Выбрать главу

Zapadła długa cisza.

Przerwało ją dopiero chrząknięcie Benjamina.

— Zgodzisz się przynajmniej pozostać zarządcą? — spytał cicho.

— Tak. Jak długo będę pewien, że nie próbujesz wmanewrować mnie w coś innego.

Benjamin spojrzał na Prestwicka i spytał:

— Henry? Czy to coś da?

— Na krótką metę tak. — Kanclerz zmarszczył brwi. — Ale na dłuższą…

Potrząsnął z niechęcią głową i zwrócił się do Howarda:

— Howardzie, jeżeli formalnie nie przyjmiesz Klucza, to jedynie odsuniemy problem w czasie. Dałoby to sporo, gdybyśmy mogli na tym zyskać, powiedzmy, z dziesięć lat. Wtedy napięcia w dużym stopniu by opadły, a może i wojna by się skończyła. Ale dopóki nie mamy legalnego, znanego i zaakceptowanego spadkobiercy i następcy lady Harrington, tak długo cały problem będzie wisiał nad nami wszystkimi. I wybacz, że to powiem, ale nie jesteś już pierwszej młodości, a dziesięć lat…

Umilkł i wzruszył wymownie ramionami. Clinkscales zmarszczył brwi, ale przyznał szczerze:

— Wiem. Jestem w dobrej formie, ale nawet biorąc poprawkę na ten cały nowy sprzęt i leki z Manticore, które mamy obecnie, nie…

I nagle urwał, wbijając wzrok w ścianę.

Benjamin i Prestwick wymienili znaczące spojrzenia — znali go na tyle długo, by wiedzieć, że Clinkscales właśnie na coś wpadł. Należało dać mu czas na przemyślenie i poustawianie sobie nowego pomysłu, a nie rozpraszać go zbyt pospiesznymi pytaniami. Dlatego też obaj siedzieli i czekali w milczeniu, choć zżerała ich ciekawość.

Minęły ponad dwie minuty, nim Clinkscales zaczął się uśmiechać.

Potem potrząsnął głową, przestał wpatrywać się w ścianę i spojrzał przytomnie na Benjamina.

— Przepraszam — powiedział niespecjalnie skruszony — ale właśnie coś mi przyszło do głowy.

— Zauważyliśmy — poinformował go złośliwie Protektor. — A co konkretnie?

— Cóż, rozwiązanie idealnie pasujące do wszystkiego. Zgodne z prawem tak naszym, jak i, zdaje się, Królestwa Manticore, takie, które nie budziłoby sprzeciwów i dzięki któremu byłbym wolny od jakichkolwiek zakusów mających na celu zrobienie ze mnie patrona.

Benjamin i Prestwick ponownie wymienili spojrzenia — tym razem zdziwione.

— Doprawdy? — spytał uprzejmie Protektor. — A cóż to za cudowne rozwiązanie, na które nie wpadliśmy my, Sąd Najwyższy i wielebny Sullivan?

— Matka lady Harrington znajduje się na Graysonie — odparł Clinkscales.

I zamilkł.

— Wiem o tym doskonale. — Benjamin nadal trenował uprzejmość i cierpliwość. — Rozmawiałem z nią przedwczoraj o klinice i projekcie opracowania mapy genomu.

— A nic mi nie powiedziała — zdziwił się Clinkscales. — Powiedziała natomiast, że wraz z mężem, ojcem lady Harrington, planują pozostać na Graysonie przez przynajmniej kilka najbliższych lat. Stwierdziła, że uznali, iż najlepszym sposobem uczczenia Honor będzie doprowadzenie standardów medycznych domeny Harrington do poziomu istniejącego w Królestwie Manticore. Dlatego chcą się tym zająć osobiście. No a ona sama jest głęboko zaangażowana w ten projekt genetyczny.

— Nie wiedziałem, że mają takie plany — przyznał Benjamin — ale nie widzę związku między nimi a naszym problemem. Nie możemy zaproponować żadnemu z nich zostania patronem, bo nie są obywatelami Graysona, a na dodatek prawo jest w tej kwestii całkowicie jasne i jednoznaczne. Rodzice mogą „dziedziczyć” po dzieciach tytuły jedynie wówczas, gdy powracają one do nich po śmierci potomków. Patronem może zostać jedynie zstępny, a nie przodek. A więc dziecko, rodzeństwo czy kuzyn. Czyli wróciliśmy do Devona i związanych z nim problemów.

— Niekoniecznie — sprzeciwił się Clinkscales z taką satysfakcją, że Benjamin zamrugał gwałtownie.

— Przepraszam, czegoś nie rozumiem, prawda? — spytał słabo.

