Выбрать главу

Truman przekrzywiła głowę i poczekała, aż nowo przybyli ustawią się przed pustym chwilowo stołem konferencyjnym i staną na baczność. W oczach całej trójki widać było czystą, żywą ciekawość. Starannie ukryła rozbawienie. Czułaby to samo na ich miejscu.

— Komandor porucznik Barbara Stackowitz melduje się gotowa do służby, ma’am! — wyrecytowała szatynka o szarych oczach.

Truman skinęła jej głową i przeniosła wzrok na jej sąsiada.

— Porucznik Michael Gearman melduje się gotów do służby, ma’am — wyrecytował czarnowłosy i czarnooki młodzian, bardziej chudy niż szczupły.

Truman skinęła mu głową i spojrzała na ostatniego z wyprężonych oficerów, tym razem lekko unosząc brew.

— Porucznik Ernest Takahashi melduje się gotów do służby, ma’am! — szczeknął prawie niewysoki i drobny młodzieniec o włosach i oczach jeszcze czarniejszych niż u Gearmana.

Był żylasty i najmłodszy z całej trójki nie tylko stopniem, ale i wiekiem. I równie zaciekawiony jak pozostali, ale w jego zachowaniu widać było znacznie więcej pewności siebie i swobody. Nie czuł się nadmiernie swobodnie, ale zachowywał jak ktoś, kto przyzwyczaił się, że udaje mu się zrobić, co do niego należy, za pierwszym razem i bez poprawek.

— Spocznij — poleciła Truman.

Wykonali rozkaz, a ona uśmiechnęła się do Haughtona i spytała:

— Dokumenty w porządku, John?

— W porządku, ma’am. Ma je pani pisarz.

— To dobrze. Jestem pewna, że bosmanmat Mantooth zajmie się nimi z typową dla niej starannością.

Truman spojrzała na nowo przybyłych i wskazała im fotele stojące przy przeciwległym końcu stołu.

— Siadajcie — poleciła im, żeby nie było nieporozumień. Wykonali polecenie.

Odchyliła fotel i przypomniała sobie, co wie o każdym z nich z teczek personalnych, które zdążyła przestudiować, nim zjawili się na pokładzie.

Stackowitz była oficerem taktycznym uznawanym za geniusza od rakiet. Dodatkową zaletą było to, iż miała za sobą dowodzenie kutrem rakietowym. W niedługim czasie miała też awansować na kapitana i trafić do sztabu Jacquelyn Harmon, ale Truman postanowiła „wypożyczać” ją w razie potrzeby. Stackowitz miała owalną twarz o wydatnych kościach policzkowych, zdecydowanych ustach i wyrazistych oczach. W tej chwili była spięta, co było zupełnie zrozumiałe — podobnie jak pozostali nie miała pojęcia, na czym będą polegać jej obowiązki ani gdzie właściwie trafiła. Brak okien w promie, który przywiózł ich na okręt, uniemożliwił im obejrzenie go, toteż jedyne, co mogli stwierdzić na podstawie obserwacji już na pokładzie, to że są na naprawdę dziwnej jednostce.

Gearman wyglądał na znacznie spokojniejszego i skupionego, choć naturalnie także bardzo zaciekawionego. Był mocno opalony dzięki pobytowi w obozie rehabilitacyjnym, do którego skierowano go z Bassingford. Truman przyglądała mu się uważnie, gdy wszedł. Poruszał się zupełnie naturalnie i nikt, kto o tym nie wiedział, nie mógł się domyślić po jego ruchach czy zachowaniu, że stracił lewą nogę, gdy jego okręt został zniszczony w czasie Pierwszej Bitwy o Nightingale. Gearman był wtedy trzecim mechanikiem na superdreadnoughcie Rauensport. Ale wcześniej, jeszcze jako podporucznik, przez prawie rok pełnił funkcję mechanika pokładowego na kutrze rakietowym.

Podporucznik Takahashi znalazł się tu, gdyż ukończył z pierwszą lokatą na swym roku szkołę pilotażu w bazie Kreskin Field. I to pomimo imponującej listy kar i nagan związanych z pewnym incydentem dotyczącym symulatorów lotu w tejże bazie. Wykazał podczas szkolenia wrodzony talent do pilotowania dosłownie wszystkiego, co mogło latać i za sterami czego usiadł. Zdolności te potwierdziły się po ukończeniu akademii, a zwłaszcza w czasie ostatniego przydziału bojowego, kiedy to był dowódcą sekcji promów szturmowych na HMS Leutzen, okręcie desantowym Royal Manticoran Marine Corps. Bez wątpienia był tam wysoko cenionym pilotem i zostałby na okręcie jeszcze przynajmniej rok, gdyby nie to, że projekt „Anzio”, którego częścią praktyczną dowodziła Alice Truman, miał bezwzględne pierwszeństwo w doborze personelu.

