Выбрать главу

— Przygotować się do otwarcia ognia! — poleciła równie spokojnie Honor.

* * *

— Co do…? — Towarzysz porucznik Henry DesCours wyprostował się nagle, widząc na ekranie swego komputera zupełnie nowy symbol.

Do którego zaraz dołączyły dwa inne.

— Towarzyszko kapitan!

— O co chodzi? — spytała towarzyszka kapitan Jayne Preston, obracając się z fotelem i nie ukrywając dezaprobaty z powodu niezdyscyplinowania oficera taktycznego.

— Niezidentyfikowane okręty, ma’am! — DesCours gorączkowo przeprogramowywał aktywne sensory, a głównie radar artyleryjski mający węższą, ale silniejszą wiązkę od normalnej.

Radar artyleryjski krążownika liniowego Ludowej Marynarki Subutai dał się przekonać i wykonał polecenie. A DesCours zbladł, widząc na ekranie całą grupę okrętów.

— Trzy… nie, dziesięć! — jęknął. — Namiar 3-5-9 na 0-0-5, odległość… siedemset trzydzieści tysięcy kilometrów!

Ostatnie słowa dodał z czystym niedowierzaniem.

Jayne Preston przez moment siedziała jak sparaliżowana, gapiąc się na niego tępo. Wrogie jednostki w odległości mniejszej niż milion kilometrów? To było niemożliwe! A potem zrozumiała, gdzie się one znajdują, i niewiara zmieniła się w panikę. Nieważne, skąd się wzięły, ważne, że były dokładnie za jej rufą, co oznaczało, że nie chroniła jej osłona burtowa, a zasięg dział wynosił…

— Sternik! Ostry zwrot na…

* * *

— Ognia! — poleciła Honor Harrington.

Siły główne wroga znajdowały się o pięćdziesiąt stopni z prawej burty dla większości jej okrętów, czyli o pięćdziesiąt stopni z lewej burty Farnese, który leciał „do góry nogami”. Wszystkie grasery i lasery znajdujące się na lewej burcie okrętu wystrzeliły równocześnie, a zaraz potem włączone zostały napęd główny i generatory osłon burtowych. Na to ostatnie nie zwróciła nawet uwagi zajęta obserwowaniem wrogich okrętów. Odległość była niewielka jak na starcie w przestrzeni, ale wiązki spolaryzowanej energii poruszały się z prędkością światła, toteż potrzebowały ponad dwóch sekund na dotarcie do celu. Mimo to załogi ostrzelanych okrętów nadal nie wiedziały, że do nich strzelano. A nastąpiło to, zanim jeszcze towarzyszka kapitan Jayne Preston zaczęła wydawać rozkaz. Trafiły w nie, nim skończyła.

Kontradmirałowi Yearmanowi nawet do głowy nie przyszło, że będzie miał do czynienia z wrogimi okrętami. A nawet gdyby mu przyszło, to i tak byłby pewien, że zostaną wykryte znacznie wcześniej, niż dotrą w zasięg broni energetycznej. Wydzielenie Rapiera do osłony transportowców było czystą formalnością przedsięwziętą odruchowo, a nie z racji poczucia realnego zagrożenia. Ponieważ nie zauważono żadnych śladów wrogich jednostek, jego okręty utrzymywały stały kurs przez ponad sześć godzin… i stały się dzięki temu idealnie namierzonymi i obliczonymi celami. Dziewięćdziesiąt trzy procent dział dowodzonych przez Honor okrętów trafiło w ich niczym nie osłonięte rufy.

Konsekwencje były niewyobrażalne nawet dla Honor. Zaplanowała cały manewr i wykonała go, ale w głębi duszy nie wierzyła, że do końca jej się uda. Ani też że zdoła odpalić pierwszą salwę do niczego nie spodziewających się, a więc jeszcze nie manewrujących okrętów wroga.

A tak właśnie się stało.

I nie była to nawet wina Yearmana. Nikt nigdy nie spróbował podobnej taktyki, a więc nikt nie mógł być na nią przygotowany. I nikt także nie miał pojęcia, jakie zniszczenia może wywołać taki ostrzał, poza świadomością, że duże. Skala okazała się bardziej przerażająca, niż ktokolwiek sobie to wyobrażał, snując teoretyczne rozważania.

Krążownik liniowy Ivan IV stracił całą rufę łącznie z rufowym pierścieniem napędu, a kolejne trafienia rozpruły jego burty prawie do połowy długości. Alarmy wyły, potężne przepięcia wywalały bezpieczniki i paliły instalację, urządzenia eksplodowały, a ponad połowa załogi zginęła lub została ciężko ranna w ciągu mniej niż czterech sekund.

