— Jaki to problem? — spytał łagodnie Clinkscales, gdy milczenie zaczęło się przeciągać.
— Czy byłoby to uczciwe w stosunku do dziecka — odpowiedziała cicho. — Jakie mamy prawo sprowadzać na ten świat człowieka nie dlatego, że tego chcemy i że pragniemy dać mu wolność wyboru tego, kim się stanie, lecz dlatego, że władca, rząd czy my sami zdecydujemy, że jest ono nam potrzebne, i z góry ustalimy, kim ma zostać. Moja córka zdecydowała się zostać patronką z własnej woli. Jakie mamy prawo zmuszać do tego kogoś, kogo w ogóle nie znamy. I druga strona medalu: jak ten ktoś zareaguje, gdy zrozumie, co zrobiliśmy i dlaczego. Czy uzna, że kierowały nami jedynie względy polityczne, a nie miłość do niego? Czy znienawidzi nas, gdy uzna, że jest wyłącznie narzędziem?
Wzruszyła wymownie ramionami i umilkła na dobre. Cisza trwała kilkanaście długich sekund i przerwało ją dopiero ciche westchnienie Clinkscalesa.
— Nie rozpatrywałem tego z tej perspektywy, milady — przyznał. — I myślę, że większość mieszkańców Graysona by tego nie zrobiła… Nasze struktury rodzinne i klanowe są niezwykle ścisłe i bliskie, i to od samego początku kolonizacji planety. To umożliwiło nam przetrwanie. Te więzi są prawdopodobnie tak ścisłe, że czulibyśmy się nieco zagubieni, gdybyśmy nie mieli tego zewnętrznego czynnika pomagającego nam zdefiniować, kim i czym jesteśmy. Widziałem jednak, jakie konsekwencje może mieć rodzenie dzieci jedynie dla zaspokojenia poczucia obowiązku czy ambicji posiadania następcy. Proszę pamiętać o dysproporcji stosunku płci rodzących się dzieci i dodać do tego fakt, iż kobiety mogą dziedziczyć dopiero od dziewięciu lat… Widziałem, jakie skutki powoduje uświadomienie sobie przez chłopaka, że rodzice zmajstrowali go jedynie dlatego, że wymagało tego dobro klanu i domeny. Często nie były to miłe skutki… ale jeszcze częściej w ogóle nie występowały, gdyż nawet jeśli takie były powody, to po narodzinach sytuacja ulegała zmianie, bo dzieci są dla nas najcenniejszym darem Boga. Jeżeli ktoś w tej galaktyce naprawdę tak uważa, to właśnie mieszkańcy Graysona. I dzieci są szczerze kochane, nawet jeśli urodziły się w wyniku małżeństw czysto politycznych. Dlatego nie dorastają w przekonaniu, że są tylko narzędziem czy wynikiem politycznej konieczności.
— Tak, ale… — zaczęła i urwała, widząc, że Clinkscales potrząsa głową.
— Milady, znałem pani córkę — powiedział cicho. — A każdy, kto miał zaszczyt poznać ją tak blisko jak ja, wie, że nigdy w jej życiu nie było momentu, w którym zwątpiłaby w waszą miłość i przestała was kochać. I dlatego uważam, że jesteście w stanie wychować z taką samą miłością drugie dziecko. I sprawić, by było sobą, a nie jedynie przygotowanym do określonego zadania osobnikiem. Proszę nie pozwolić, by wątpliwości czy żal zaważyły na waszej decyzji w tej sprawie.
Allison zamrugała gwałtownie, czując łzy pod powiekami. Clinkscales zaskoczył ją — co prawda dawno już zweryfikowała swoje pierwsze wrażenie i nie postrzegała go jako kostycznego dziadka i uosobienia tradycjonalizmu, ale nie podejrzewała go o taką łagodność i mądrość. Poczuła wstyd, że mimo wszystko dała się zwieść pozorom.
Co prawda nadal miała wątpliwości, czy zgodzić się na łagodne i uprzejme, ale w końcu żądanie, jednak przyznać musiała, że jego słowa w znacznym stopniu uspokoiły ją co do tego, czy potrafią wychować to dziecko z miłością i troską równą tym, z jakimi wychowywali Honor.
