Выбрать главу

I to był wystarczający powód, by utrzymać tajemnicę, ale z drugiej strony nikt nie mógłby jej chronić tak skutecznie, jak należało, gdyby nie znał prawdy. Natomiast LaFollet zrozumiał jeszcze coś — Honor była w stanie wyczuć tylko emocje… i była pewna, że nikt nie wiedział, jak głęboko została zraniona. Nikt z jego ludzi ani nawet MacGuiness nie wiedzieli o nocach, które przepłakała — on wiedział, bo wszystkie systemy bezpieczeństwa Harrington House sprawdzał osobiście. Poprzysiągł ją chronić i umrzeć w jej obronie, jeśli zajdzie taka potrzeba, ale istniały rzeczy, przed którymi nikt, nawet Nimitz, nie był w stanie jej obronić. Dlatego krew go zalewała, gdy myślał o tej bandzie zdewociałych świń celowo zwiezionej do domeny, by ją szykanowały, obrażały i oczerniały, ignorując to, że żyją dzięki jej poświęceniu, które tak drogo ją kosztowało.

Ponieważ była jego patronką, teoretycznie zawsze miała rację, ale ważniejsze było coś innego — nie chciał dokładać jej problemów ciągłymi sporami, więc wolał zamilknąć. Kiedy uśmiechnęła się z wdzięcznością, odpowiedział lekkim uśmiechem, naprawdę rad, że Nimitz nie jest telepatą. W końcu to, o czym nie wiedziała, nie mogło jej denerwować. A sekcja wywiadu zidentyfikowała już głównych agitatorów. Wywiad poznał też najbliższy temat wystąpień i to jeszcze bardziej rozwścieczyło LaFolleta, bo wiedział, że tym razem trafią ją w najczulszy punkt.

Zamierzali napiętnować rozpustę, jaką był bezbożny, bo wolny związek z Tankersleyem. Sakrament małżeństwa, a więc i ciężki grzech, jakim był seks pozamałżeński, stanowiły jedną z podstaw religijnych Kościoła Ludzkości Uwolnionej. Większość, choć nie wszyscy mieszkańcy planety, obwiniali za takie stosunki mężczyznę, jako że kobiet rodziło się trzykrotnie więcej, a w tak trudnym świecie jak Grayson przetrwanie, a więc i religia wymagały przestrzegania żelaznych zasad. Mężczyzna, który wdawał się w taki związek, zaniedbywał swój podstawowy obowiązek — troski i opieki nad kobietą, która go pokochała i mogła stać się matką jego dzieci. Rzecz jednak nie miała jednego oblicza i nawet darzący szacunkiem Honor nie czuli się zbyt dobrze, gdy rozmowa schodziła na Paula. Większość zaakceptowała oczywisty fakt, iż obywatele Gwiezdnego Królestwa Manticore kierowali się nieco odmiennym kodeksem moralnym, zgodnie z którym ani on, ani ona nie zrobili nic niestosownego. LaFollet podejrzewał, że tak naprawdę większość wolała po prostu nie myśleć o tym, co było tym łatwiejsze, że Tankersley od wielu miesięcy był martwy. Fanatycy natomiast nienawidzili jej przede wszystkim za to, kim była, a ten argument wyciągnęli z uwagi na jego możliwą skuteczność. W końcu któreś ścierwo użyje go tak, że Honor to usłyszy — i tego właśnie LaFollet bał się, wiedząc, jak głęboko poczuje się zraniona.

Dlatego zamiast dyskutować postanowił raz jeszcze przejrzeć akta agitatorów, żeby wbić ich sobie w pamięć. Bez wątpienia Honor się wścieknie, jeśli się zorientuje, co zrobił, ale z tym się pogodził. Gotów był zaryzykować znacznie więcej byle jej tego oszczędzić, a był pewien, że kiedy przyargumentuje odpowiednio jednemu z drugim, to przez naprawdę długi czas żaden nie będzie w stanie gęby otworzyć.

Honor przyglądała się podejrzliwie milczącemu LaFolletowi. Nie dość, że podejrzanie szybko przestał się upierać przy swoim, to na dodatek była pewna, że coś sobie postanowił. Coś, z czym niewinne szare oczęta na pewno się nie zdradzą — o tym przekonała się już nie raz. Ponieważ nie była w stanie zorientować się, co to takiego, zdecydowała mieć go na oku. Potem przestała o tym myśleć, odstawiła Nimitza na jego stołek i zabrała się za sałatkę.

Dzień miała wypełniony zajęciami, a zmarnowała już zbyt wiele czasu, rozczulając się nad sobą, toteż powinna szybko uwinąć się ze śniadaniem i wziąć do pracy.

Ta świadomość sprawiła, że zaczęła energiczniej używać widelca.

