Выбрать главу

I wyciągnął dłonie wraz z laską.

Której Benjamin nie odebrał.

Clinkscales wytrzeszczył oczy, zaskoczony. Co prawda do rzadkości należało, by patron zginął lub zmarł, nie pozostawiając spadkobiercy, choćby pośredniego, ale takie sytuacje już się zdarzały. Nie licząc śmierci Pięćdziesięciu Trzech i w końcowym okresie wojny ich przeciwników wśród Wiernych, stało się to co prawda ledwie trzy razy, ale zasady postępowania były ustalone i przestrzegane. Dlatego zachowanie Benjamina jako zupełnie nietypowe ogłupiło Clinkscalesa całkowicie.

— Wasza Miłość, ja… — zaczął.

Po czym urwał i spojrzał pytająco na Prestwicka.

Ten odpowiedział mu niczego nie wyrażającym spojrzeniem, toteż nie miał wyjścia i ponownie skupił uwagę na Protektorze.

— Usiądź, Howardzie — polecił mu Benjamin stanowczo i poczekał, aż polecenie zostanie wykonane. — Widzę, że jednak nie wiesz, dlaczego cię zaprosiłem.

— Myślałem, że wiem. Nie chciałem tego przyznać, ale byłem pewien. Skoro jednak nie chodziło o zdanie urzędu i domeny, to przyznaję, że za cholerę nie wiem, o co może ci chodzić!

Benjamin uśmiechnął się, tym razem z oznakami rozbawienia. Zarówno ton, jak i zwrócenie się doń na „ty” wskazywało, że jego przybrany stryj zaczyna dochodzić do swej zwykłej cholerycznej formy.

— To akurat nie ulega już dla mnie wątpliwości — ocenił i spojrzał na Prestwicka. — Henry?

— Naturalnie. — Prestwick przyjrzał się Clinkscalesowi z podejrzanie poważną miną i westchnął. — Jak się należało spodziewać, znowu najgorsza robota spadła na mnie. W tym wypadku wyjaśnienia.

— Wyjaśnienia?

— Albo podsumowania, jeśli wolisz… Sądząc po minie, to jednak wyjaśnienia. Widzisz, w tej sprawie sytuacja jest nieco bardziej szczególna i skomplikowana, niż sądziłeś.

— Jaka znowu „szczególna i skomplikowana”?! Nietypowa, owszem, rzadka jak najbardziej. Ale wcale nie szczególna. Rozmawiałem o tym z sędzią Kleinmeullerem, który zupełnie jednoznacznie wyjaśnił mi precedens związany z domeną Strathson. Nie powiesz mi, Henry, że najwyższy sędzia domeny Harrington to niedouczony cymbał. Lady Harrington nie zostawiła potomków ani spadkobierców… a to oznacza, że domena wraca we władanie Miecza. Dokładnie tak jak zdarzyło się to z domeną Strathson siedemset lat temu!

— Tak i nie. Przede wszystkim nikt nie uważa Kleinmeullera za niedouczonego cymbała. Natomiast widzisz… lady Harrington pozostawiła spadkobierców… i to dość sporo.

— Jakich spadkobierców, do cholery?! Była jedynaczką!

— Fakt. Ale ród Harrington ma wielu przedstawicieli… na Sphinksie. Żyją tam ze dwa tuziny jej kuzynów, dalszych pociotków nie licząc.

— I co z tego? Nie są obywatelami Graysona, więc nie mogą dziedziczyć Klucza patrona, — Clinkscales najwyraźniej coraz bardziej dochodził do siebie.

— Nie są obywatelami Graysona i dlatego właśnie cała sprawa jest tak skomplikowana. Ty rozmawiałeś z Kleinmeullerem, a my z sędziami Sądu Najwyższego. I w ich przekonaniu masz rację: konstytucja stanowi wyraźnie, że spadkobiercą patrona musi być obywatel Graysona. Ale jest tak dlatego, że twórcy konstytucji nigdy nie brali pod uwagę sytuacji, w której ktoś spoza planety mógłby mieć prawo do tego tytułu. Ani takiej, w której ktoś obcy zostałby patronem, jeśli już o tym mowa.

— Lady Harrington nie była obca! — warknął Clinkscales z błyskiem złości w oczach. — To, że przypadkowo urodziła się na…

— Uspokój się, Howard — przerwał mu łagodnie, ale i stanowczo Benjamin, zanim Clinkscales zdążył doprowadzić się do ataku cholery.

Ten posłusznie zamilkł, a Benjamin zaczął wyjaśniać:

— Rozumiem, o co ci chodzi, ale nie ulega wątpliwości, że nie była obywatelką Graysona, gdy nadałem jej tytuł patrona, a więc była obca. Wiem, że była to bynajmniej sytuacja bezprecedensowa, i jeśli dobrze pamiętam, to bynajmniej nie byłeś nią wówczas zachwycony, ty uparty stary tradycjonalisto!

