Выбрать главу

— Ale… — Allison ugryzła się w język i wyciągnęła z kieszeni pisak.

Wsunęła końcówkę do ust i zagryzła mocno. Był to zły nawyk datujący się od czasu praktyk w jednym ze szpitali na Beowulfie, gdy odkryła, że doskonale działa jako środek uspokajający w sytuacjach, gdy ma się ochotę kogoś zabić, a nie można. Dzięki temu mogła zmusić się do w miarę spokojnej oceny tego, co usłyszała, a czego nawet nie była w stanie zakwalifikować.

Zaskoczyła ją własna reakcja, a raczej stopień jej skomplikowania. Oboje z Alfredem w końcu zdołali pozbierać się i dojść ze sobą do ładu po śmierci córki, choć jemu przychodziło to trudniej. Każde wspomnienie nadal bolało i zdarzało jej się żałować, że nie mają drugiego dziecka. Zbyt długo z tym zwlekali, a raczej ona zwlekała. Dało o sobie znać wychowanie w środowisku, w którym zbyt ochocze zwiększanie populacji stanowiło rzadkość, i to niezbyt mile widzianą. Na Sphinksie nadal liczącym mniej niż dwa miliardy mieszkańców wielodzietne rodziny były normą, a ona zawsze chciała mieć więcej niż jedno dziecko. To zresztą był jeden z powodów, dla których Sphinx wydał jej się atrakcyjny, tylko jakoś tak wyszło, że znalazła się cała masa spraw ważniejszych…

No a poza tym musieli się spieszyć — biologicznie zdolni byli zostać rodzicami jeszcze przez co najmniej pięćdziesiąt lat standardowych. Tyle że gdyby się pospieszyli i mieli jeszcze jedno dziecko, może utrata Honor nie byłaby aż tak straszna i…

Otrząsnęła się i zwymyślała w duchu od idiotek. To, co mogło się wydarzyć, nie było w stanie zmienić tego, co się wydarzyło, a nawet gdyby miała pięcioro dzieci, nie byłaby to żadna emocjonalna polisa. Nie należeli do osób, dla których szok uczuciowy byłby łagodniejszy tylko dlatego, że pozostało jeszcze dużo młodych z miotu. I byłoby to zresztą godne pogardy.

Mimo to czuła się niewyraźnie, gdy Clinkscales poruszył ten temat. Częściowo była to odruchowa reakcja: zawsze się zapierała, gdy ktoś próbował ją nakłonić do czegokolwiek. Zwyczajowo stawiała sobie trudne do osiągnięcia cele, ale jeśli ktoś zaczynał jej mówić, że coś powinna albo że tego się od niej oczekuje, albo też, że to jej obowiązek, zaczynała się jeżyć. Wiedziała, że wynika to z przekonania, jakie żywiła w dzieciństwie, iż wszyscy na Beowulfie uparli się skłonić ją do wpasowania się w pewne ramy, co było głupie, ale niemniej tak właśnie to wyglądało z jej punktu widzenia. Dawno zdała sobie z tego sprawę i próbowała zwalczyć ten odruch, ale z marnym skutkiem.

Znacznie silniejsze było jednak coś innego — dziwne wrażenie, że jeśli zdecydowaliby się na dziecko po to, by odziedziczyło ono domenę Honor, byłaby to zdrada córki, którą stracili. Jakby była wyłącznie zlepkiem komórek, które można zastąpić innymi w myśl starego dowcipu: myjemy czy robimy nowe? Było to nielogiczne i absurdalne, ale bynajmniej nie osłabiało siły tego przeświadczenia.

Na co pewnie miało wpływ jej podejście do dziedzicznych tytułów… Prychnęła i kolejny raz przygryzła pisak. Większość przybyszy z innych planet była pod wrażeniem reputacji, jaką cieszył się Beowulf w kwestii wolności wyboru stylu życia i preferencji seksualnych. Nigdy nie zdali sobie oni sprawy z tego, że planeta tak naprawdę była konformistyczna; to było widoczne jedynie dla jej mieszkańców. Sprowadzało się to do tego, że każdy mógł robić co chciał, jak długo mieściło się to w akceptowanym społecznie i ekonomicznie zestawie możliwości. I wszyscy byli na dodatek niesamowicie dumni z tego, jak to górują wolnością przekonań nad całą resztą zacofanych prymitywów.

Choć przyznać należało, że mimo tego całego wewnętrznego uporządkowania Beowulf nie był monarchią dziedziczną i nie istniała na nim żadna arystokracja. Był oligarchią elekcyjną zarządzaną przez radę dyrektorów wyłanianą z grona wybieranych przez obywateli reprezentantów. Byli oni przedstawicielami profesji, nie okręgów geograficznych. System, pomijając sporadyczne problemy, działał całkiem skutecznie przez prawie dwa tysiące lat.