ROZDZIAŁ III

Honor zatrzymała się nagle na ścieżce, a siedzący dotąd spokojnie na jej ramieniu Nimitz potężnym skokiem wpadł w krzaki. Obserwowała z uśmiechem, jak znika w zieleni niczym smuga kremowo-szarego dymu, a potem zamknęła oczy. Dzięki więzi mogła śledzić jego wyprawę w głąb ziemskich azalii i sprowadzonych ze Sphinxa iglaków.

LaFollet zatrzymał się równocześnie z nią, zaniepokojony nagłym zniknięciem Nimitza, i dopiero widząc jej zachowanie, odprężył się i pokiwał z rozbawieniem głową, odruchowo sprawdzając wzrokiem otoczenie. Potem skrzyżował ręce na piersiach i cierpliwie czekał.

Na większości planet ogród tych rozmiarów zawierałby choć niektóre lokalne rośliny. Na terenie posiadłości Harrington House nie rosła ani jedna, nawet z tych najpiękniejszych, bowiem roślinność Graysona bywała niebezpieczna nawet dla żyjących tu od pokoleń ludzi. Dla kogoś z układu Manticore mogła okazać się śmiertelna, dlatego projektując ogród, zrezygnowano z nich, by nie kusić losu. Na wszelki wypadek bezpieczniej było, by Honor i Nimitz nie stykali się bezpośrednio z potencjalnie dla siebie trującymi roślinami. Projektanci zadali sobie sporo trudu, by w tajemnicy przed Honor odkryć, które z roślin jej rodzinnego systemu najbardziej lubi, i sprowadzić je. Najwięcej jednak roślin sprowadzono z Ziemi, podobnie zresztą jak i zwierząt, dzięki czemu ogród stanowił przedziwne połączenie ogrodu botanicznego i zoologicznego, złożonych z przedstawicieli flory i fauny Ziemi i Sphinxa. Stworzono go specjalnie dla przyjemności patronki Harrington, która niemal równocześnie przeżyła wzruszenie z powodu tego dowodu troski i szok z powodu jego kosztów.

Gdyby wiedziała, co zamierzają i ile będzie to kosztowało, na pewno sprzeciwiłaby się całemu projektowi, ale dowiedziała się za późno, a pomysł był autorstwa samego Protektora. Nie zostało jej więc nic innego, jak być wdzięczną i to nie tylko w imieniu własnym, ale przede wszystkim w imieniu Nimitza. Nie oznaczało to, że jej nie sprawia radości, lecz że nieporównywalnie większą sprawia treecatowi nie mogącemu w żaden sposób buszować po lasach bujnie porastających planetę. Nimitz był znacznie inteligentniejszy, niż podejrzewała większość ludzi i mimo że nie był zdolny do wydawania artykułowanych dźwięków, rozumiał lepiej standardowy angielski niż wielu mieszkańców Graysona. Nie należało się jednakże spodziewać, by zrozumiał, co to takiego „zatrucie rtęcią”, czy na czym polega zagrożenie zatrucia ciężkimi pierwiastkami. Honor była pewna, że przekonała go, iż roślinność poza kopułą jest niebezpieczna, bo nie próbował się do niej zbliżyć, natomiast sama nie do końca wiedziała, jakie niebezpieczeństwo treecat zrozumiał. Natomiast ogród na terenie posiadłości stanowił jego ulubione miejsce zabaw, znacznie aktywniej wykorzystywane niż jej przyszłoby to do głowy.

Teraz odszukała najbliższą ławkę i siadła na niej, ledwie zauważając obecność LaFolleta, gdyż skupiona była na śledzeniu poczynań Nimitza przemykającego przez porastające ogród poszycie. Treecaty były groźnymi myśliwymi stanowiącymi ukoronowanie nadrzewnego łańcucha pokarmowego. Nimitz właśnie oddawał się łowom, które sprawiły mu prawdziwą przyjemność. Naturalnie nie musiał łapać sobie pożywienia, ale lubił pozostawać w formie, a polowanie było dlań najlepszym ćwiczeniem.

Tym razem do akcji sprowokował go zapach wiewiórki (rodem ze Sphinxa ma się rozumieć, a było to zwierzę niewiele wyglądem przypominające ziemski pierwowzór). Jej obraz Honor zobaczyła nagle w swym umyśle — niezwykle wyraźny, tak jak zamierzał Nimitz, którego oczyma była teraz w stanie obserwować ostatni etap polowania. Wiewiórka siedziała przy wejściu do nory, ogryzając szyszkę prawieświerku. Wiał łagodny sztuczny wietrzyk, ale w stronę treecata, więc wiewiórka nie miała prawa wyczuć Nimitza, a o usłyszeniu go nie mogła nawet marzyć, bowiem poruszał się naprawdę bezgłośnie. Podpełzł na odległość wyciągniętej łapy i zamarł pełen czystego zadowolenia z własnego osiągnięcia. A potem wyciągnął przednią chwytną łapę i dźgnął wiewiórkę ostrym niczym szpila pazurem wskazującego palca w tyłek.