Clinkscales zaczerwienił się niczym panienka na pierwszej randce, po czym ku własnemu zaskoczeniu parsknął śmiechem. Nie trwało to długo, a śmiech brzmiał dziwnie, jakby był zardzewiały, niemniej był to śmiech. Pierwszy od dwóch i pół miesiąca, czyli od obejrzenia egzekucji Honor.

Uspokoił się szybko, potrząsnął głową i przyznał:

— Prawda, tak było. Ale kiedy złożyła przysięgę, stała się obywatelem Graysona.

— Oczywiście! I jeżeli zdecydowałbym się stworzyć precedens, powinienem posłać po jej najbliższego spadkobiercę… zdaje się, że to kuzyn Devon, tak Henry? I zaprzysiąc go jako jej następcę. W końcu skoro zrobiliśmy z niej obywatelkę Graysona, z niego możemy w ten sposób zrobić obywatela.

— Nie! — zaprotestował odruchowo Clinkscales. Benjamin przekrzywił głowę i przyjrzał mu się z wyrazem uprzejmego zainteresowania. Wywołało to kolejny rumieniec, ale tym razem Clinkscales nie odwrócił wzroku. Milczał przez kilkanaście sekund, zbierając myśli, by uzasadnić instynktowny sprzeciw. Kiedy w końcu się odezwał, starannie dobierał słowa:

— Lady Harrington była nam bliska… była jedną z nas nawet przed złożeniem przysięgi. Stała się nią dzięki swemu postępowaniu: gdy udaremniła zamach Machabeusza, a potem uniemożliwiła temu rzeźnikowi Simmondsowi zbombardowanie planety. A ten kuzyn… to może być dobry i godny człowiek… w rzeczy samej po kuzynie lady Harrington tego właśnie bym się spodziewał, ale jest obcy i bez względu na to, jak wspaniałym byłby człowiekiem, nie zapracował na jej domenę.

— Zapracował? — zdziwił się Benjamin. — Odkąd to którykolwiek spadkobierca patrona musi zapracować na domenę? Zawsze po prostu ją dziedziczy.

— Nie wyraziłem się właściwie — przyznał Clinkscales i ponownie zamyślił się na długą chwilę. — Chodzi mi o to, że na Graysonie nadal żyje sporo starych, upartych tradycjonalistów. Cała ich grupa zasiada w Konklawe, ale wielu jest także wśród zwykłych obywateli. Naprawdę sporej ich grupie lady Harrington jako patronka była nie w smak, o czym obaj dobrze wiemy. Ale nawet oni musieli przyznać, że zasłużyła na tę pozycję i zaufanie swoim postępowaniem i charakterem. Na litość boską, sam jej dałeś Miecze do Gwiazdy Graysona!

— Dałem — przyznał cierpliwie Benjamin.

— To w jaki sposób ten, jak mu tam… Devon, tak?… Devon ma zyskać takie zaufanie?! Wszyscy będą w nim widzieli obcego, a ci, którym nie odpowiadała lady Harrington, staną się jego przeciwnikami. O reakcjonistach nadal serdecznie jej nienawidzących za to, że była obcą i w dodatku jeszcze kobietą, nie będę już nawet wspominał!

Clinkscales umilkł, a Benjamin pokiwał posępnie głową, najmniejszym nawet gestem nie dając po sobie poznać, że jest zachwycony reakcją zarządcy. Od tygodni nic go tak nie ożywiło, a argumenty, których użył, jednoznacznie dowodziły, że umysł ma nadal równie sprawny jak dawniej. Na dodatek rozumował dokładnie tak, jak Benjamin chciał, toteż dał mu znak, aby kontynuował.

— Gdyby miała syna, nie byłoby problemu, nawet gdyby nie urodził się na Graysonie. Nadal byłby jej synem — teoretyzował Clinkscales. — Naturalnie lepiej byłoby, gdyby przyszedł na świat tutaj, ale prawa sukcesji byłyby w tym przypadku jasne i jednoznaczne. Ale to…! Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, czym to się może skończyć, jeśli taka propozycja zostanie złożona na Konklawe. A zdajesz sobie sprawę, że reformy reformami, ale coś takiego będziesz dawać pod rozwagę patronom?

— Naturalnie, ale…

— Nie ma „ale” — przerwał mu Clinkscales. — Jeżeli uważasz, że zdołasz wszystkich skłonić, by się na to zgodzili, to znaczy, że te zagraniczne szkoły przytłumiły twój instynkt i zdrowy rozsądek! Sam przed chwilą powiedziałeś, że będziesz musiał ustanowić nowy, drugi z kolei precedens konstytucyjny w tej samej sprawie, żeby to w ogóle miało szansę na sukces! Bądź łaskaw pamiętać, że niezależnie od tego, co Mueller i jego poplecznicy mówili w obecności lady Harrington, nigdy tak naprawdę nie wybaczyli jej, że jest kobietą, obcą i czynnikiem sprawczym twoich reform. Innego obcego, takiego, który nie ma Gwiazdy Graysona, nie przełkną. Gwarantuję ci!