— Przemyślałeś starannie wszystkie swoje reformy i ich konsekwencje, ale wygląda na to, że przeoczyłeś jedną z najważniejszych i najoczywistszych zmian wywołanych przez sojusz z Gwiezdnym Królestwem Manticore — poinformował go radośnie Clinkscales. — Nie dziwię się, bo ja sam rzadko kiedy to zauważam. Najprawdopodobniej dlatego, że obaj wychowaliśmy się na planecie bez prolongu. Widzisz, tak na dobrą sprawę dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że Honor miała około pięćdziesięciu lat, co oznacza, że jej rodzice są mniej więcej w moim wieku.

— Prolong?! — Benjamin nagle się wyprostował.

A Clinkscales pokiwał głową z uśmiechem i sprecyzował:

— Właśnie prolong. Jej brat mógłby zostać patronem, tyle że ona nie miała brata. Ale może go mieć.

— Słodka godzino! — jęknął Prestwick z podziwem. — Nawet mi to przez myśl nie przeszło!

— Mnie też nie — przyznał Protektor, analizując gorączkowo nowe informacje.

Nie pomyślał o tym, choć powinien, bo to, że Harringtonowie mieli około osiemdziesięciu lat standardowych, nie stanowiło przeszkody. Fizycznie wyglądali na trzydzieści i powinni bez problemów być w stanie mieć jeszcze dzieci. W najgorszym zaś wypadku, gdyby zaistniały jakieś trudności w naturalnym poczęciu czy podczas ciąży, mieliby do dyspozycji całą wiedzę medyczną Królestwa. Można było załatwić w ten sposób i sztuczne zapłodnienie, i całą resztę. Zakładając naturalnie, że zgodzą się na to. A jeśli dziecko zostanie urodzone na Graysonie, automatycznie otrzyma jego obywatelstwo niezależnie od tego, jakiego państwa obywatelami są rodzice.

— To rzeczywiście zgrabnie by wszystko załatwiało — przyznał z namysłem.

— Jeżeli o to chodzi, istnieje jeszcze jedna możliwość — zauważył niespodziewanie Prestwick.

Pozostali spojrzeli nań pytająco.

— Jestem pewien, że doktor Harrington ma próbki materiału genetycznego córki — wyjaśnił kanclerz. — Co oznacza, że prawie na pewno możliwe jest stworzenie dziecka lady Harrington. Albo nawet jej klona, jeśli o to chodzi.

— Myślę, że lepiej dać sobie z tym spokój. — W głosie Benjamina zabrzmiała ostrożność. — Przynajmniej do czasu skonsultowania sprawy z Sullivanem i synodem. Wolę nie myśleć, jaka byłaby reakcja konserwatystów, to raz, a dwa, klon najprawdopodobniej tylko pogorszyłby sprawę. Jeżeli dobrze pamiętam, choć przyznaję, że nie jestem tego pewien, prawo obowiązujące w Królestwie Manticore w tych sprawach jest zgodne z kodeksem nauk Beowulfa. Podobnie zresztą jak prawa Ligi Solarnej.

— Co oznacza? — Clinkscales najwyraźniej był zaintrygowany i niedoinformowany.

— Co oznacza, że całkowicie nielegalne jest klonowanie kogoś, kto zginął, o ile ten ktoś w testamencie nie złożył jednoznacznego oświadczenia, że chce zostać sklonowany po śmierci. Po drugie, w takim przypadku klon uznany jest za dziecko zmarłego z całą przysługującą mu ochroną prawną, ale poza prawem do dziedziczenia po zmarłym. Prawo spadkowe, mówiąc inaczej, nie obejmuje klona powstałego po śmierci sklonowanego.

— Chcesz powiedzieć, że gdyby sklonowała się żywa, to klon zostałby uznany za dziecko i mógł po niej dziedziczyć, ale gdybyśmy teraz ją sklonowali, nie mógłby dziedziczyć? — upewnił się Prestwick.

— Dokładnie tak. Wyjątkiem jest zastrzeżenie przez kogoś w testamencie, iż chce być sklonowany pośmiertnie i chce, by jego klon po nim dziedziczył. Natomiast nie ma sposobu, by tę decyzję podjąć za niego, a tak właśnie byśmy postąpili, chcąc sklonować lady Harrington teraz, by rozwiązać nasz problem. Jest to zresztą logiczne i uzasadnione, jeśli się nad tym zastanowić. Łatwo sobie wyobrazić pozbawionego skrupułów krewnego, który zdołał zorganizować nie wzbudzające podejrzeń zabójstwo kogoś takiego jak, dajmy na to, Klaus Hauptman, a potem sklonował ofiarę i został wyznaczony na jej opiekuna prawnego. W ten sposób przejąłby kontrolę nad Hauptman Cartel do czasu dojścia dziecka do pełnoletności. A to tylko najprostsza kombinacja, bo ktoś mógłby legalnie sklonować zmarłego i podważać legalność jego testamentu, nawet gdyby został on już wykonany. Doprowadziłoby to nie tylko do niewyobrażalnych nadużyć, ale i do ciągnących się w nieskończoność procesów cywilnych.