięćdziesiąt g, towarzyszu admirale.

Theisman zmarszczył brwi, wstał i podszedł do holoprojekcji taktycznej. Przyglądał się jej z namysłem i analizował równocześnie nowe informacje. Tak małe przyspieszenie potwierdzało, że okręty Harrington odniosły tak poważne uszkodzenia, jak podejrzewał, ale nie pasował mu przyjęty przez nią nowy kurs. Jego przedłużenie wyświetlone było na holoprojekcji, ale nie był to klasyczny kurs zbliżeniowy, jakiego użyła do przechwycenia Grupy Wydzielonej 14.1. Był to klasyczny kurs przechwytujący, który za czterdzieści siedem minut przetnie kurs jego okrętów, ale zastosowanie tego wariantu dawało znacznie dłuższy czas walki — konkretnie co najmniej dwadzieścia sześć minut jego okręty będą pozostawały w zasięgu jej skutecznego ognia.

Delikatnie przygryzł dolną wargę, myśląc intensywnie. Gdyby to Harrington dysponowała czterema w pełni sprawnymi lub tylko lekko uszkodzonymi superdreadnaughtami wspieranymi przez dziewięć krążowników liniowych, jego dwanaście pancerników i szesnaście krążowników liniowych miało nader niewielkie szansę przetrwać dwadzieścia sześć minut walki. Ale nie mogła mieć tylko lekko uszkodzonych okrętów po takiej kanonadzie na minimalny dystans, w której zniszczyła Thurstona! A skoro ich nie miała, dlaczego wzięła taki właśnie kurs? Nie tylko przyjmowała bitwę, ale wręcz go do niej zachęcała!

— Proszę obliczyć kurs unikowy na lewą burtę w tej samej płaszczyźnie przy czterystu siedemdziesięciu g i aktualizować go na bieżąco — polecił półgłosem oficerowi astrogacyjnemu, po czym wybił jeszcze jedną komendę na klawiaturze.

W holoprojekcji pokazała się nowa linia wychodząca od kodu oznaczającego jego własny okręt, a po sekundzie pojawił się także jasnozielony stożek rozciągający się na lewo od kursu, na którego szczycie znajdował się Conquerant, a obok niego wyświetlił się licznik czasowy. Po kolejnej sekundzie pojawił się ostatni element — żółta sfera wypełniona barwą w trzech czwartych i rozciągająca się w przód i na boki od okrętu. Licznik ruszył, odliczając od zera, i stożek zaczął się zmniejszać, a sfera wpierw go wypełniła, potem przerosła i przesunęła się za rufę okrętu. Theisman przyglądał się temu, nucąc cicho pod nosem. Po chwili odwrócił głowę, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że ktoś stanął obok.

— Co to takiego, towarzyszu admirale? — spytał spokojnie Dennis LePic, choć czoło miał mokre od potu.

Był to podziwu godny przejaw opanowania, a tego, że się bał, trudno było mu mieć za złe. Theisman nigdy nie miał o to do nikogo pretensji, jak długo ten ktoś panował nad strachem.

— Lady Harrington postanowiła nie czekać na nas, towarzyszu komisarzu. Zdecydowała się wyruszyć nam na spotkanie.

— Wyruszyła nam na spotkanie?! — powtórzył ostrzej LePic. — Przecież… przecież jej okręty są zbyt uszkodzone, by z nami walczyć… to wasze słowa, towarzyszu admirale!

— Nie, towarzyszu komisarzu! — osadził go Theisman. — powiedziałem, że uważam, że ma zbyt ciężko uszkodzone okręty, by z nami walczyć i wygrać. I nadal tak uważam.

— To dlaczego leci nam na spotkanie, zamiast uciekać?

— Doskonałe pytanie — przyznał Theisman i uśmiechnął się chłodno. — Istnieje możliwość, że ona nie zgadza się z moją oceną sytuacji.

LePic zamarł z otwartymi ustami, po czym zamknął je bez słowa i przygryzł dolną wargę, wpatrując się w holoprojekcję. Dopiero po kilkunastu sekundach odchrząknął i spytał, wskazując na zielone i żółte figury.

— Co one oznaczają, towarzyszu admirale?

Theisman uśmiechnął się bez śladu humoru.

