Выбрать главу

— Przyrzekliśmy… ale życie idzie naprzód i sytuacja się zmieniła — przyznał, świadomie już drapiąc Nelsona za uszami. — Zawsze chcieliśmy mieć więcej dzieci, więc wydaje mi się, że pozostaje tylko kwestia, czy pozwolimy im wpłynąć na to, kiedy to nastąpi, albo też damy się zniechęcić do tego pomysłu.

— Fakt.

Pogładził ją delikatnie po włosach; zamruczała prawie tak głośno jak Jason. Zaśmiał się, ale spoważniał, słysząc jej następne słowa.

— Naturalnie wyniki moich badań mogą skomplikować całą sprawę, i to znacznie.

— Nie bardzo wiem dlaczego. Nie masz przecież nic wspólnego ze zmianami, ty je tylko zauważyłaś.

— W pewnych kulturach mają przykry zwyczaj odstrzeliwania posłańców przynoszących złe wieści. I nie zapominaj, mój drogi, że jesteśmy na raczej religijnej planecie. Biorąc pod uwagę pierwotne podejście Kościoła Ludzkości Uwolnionej do nauk, martwi mnie bardziej niż trochę, czy tubylcy podejdą do tej wiadomości tak spokojnie jak ty czy ja.

— Cóż, w takim razie nie pierwszy raz ktoś o nazwisku Harrington podniesie im poziom adrenaliny. Powinni się już do tego przyzwyczaić, a jeśli tego nie zrobili, to najwyższy czas, żeby się nauczyli, skoro chcą obdarować kluczem patrona nasze następne dziecko.

— Proszę, proszę, ale ktoś tu ma wysokie mniemanie o sobie — skomentowała i roześmiała się.

W odpowiedzi pokazał zęby w grymasie godnym treecata.

Zachichotała zadowolona, że znów zaczął żartować i przekomarzać się tak jak przez ostatnie sześćdziesiąt lat standardowych. Chciała coś powiedzieć, powitać go z powrotem po okresie rozpaczy i powagi, ale zdecydowała, że jest jeszcze zbyt wcześnie. Zamiast tego wtuliła twarz w jego szeroką pierś i skupiła się na zapasach z Jasonem.

— Wiesz — odezwał się po chwili Alfred. — Sądzę, że powinnaś o tym, co odkryłaś, porozmawiać z kimś, kogo dyskrecji jesteś pewna, ale kto może ci uzmysłowić, jaka najprawdopodobniej będzie reakcja większości.

— Sama nad tym myślałam — przyznała nieco oschle — tylko nie wymyśliłam z kim. Clinkscales ma dość na głowie, Miranda była zbyt blisko Honor i jest zbyt blisko nas. Nie zrobi tego celowo, ale przepuści odpowiedź przez filtr tego, co do nas czuje, co złagodzi reakcję. Naturalnie zakładając, że nie wyjdzie z niej starannie dotąd maskowany fanatyzm religijny!

— Co by cię naprawdę szczerze zaskoczyło — dodał.

— A owszem, ale z drugiej strony, choć rzadko, to jednak myliłam się w ocenie ludzi i wolałabym akurat w tej sprawie tego nie zrobić.

— Rozumiem… — Alfred pogłaskał Nelsona i zachichotał, widząc poczynania Samanthy.

Ta bowiem najwyraźniej uznała, że skoro nikt się nią nie interesuje, to najwyższy czas to zmienić. Podkradła się i wcisnęła między Harringtonów niczym plastyczna masa, po czym poklepała Allison po udzie, domagając się pieszczot — w końcu Jason zajmował tylko jedną jej rękę, więc druga leżała bezczynnie.

Allison spełniła jej żądanie, drapiąc ją za uszami.

Alfred zaś niespodziewanie spoważniał i zamilkł.

— Wiesz… — po chwili powiedział powoli. — Myślę, że właśnie wpadłem na pomysł…

— Jaki?

— Najbardziej martwi cię religijny aspekt tej sprawy, zgadza się? Chodzi o to, jak zareagują bardziej konserwatywne kręgi kościelne, tak?

Przytaknęła bez słowa.

Alfred wzruszył ramionami i spytał:

— To dlaczego nie sprawdzić tego na samej górze? Z tego, co Mac rano wspominał, wnoszę, że wielebny Sullivan ma się zjawić za tydzień czy dwa.

— Wielebny…? — Allison zmarszczyła brwi, myśląc intensywnie. — Rozważałam taką ewentualność, ale zrezygnowałam… ze strachu. Z tego, co wiem, jest znacznie… bardziej zacięty niż Hanks. A jeśli to oznacza, że jest bardziej ortodoksyjny? Jeżeli spróbuje zmusić mnie, abym nie ujawniała tego, co odkryłam?