— W porządku — odezwała się, przerywając ciszę, nim stała się ona męcząca. — Zacznijmy od części oficjalnej, witam was na HMS Minotaur.

Stackowitz wytrzeszczyła oczy, a Gearman zamrugał gwałtownie powiekami. Truman uśmiechnęła się krzywo i wyjaśniła:

— HMS Candice istnieje i nawet znajduje się gdzieś w tym rejonie, ale bardzo wątpię, czy któreś z was będzie miało okazję znaleźć się na jego pokładzie. To prototypowy okręt warsztatowy przydzielony obecnie do stacji Weyland w celu przeprowadzenia prób i oceny. Służy przy okazji do szkolenia załóg następnych jednostek tej klasy, toteż najczęściej krąży gdzieś w przestrzeni wewnątrzsystemowej, by kursanci mieli okazję nabyć jak najwięcej doświadczenia. Na dodatek jego pełna załoga to prawie sześć tysięcy ludzi, co wraz z nieregularnym rozkładem lotów i wymieniającymi się turami odbywających szkolenie stanowi idealną wręcz przykrywkę dla nas. Nikt nie zauważy, że nie wszystkie promy wożą ludzi na Candice, a na stacji co chwilę zjawia się jakaś grupa mająca autentyczne przydziały na tę jednostkę.

Umilkła, dając im czas na przyswojenie tych informacji, i obserwowała, jak rośnie ich ciekawość. Porównywała przy okazji ich reakcję z zachowaniem poprzedników, gdyż podobne rozmowy odbywała ze wszystkimi zjawiającymi się na pokładzie oficerami. Jak dotąd ta trójka mieściła się w granicach normy.

— Powód zachowania takich środków ostrożności istnieje i jest jak najbardziej sensowny — podjęła po chwili. — Za parę minut komandor Haughton zaprowadzi każdego z was do bezpośredniego przełożonego, a ci szczegółowo już wprowadzą was w obowiązki i poinformują, czym będziemy się zajmować w najbliższym czasie. Jednakże biorąc pod uwagę, że robimy coś zupełnie nowatorskiego, wolę spotkać się z każdym z nowo przybyłych oficerów i jako pierwsza wyjaśnić, o co chodzi. Proponuję więc, żebyście sobie wygodniej usiedli, bo to trochę potrwa.

Uśmiechnęła się, widząc, że posłuchali jej rady. Co prawda jedynie Takahashi wyglądał na odprężonego, pozostali jedynie nie najgorzej udawali. Wyprostowała fotel i położyła ręce na stole.

— Minotaur jest pierwszą jednostką nowej eksperymentalnej klasy. Wiem, że nie mieliście okazji przyjrzeć się mu, lecąc tutaj, więc teraz możecie to nadrobić. — Nacisnęła klawisz i nad stołem pojawił się hologram okrętu.

Stackowitz na ten widok wytrzeszczyła oczy i z trudem opanowała odruch otwarcia ust. Truman mogła tę reakcję zrozumieć, jako że nikt niepowołany nie widział wcześniej okrętu podobnego do Minotaura. Z daleka nic nie wzbudzało podejrzeń, okręt miał typowy kształt wrzeciona z młotkopodobnymi rozszerzeniami na dziobie i rufie i masę wynoszącą prawie sześć milionów ton, czyli dokładnie tyle co największe dreadnoughty. Natomiast wystarczyło jedno spojrzenie z bliska, by stwierdzić, że czymkolwiek Minotaur jest, z pewnością nie jest dreadnoughtem. Świadczyły o tym jednoznacznie dwa rzędy prawie stykających się ze sobą klap zbyt dużych, by mogły być ambrazurami strzeleckimi, oraz całkowity brak normalnych otworów strzelniczych w burtach.

— Należycie do załogi pierwszego lotniskowca w dziejach Royal Manticoran Navy — poinformowała ich Alice Truman. — Co prawda ta klasa powinna nazywać się „nosiciele kutrów rakietowych”, ale od niej aż zęby bolą i język się plącze, więc zdecydowano się użyć nazwy klasy okrętów nie istniejących od czasu ziemskich flot morskich. Tamte co prawda miały nieco inną konstrukcję i bazowały na nich myśliwce i bombowce, ale przeznaczenie i strategia użycia pozostały takie same: dostarczyć na pole walki małe jednostki przeznaczone do niespodziewanego ataku na siły wroga. Co się tyczy kutrów, to podejrzewam, że wszyscy słyszeliście plotki o ich wykorzystaniu przez nasze krążowniki pomocnicze na obszarze Konfederacji. Prawda, panie Gearman?