Honor co prawda nie miała pojęcia, jakim cudem stało się to tak szybko, ale to mogła być tylko karna ekspedycja. Albo w najlepszym razie wyprawa zwiadowcza mogąca w każdej chwili zmienić się w karną ekspedycję. Było to nielogiczne, bo w celu sprawdzenia sytuacji wysyła się jeden, góra dwa okręty, a nie takie siły, ale UB z logiki nigdy nie słynęło. Albo podejrzenia wzbudziło zniknięcie Proxmire’a, albo któregoś z krążowników; reakcja mogła się wydawać niezrozumiała, ale te okręty przybyły i nieważne było, dlaczego się tu zjawiły, tylko co z nimi zrobić.
Jej umysł już analizował możliwości, ale jedno nie ulegało najmniejszej wątpliwości — jej czas się skończył. Nawet jeśli uda jej się pokonać niespodziewanych gości dzięki sile obrony systemowej i zaskoczeniu, ten, kto je wysłał, będzie wiedział, że w systemie Cerberus dzieje się coś bardzo, ale to bardzo złego. Jeśli zdobędzie lub zniszczy wszystkie wrogie jednostki i tak nie będzie miała jak wywieźć tych stu tysięcy z powierzchni. A wkrótce pojawi się tu następna, silniejsza grupa wrogich okrętów…
A jeżeli i tę pokona, to kolejna…
— Rozumiem — powiedziała spokojnie. — W którym rejonie te okręty wyszły z nadprzestrzeni i jaki wzięły kurs?
Thurman wyciągnęła spod pachy elektrokartę i włączyła ją, ale odpowiedziała, nie patrząc na ekran:
— Wyszli z niewielką prędkością czternastu minut trzydziestu sekund świetlnych od planety dokładnie na granicy przejścia w nadprzestrzeń. Kierują się prosto ku planecie z prędkością nieco poniżej tysiąca dwustu kilometrów na sekundę i przyspieszeniem dwieście g, ma’am.
— Dwieście g? — zdziwiła się Honor.
— Tak, ma’am. Powodem może być to, że dwie jednostki mają znacznie większą masę od pozostałych, cztery, może pięć milionów ton. Reszta to na pewno okręty, ciężkie krążowniki lub krążowniki liniowe. Na razie trudno to ustalić, bo jednostki klasy Mars mają zbliżoną masę i znacznie silniejsze napędy.
— Rozumiem… — powtórzyła Honor.
Thurman miała rację — okręty klasy Mars dorównywały wielkością przedwojennym krążownikom liniowym, a nadwyżkę mocy napędów miały rzeczywiście imponującą.
— Gdzie wyszli z nadprzestrzeni? — spytała po chwili.
— W samym środku strefy Alfa, ma’am — odparła Thurman. I tym razem ponad jej strach wybiły się radość i niedowierzanie.
Honor doskonale rozumiała jej uczucia. Nimitz zaś warknął nisko i gardłowo, nie kryjąc satysfakcji. Sytuacja była jasna: szesnaście okrętów i dwa transportowce pełne ubeków albo Marines. Dwa transportowce i brak jakiegokolwiek okrętu większego od krążownika liniowego oznaczał, że ekspedycję organizowano w pośpiechu. Krążowniki liniowe były naturalnie w stanie przebić się przez obronę, ale znając upodobania przeciwnika, wiedziała, że gdyby było to możliwe, ot tak na wszelki wypadek w skład eskorty zostałoby włączonych kilka pancerników albo raczej jeden czy dwa superdreadnoughty. A jeżeli operację montowano w pośpiechu, to istniała jeszcze jedna możliwość. Mogły to bowiem być siły mieszane Urzędu Bezpieczeństwa i Ludowej Marynarki. I prawdę mówiąc, wolałaby, aby tak właśnie było, biorąc pod uwagę różnice w wyszkoleniu i możliwościach, o nienawiści między nimi panującej nawet nie wspominając. Nie mając czasu, nawet najlepszy dowódca nie był w stanie stworzyć z takiej zbieraniny skutecznego związku taktycznego. Co w znacznej mierze przypominało jej własną sytuację…
Ponieważ nie było sposobu, by mogła poznać przynależność okrętów, przestała sobie tym zaprzątać głowę i skupiła się na czymś innym. Potwierdziło się właśnie, że niedorzeczny pozornie pomysł, na jaki wpadła w zeszłym tygodniu, był jak najbardziej sensowny. Choć nie spodziewała się, by mieli z tego tak szybko skorzystać, przedsięwzięła pewien środek ostrożności i teraz zaczęło to procentować. Problem polegał na tym, czy jej załogi były dostatecznie wyszkolone, by doprowadzić manewr do końca. Ale przynajmniej znajdowały się w pozycji umożliwiającej spróbowanie. A jeśliby się udało…
Przeprowadziła analizę komputerową, próbując znaleźć prawidłowość odnośnie do rejonu, w którym jednostki przybywające do systemu wychodziły z nadprzestrzeni. Aby to zrobić, dokładnie sprawdziła wszystkie zarejestrowane w banku danych przyloty w historii. Powód był prosty: dysponując tak źle wyszkolonymi załogami, potrzebowała każdego mogącego dać przewagę czynnika, jaki mogła uzyskać. A informacje stanowiły potencjalną broń, gdyż pozwalały stworzyć taktykę, jakiej przeciwnik się nie spodziewał.