Wychowana w takim środowisku, zawsze czuła przynajmniej rozbawienie, stykając się z arystokratycznymi tradycjami, tytułomanią i całą resztą. Nie odbijało się to co prawda bezpośrednio na jej życiu, jako że Harringtonowie należeli do wolnych posiadaczy ziemskich, nie do arystokracji, i musiała przyznać, że w przypadku Królestwa Manticore monarchia sprawdzała się dużo lepiej niż duża część demokracji, z jakimi miała kontakt, ale rozbawienie pozostało. Dużą ulgę sprawiło jej odkrycie, że społeczeństwo Królestwa ma zwyczaj niewtrącania się w życie jednostek. Naprawdę niewiele osób nie poddanych podobnej presji psychicznej jak ta panująca na Beowulfie mogło zrozumieć, jaka to ulga. Presja ta była ogłupiająca, śmiertelnie poważna i nieskończenie cierpliwa, a jej celem było przekształcenie ofiary w uznany ideał dla jej własnego szczęścia. Protesty lekceważono, bo były wynikiem młodości, niedoświadczenia czy głupoty, a cierpliwością w końcu dało się osiągnąć wszystko…

Na wspomnienie tego jeszcze jej się robiło duszno.

Co nie zmieniało faktu, iż zawsze za absurd uznawała prawo dziedziczenia pozycji, władzy i autorytetu choćby w ograniczonym stopniu, tak jak działo się to w Gwiezdnym Królestwie. To mogło być genetyczne…

Absurd ten stał się znacznie mniej zabawny, gdy Honor została patronką Harrington i przeistoczyła się w wielką feudalną władczynię. Allison tak naprawdę nie zdążyła się do tego nigdy przyzwyczaić. Natomiast zauważyła zmiany, jakie w niej to wywołało, oraz to, co rozbudziły w jej dziecku nowe obowiązki. I wiedziała, że Honor świadomie nigdy nie zostawiłaby swoich ludzi bez opieki czy swej przybranej ojczyzny u progu kryzysu politycznego, takiego, jaki właśnie opisał Clinkscales.

— Nie wiem — powiedziała w końcu spokojnie. — Nigdy o tym z Alfredem nie rozmawialiśmy. I uprzedzam, że niełatwo będzie nam uporać się z odruchowym samooskarżaniem się, że chcemy to zrobić tylko po to, by ją zastąpić. Jeżeli naturalnie w ogóle się na to zdecydujemy.

Ostatnie słowa powiedziała znacznie ciszej. Clinkscales pokiwał głową i przyznał:

— Zdaję sobie z tego sprawę, milady. I wiem, że nie to by wami kierowało. Nikt nie jest w stanie jej zastąpić… ale można spróbować pomóc w dopilnowaniu, by jej domena pozostała we władzy kogoś, kogo ona by zaakceptowała.

— Ha… — Allison zdała sobie sprawę, że znów obgryza pisak, i zmusiła się, by go schować do kieszeni. — Zakładając, że zgodzilibyśmy się, na początek widzę dwa dość poważne problemy. Pierwszy to taki, czy jest to uczciwe wobec Devona. Nie chodzi o to, że spodziewał się odziedziczyć coś po Honor, ale o to, że już został poinformowany przez Kolegium Heraldyczne, że odziedziczy jej tytuł, choć earlem Harrington zostanie oficjalnie dopiero za parę miesięcy. Jeżeli zgodzimy się na waszą prośbę, to dziecku będzie także przysługiwał ten tytuł, co oznacza, że trzeba będzie go odebrać Devonowi na rzecz kogoś, kogo jeszcze nawet nie ma.

Umilkła i skrzywiła się z niesmakiem. Nim jednak Clinkscales zdążył coś powiedzieć, dodała:

— Prawdę mówiąc, wolałabym w ogóle się nad tym nie zastanawiać. Oboje wolelibyśmy, żeby ewentualnie dziecko pojawiło się dlatego, że go chcemy, a nie dla wypełnienia jakiegoś zadania. I przyznam się, że duża część mojej niechęci do całego pomysłu bierze się stąd, że uważam, iż to powinna być nasza prywatna decyzja, która nie powinna obchodzić nikogo więcej. I nie mieć wpływu na tak wiele osób! — Ponownie umilkła, ale na krócej. — Poza tym niezależnie od tego, jak by mi się to nie podobało i jaki by miało wpływ na los Devona, jest jeszcze drugi, znacznie poważniejszy problem, nad którym musimy się oboje z Alfredem zastanowić. I umilkła, tym razem na długo.