— Żółte pole oznacza obszar, w którym znajdziemy się w zasięgu rakiet lady Harrington, ale poza zasięgiem jej dział, pomimo zmiany kursu. Jeżeli zmienimy kurs tak, by znaleźć się w obrębie zielonego obszaru, nie będzie w stanie zmusić nas do walki.

— A jeżeli pozostaniemy w obszarze nie oznaczonym żadnym kolorem?

— Wtedy, towarzyszu komisarzu, nie będziemy mieli innej możliwości, jak stoczyć z jej okrętami pojedynek artyleryjski.

— Rozumiem… — mruknął LePic, wpatrując się w elektroniczny wyświetlacz, na którym liczba 12:00 zmieniła się w 11:59.

I kolejny raz przełknął nerwowo ślinę.

— Jeżeli nie zmienią kursu w ciągu najbliższych dwunastu minut, to nie zmienią go wcale, milady — zauważyła cicho Mercedes Brigham.

Honor kiwnęła głową, nie unosząc jej znad ekranu taktycznego fotela, na którym pojawiały się uaktualniane dane o zniszczeniach i uszkodzeniach poszczególnych okrętów eskadry. Okazywały się gorsze od wstępnych ocen Mercedes i szansa na zadanie przeciwnikowi decydujących strat, na co miała nadzieję, malała z każdym z nich. Ścisnęła nasadę nosa, po raz kolejny mając nadzieję, że ból przebije się przez zmęczenie na dłużej. Musiało być jeszcze coś, co mogła zrobić, by zmienić niewesołą sytuację… nawet prawie wiedziała co… tylko ciągle jej to coś umykało w ostatniej chwili…

LePic otarł mokre od potu czoło, nie ruszając się od holoprojekcji. Nie odrywał wzroku od malejącego zielonego stożka. Żółte pole też się stopniowo zmniejszało i stojący obok niego Thomas Theisman z trudem zwalczył chęć otarcia swego czoła.

Wiedział, że ma rację. Dalekodystansowe sensory szerokopasmowe wykryły atmosferę wyciekającą z superdreadnaughtów, co stanowiło najlepszy dowód poważnych uszkodzeń. Odległość nadał pozostawała jednak zbyt duża, by można było uzyskać wizualny obraz i dokładnie ocenić stan okrętów Harrington. Tak naprawdę nie potrzebował go, by upewnić się w słuszności swej oceny — niewielkie przyspieszenia, wycieki powietrza, zmiany w sygnaturach aktywnych sensorów, gdyż użyto zapasowych z powodu zniszczenia głównych systemów… wszystko wskazywało na poważne uszkodzenia każdej z jej jednostek.

A minio to nadal leciała mu na spotkanie… wiedząc, że przegrana będzie ją kosztowała utratę wszystkich superdreadnaughtów. I to właśnie nie pasowało mu do reszty obrazu — nie mógł zrozumieć, dlaczego to robi, zdając sobie sprawę równie dobrze jak on, że nie może wygrać tej walki.

Miał ochotę rozpocząć spacer po pomoście, ale tak jawna oznaka niepewności i zaniepokojenia zniszczyłaby resztki odwagi LePica. A tylko dzięki nim towarzysz komisarz nie uparł się jeszcze, żeby uciekać… Zamiast tego zaczął kołysać się na piętach i rozmyślał dalej. Dokładnie zapoznał się z aktami Harrington po niesławnym fiasku operacji „Jerycho” i śledził dalszą jej karierę, dopóki przewrót nie pozbawił go dostępu do źródeł informacji. Wywiad naturalnie robił to samo, i to dysponując lepszymi danymi, ale on miał osobistą motywację i dlatego był przekonany, że zrobił to dokładniej. Harrington go pokonała i wzięła do niewoli, a wcześniej zmusiła do poddania okrętu — to wszystko plus okazja do osobistego jej poznania dały mu dodatkową, jakby wewnętrzną znajomość jej charakteru, której nigdy nie dadzą suche fakty i meldunki wywiadowcze. Przypomniał sobie ostatnią fazę drugiej bitwy o Yeltsin, kiedy to zmasakrowanym ciężkim krążownikiem ruszyła w ogień burtowy krążownika liniowego, wiedząc, że zniszczy siebie i okręt… dlatego że była przekonana, że nim to nastąpi, spowoduje u przeciwnika takie zniszczenia, że nie zdoła on już zaatakować Graysona.