Istniał jeszcze jeden problem, o którym z rozmysłem Clinkscalesowi nie wspomniała — to, czego się dowiedziała, opracowując genom, i jak dotąd nie potrafiła zdecydować, co z tym zrobić. Istniało spore prawdopodobieństwo, że Protektor zrezygnuje z całego pomysłu, gdyby okazało się, że po tej rewelacji nazwisko Harrington będzie równoznaczne z przekleństwem…
Odsunęła tę myśl i wstała.
Clinkscales także wstał.
Uśmiechnęła się i powiedziała:
— Obiecuję, że się nad tym zastanowię. A raczej że oboje z Alfredem się nad tym zastanowimy. I uprzedzam, że będzie to wymagało czasu.
Wyciągnęła ku niemu dłoń, którą ucałował zgodnie z graysońskim zwyczajem.
— Dziękuję, milady — powiedział cicho. — O nic więcej nie prosimy. Oby Tester pomógł wam w podjęciu decyzji.
— Nie wiem, Alley.
Alfred Harrington wyglądał przy żonie jak człowiek-góra: był o cztery centymetry wyższy od córki, a jego ciało składało się z mięśni, ścięgien i kości przygotowanych do życia na planecie z siłą przyciągania o dziesięć procent większą niż panująca na Beowulfie. Mimo to wydawał się znacznie od niej delikatniejszy, zwłaszcza w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Dostanie się Honor do niewoli, a potem jej śmierć ugodziła go tak, że nadal jeszcze budził się w nocy z krzykiem albo z płaczem. Na szczęście coraz rzadziej, ale poprawa następowała niezwykle powoli.
Allison siadła obok niego na sofie i wsunęła się pod jego prawe ramię.
— Powiedziałam Clinkscalesowi, że musimy to przemyśleć — odparła, wtulając się w niego.
Już nie pierwszy raz dochodziła do wniosku, że choć większy nie znaczy lepszy, to posiadanie dużego mężczyzny ma spore zalety, jeśli chodzi o wtulanie, przytulanie i moszczenie się na jego kolanach. Ledwie to zrobiła, dołączyły do nich Nelson i Samantha, która przyniosła ze sobą Jasona (nadal najbardziej samodzielnego odkrywcę wśród potomstwa). Kociak natychmiast wdrapał się Allison na kolana i złapał jej wolną rękę, owijając się wszystkimi kończynami łącznie z ogonem wokół dłoni i przedramienia. I zaczął się z nią siłować. Było to o tyle zabawne, że ręka Allison nie stawiała żadnego oporu. Samantha usiadła prosto, owinęła dwie pary łap ogonem i zajęła się kosmetyką wąsów chwytną łapą. Nelson zaś rozwalił się na kolanach Alfreda niczym uosobienie lenistwa i wygodnictwa, na dodatek pozbawione kości.
— Hmm… — mruknął Alfred Harrington, zauważając, że coś mu przybyło na kolanach, ale nadal był za bardzo pogrążony w myślach, by zarejestrować co to takiego.
Odruchowo pogłaskał ów ciężar, wpatrując się niewidzącymi oczami w Jasona. Nelson zamruczał zadowolony i rozłożył się jeszcze bardziej, bezwstydnie wykorzystując okazję.
Dopiero po kilkunastu sekundach Alfred potrząsnął głową, budząc się z zamyślenia.
— Wiesz, to i tak by wyszło, kiedykolwiek byśmy zaczęli rozmawiać, czy chcemy mieć następne dziecko, Alley.
Allison spojrzała na niego pytająco, więc wzruszył ramionami i wyjaśnił:
— To i tak byłby brat czy siostra Honor, a to znaczy, że cała sprawa dziedziczenia prędzej czy później wyskoczyłaby jak diabeł z pudełka, czy byśmy tego chcieli, czy nie.
— Wiem — westchnęła.
Jason zdołał pokonać jej nie stawiającą oporu rękę i sprowadzić ją do położenia, o które mu chodziło, i jego pełne zadowolenia mruczenie wypełniło chwilową ciszę.
— Nie myślałam o tym wcześniej… — dodała Allison. — Wiesz sam, jak to wyglądało.
Kiwnął głową potakująco. Allison zaś westchnęła i dodała:
— Dziedziczenie dynastyczne nie jest czymś, co odruchowo przychodzi na myśl uczciwej dziewczynie z Beowulfa.
— Ani normalnemu człowiekowi z planety Sphinx — dodał, dotykając delikatnie czubka jej nosa wskazującym palcem lewej dłoni.
I roześmiał się.
— Poza tym przyrzekliśmy sobie, że nie będziemy sobie zawracać głowy podobnymi sprawami.