Mimo to Ivan IV miał szczęście, gdyż zabezpieczenia jego dziobowych reaktorów zadziałały i reszta okrętu nie zmieniła się w oślepiającą kulę plazmy. A taki właśnie los spotkał jego siostrzane jednostki: Subutai i Yavuz.

Nie zginęły samotnie — w ślad za nimi, tyle że kilka sekund później, poszły krążowniki liniowe: Boyar i Cassander, oraz ciężkie krążowniki Morrigan, Yama i Excalibur.

Krążowniki liniowe Modred, Pappenheim, Tammerlane, Roxana i Cheetah przetrwały, ale podobnie jak Iwan IV doznały ciężkich uszkodzeń, tak jak i ciężki krążownik Broadsword. Ostatni ciężki krążownik Durandel, a raczej jego wrak — gdyż pozostała mniej niż połowa okrętu ciągnąca za sobą warkocz skrystalizowanej atmosfery i szczątków trudnych do zidentyfikowania — wypadł z szyku, siejąc na wszystkie strony kapsułami ratunkowymi.

Na wszystkich jednostkach, które przetrwały, drużyny awaryjne desperacko walczyły o uwolnienie towarzyszy zamkniętych za zaklinowanymi drzwiami lub w odciętych od reszty pomieszczeniach. Towarzyszył temu jazgot alarmów i krzyki rannych. Jedynym pomieszczeniem, w którym panowały cisza i spokój, był pomost flagowy krążownika liniowego Tammerlane. A to z tego prostego powodu, że jeden z graserów Huan-Ti trafił weń bezpośrednio, zabijając wszystkich, i to zanim się zorientowali, że są atakowani.

Dowództwo przeszło automatycznie na towarzysza kapitana Urzędu Bezpieczeństwa Islera, dowódcę Modreda, który jak się okazało, nie miał bladego pojęcia, co powinien zrobić. Było wysoce prawdopodobne, że żaden oficer (nawet Edward Saganami) nie byłby w stanie zareagować sensownie w podobnej sytuacji, ale mało który darłby się bez sensu spanikowanym dyszkantem. Jego pozbawione elementarnej logiki i sprzeczne ze sobą rozkazy skutecznie paraliżowały próby wspólnego manewru obronnego. Kapitanowie poszczególnych okrętów słusznie zrozumieli, że formacja przestała istnieć jako spójny związek taktyczny, i każdy ratował się na własną rękę.

W stronę okrętów Honor Harrington wystrzelono nawet parę rakiet. Z którymi obrona antyrakietowa poradziła sobie bez trudu. Pappenheim zdołał nawet wystrzelić z tego, co mu pozostało na prawej burcie, celując w Wallensteina, ale te promienie, które trafiły w cel, nie zdołałyby przebić osłony burtowej, a rakiety zostały zniszczone w sporej odległości od okrętu.

A potem eskadra Honor wystrzeliła drugą salwę burtową i już nikt do nich nie strzelał w odpowiedzi. W przestrzeni unosiło się pięć niekompletnych i podziurawionych kadłubów i trochę śmieci, wśród których tu i ówdzie znajdowały się kapsuły ratunkowe lub nieliczni szczęściarze w szczelnych skafandrach próżniowych.

— Wstrzymać ogień! — rozkazała Honor, nie mając zamiaru zmieniać masakry w rzeź.

I ku jej zaskoczeniu rozkaz został wykonany. Nie spodziewała się, że nikt nie wystrzeli, wiedząc, jaką żądzą odwetu wszyscy pałali, ale tak właśnie się stało. Najprawdopodobniej wszyscy byli zaskoczeni łatwością, z jaką odnieśli zwycięstwo, i rozmiarami zniszczeń, jakie spowodowali.

Na zasadzie luźnego skojarzenia w tym momencie przyszło Honor na myśl, że do historii to starcie przejdzie jako bitwa o Cerberus, choć powinno zostać nazwane masakrą w Cerberusie. W Czwartej Bitwie o Yeltsin zabiła więcej ludzi, ale to było w czasie bitwy, a tu dokonała po prostu egzekucji. Szybkość, skala i skutki zaskoczyły ją tak jak i resztę. I po raz pierwszy stoczyła walkę, nie tracąc nawet jednego rannego, o zabitych nie wspominając.

Spojrzała na ekran taktyczny fotela. Była wstrząśnięta własnym osiągnięciem.