I odkryła coś zaskakującego. Otóż wszystkie okręty bezpieki, a potem UB wychodziły z nadprzestrzeni zawsze tak, by znaleźć się jak najbliżej planety, uwzględniając jej ruch w przestrzeni. Podobnie zresztą uczyniły dwa jedyne okręty Ludowej Marynarki: Count Tilly i jednostka kurierska. Ale na tym nie koniec, wszystkie bowiem wyjścia miały miejsce w obszarze ponad płaszczyzną ekliptyki systemu, co było, łagodnie mówiąc, dziwne. Większość kapitanów bowiem stara się wyjść z nadprzestrzeni na lub jak najbliżej płaszczyzny ekliptyki, gdyż tam granica przejścia jest nieco bardziej elastyczna i pozwala na łagodniejsze wyjście. A to z kolei powoduje mniejsze zużycie węzłów alfa i daje większy margines błędu w obliczeniach pozycji. Skoro każdy kapitan przybywający do systemu Cerberus zachowywał się inaczej, musiał istnieć jakiś powód.
Komandor Phillips straciła cały dzień, ale znalazła wytłumaczenie — tak głupie, że musiało być prawdziwe. Okazało się, że bezwład biurokracji Republiki był większy niż w przypadku Royal Manticoran Navy. Honor zakładała zawsze, że Królewska Marynarka bije galaktyczne rekordy w produkowaniu bezsensownych i nikomu niepotrzebnych kwitów, ale się myliła. Powodem bowiem tego dziwnego postępowania wszystkich kapitanów było zarządzenie wydane prawie osiemdziesiąt standardowych lat temu, równie głupie teraz jak w dniu ogłoszenia.
Pierwszy nadzorca planety, jeszcze z ramienia bezpieki, uparł się stworzyć ujednoliconą procedurę wlotu w system jako dodatkowy środek zabezpieczenia. I zrobił to, a nikt nie pomyślał, by zweryfikować jego wypociny. Oficer ten wymyślił sobie, że wyjście z nadprzestrzeni powyżej płaszczyzny ekliptyki będzie dodatkowym sposobem identyfikacji przybywającej jednostki. Jako nietypowe pozwalało bowiem praktycznie od razu zorientować się, czy jest to swój, czy wróg, i to na długo przed otrzymaniem identyfikacji okrętu normalną drogą.
Biorąc pod uwagę zasięg sensorów, jakimi dysponował garnizon, oraz czas potrzebny na dotarcie okrętu w pobliże stanowisk obrony, był to czysty idiotyzm, bo identyfikacja i tak następowała dużo wcześniej, niż można byłoby podjąć jakiekolwiek kroki, gdyby okazało się, że jest to wroga jednostka. Było to także karygodne marnotrawstwo, spowodowane bowiem przez nie zużycie węzłów napędu musiało kosztować łącznie już setki milionów dolarów.
A nigdy nie zostało zakwestionowane i teraz, jak podejrzewała, nikt już nie pamiętał dlaczego, ale wszyscy nadal tak postępowali. Głupota stała się tradycją, podobnie jak miało to miejsce w wielu innych przypadkach. Znała choćby równie nielogiczny zwyczaj obowiązujący w Royal Manticoran Navy, zgodnie z którym niszczyciele i lekkie krążowniki mogły podlatywać do stoczni z jakiego kierunku chciały, ale wszystkie większe okręty tylko z tyłu, musząc ją potem przegonić. Bez wątpienia kiedyś istniał ku temu powód (choć niekoniecznie rozsądny), teraz pozostała jedynie tradycja. Ale wszyscy jej przestrzegali.
Honor zresztą nie obchodził powód, dla którego kapitanowie okrętów UB tak się zachowywali, tylko skutki tychże zachowań. A dzięki nim mogła zorganizować zasadzkę i zrobiła to. Naturalnie istniała szansa, że ktoś się wyłamie i wyjdzie z nadprzestrzeni gdzie indziej, ale niewielka. A jeśli będzie zachowywał się tak jak wszyscy dotąd, to była w stanie w miarę dokładnie przewidzieć, gdzie to zrobi i jakim poleci kursem już w normalnej przestrzeni. I dlatego właśnie jej okręty znajdowały się nieco poza granicą wyjścia z nadprzestrzeni, a nie na orbicie Hadesu czy ukryte za którymś z księżyców. Załogi mogły ćwiczyć w symulatorach niezależnie od tego, gdzie stacjonowały okręty, za to jeżeli ktoś zdecydowałby się przybyć z niezapowiedzianą wizytą…