— A jeśli wymyślasz bezpodstawne obawy? — skontrował. — Zgadzam się, że nie bardzo zachowaniem przypomina Hanksa, którego opisywała Honor, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby Synod wybrał na jego następcę idiotę czy fanatyka. Na dodatek, jeśli dobrze pamiętam, to Hanks sam go wybrał i przygotował.

Allison przytaknęła, a on ponownie wzruszył ramionami.

— Skoro tak, to uważam, że istnieje duża szansa na to, że zachowa się rozsądnie. A nawet jeśli nie, to kiedyś będzie musiało dojść między wami do konfrontacji, bo jakoś nie widzę oczami wyobraźni, jak się potulnie uginasz i milczysz.

Co ci szkodzi teraz sprawdzić, jaka będzie jego reakcja? Jeśli będzie stwarzał problemy, możesz go łatwiej przekonać, bo nie będzie do niczego uprzedzony. A poza tym na całym Graysonie nie znajdziesz nikogo, kto byłby wiarygodniejszym źródłem informacji odnośnie do reakcji całego Kościoła jako takiego.

— Zwłaszcza z tym ostatnim nie sposób się nie zgodzić — przytaknęła.

I zamilkła na długą chwilę.

— Chyba masz rację — powiedziała w końcu. — Zawsze miałeś lepsze wyczucie, jak postępować z tymi na górze.

— To dzięki tym zmarnowanym latom w Królewskiej Marynarce — poinformował ją radośnie. — Umiejętność wykorzystywania hierarchii służbowej to podstawa przeżycia w każdym wojsku i szpitalu wojskowym. Albo się tego nauczysz, albo skończysz jako pacjent.

— Tak?! Ciekawych rzeczy się tu dowiaduję! Na przykład w jakim to zacofanym i autorytarnym systemie spędziłeś młodość.

— W przeciwieństwie do ciebie, wychowanej na planecie — wzorze wszelkich cnót słynącym z rozpusty, libertyństwa, konformizmu i zboczeń na całą galaktykę?

— Właśnie — potwierdziła radośnie.

Dalszą wymianę zdań przerwał im melodyjny dźwięk.

— Obiad! — jęknęła Allison i usiadła prosto. — Mocno jestem potargana?

— Tak sobie — ocenił po przelotnym spojrzeniu.

— Cholera! Teraz Miranda i Mac będą wiedzieć, że skończyło się tylko na gadaniu! Następnym razem proszę mi się lepiej starać! Mam reputację do utrzymania, jakbyś nie wiedział!

Alfred nadal nie do końca panował nad rozbawieniem, gdy dwie minuty później doszli do drzwi jadalni.

Rozdział VI

— Dziękuję, że zgodził się pan ze mną spotkać tak szybko.

— Proszę mi wierzyć, lady Harrington, że cała przyjemność z niespodzianki jest po mojej stronie. Zawsze cieszy mnie pani widok, a zarówno ja osobiście, jak i Kościół w pełni zdajemy sobie sprawę, jak ważne jest to, czym się pani zajmuje. Jeżeli połączy się te dwa czynniki…

Łysy i obdarzony imponującym haczykowatym nosem wielebny Sullivan, głowa Kościoła Ludzkości Uwolnionej, podał ramię Allison Harrington, uśmiechnął się i zaprowadził ją do stolika ustawionego w przeciwległym w stosunku do wejścia końcu swego gabinetu. Gabinet znajdował się na trzecim piętrze katedry Harrington wyposażonej, jak wszystkie katedry na Graysonie, w wygodne mieszkanie przeznaczone do wyłącznego użytku wielebnego. Sullivan posadził gościa w jednym z wygodnych foteli otaczających stolik z wypolerowanego kamienia i ceremonialnie nalał herbaty do dwóch filiżanek z cienkiej porcelany. Srebrny czajnik błyszczał jak lustro w promieniach wpadającego przez okno słońca, a wpadało go naprawdę dużo, gdyż okno zajmowało całą ścianę.

Do Allison dotarł aromat napoju, wywołując kolejne zaskoczenie. Zielona herbata Sun Plantation nr 7 miała specyficzny, niemożliwy do pomylenia z innym zapach i smak — i ten właśnie zapach czuła. Nie ulegało wątpliwości, że wielebny (albo raczej któryś z jego pomocników) zadał sobie trud dowiedzenia się różnych ciekawostek na jej temat, jak choćby tego, co najbardziej lubi pić. Ta odmiana herbaty pochodziła z Beowulfa i bez problemów można ją było kupić w Gwiezdnym Królestwie, tyle że nie należała do tanich. Natomiast, o czym miała już okazję się przekonać, nie była tak łatwo dostępna na Graysonie.