Выбрать главу

— Masz cztery lata? — upewniła się Allison.

— Aha. I jestem numer cztery — doprecyzowała zapytana.

— Rozumiem — Allison przytaknęła poważnie i wstała, nie wypuszczając jej dłoni.

Wtedy każdy z dorosłych członków rodu Mayhew zajął się jedną z pociech i wszyscy ruszyli po schodach ku wejściu. Ku nie ukrywanej uldze majora.

Miranda, Farragut i Mac z wprawą zaganiali cały ten tabun gości i ochrony w jedynie słusznym kierunku.

* * *

— …i dlatego jesteśmy zachwyceni zaproszeniem — dokończył Benjamin, rozsiadając się wygodnie w fotelu.

Siedzieli w bibliotece przy butelce ukochanego Delacourta Alfreda Harringtona, gdyż Allison uznała, że biblioteka jest znacznie przyjemniejszym miejscem od któregoś ze wspaniałych salonów specjalnie na podobną okazję zaprojektowanych. Jeśli nie liczyć herbu na posadzce, nic nie wskazywało na przynależność do wspaniałej rezydencji, a półki pełne książek i proste, choć komfortowe umeblowanie przypominały jej o Honor. Ponieważ spotkanie było nieformalne, Clinkscales wycofał się, a Miranda zajęła się dziećmi, choć na wszelki wypadek przebywał w tym samym pomieszczeniu.

— Nie chcę powiedzieć, że w ogóle nie ruszamy się z pałacu — dodał Benjamin. — Zawsze jest taka czy inna państwowa okazja… ale prywatna wizyta…

Umilkł i potrząsnął wymownie głową.

— Tak po prawdzie mamy nadzieję, że inni patroni pójdą za twoim przykładem, Allison — dodała ze złośliwym uśmieszkiem Katherine. — Jak znam życie, to połowa ich żon w tej chwili balansuje na krawędzi śmierci, taka je cholera trzęsie z zazdrości, że ty pierwsza odważyłaś się złamać etykietę!

Allison uniosła brwi w niemym pytaniu, a Katherine roześmiała się i wyjaśniła:

— Oczywiście, że tak! Jesteś pierwszą od ponad dwustu lat standardowych osobą spoza klanu Mayhew, która miała odwagę zaprosić Protektora wraz z rodziną na zwykłą kolację.

— Żartujesz… prawda? — spytała słabo Allison.

— Wcale nie żartuje — dodał Benjamin. — Sprawdziła w archiwach. Kiedy ostatnio zdarzył się podobny ewenement, Cat?

— Bernard VII wraz z żonami został zaproszony przez Johna Mackenzie XI na przyjęcie urodzinowe. Było to dziesiątego czerwca trzy tysiące osiemset siódmego roku, czyli tysiąc siedemset czwartego Po Diasporze — odparła precyzyjnie zapytana. — Musiało to na nim zrobić duże wrażenie, bo w jego osobistym dzienniku znalazłam menu z wymienionymi smakami lodów.

— Dwieście osiem lat temu? — spytała słabo Allison. — Potem tylko uroczystości oficjalne?

— Podejrzewam, że niewiele osób kontaktuje się z królową Elżbietą tylko po to, by ją zaprosić na piwo, Allison — zauważył Alfred.

— Może i niewiele, ale zaproszenia na prywatne imprezy dostaje na pewno częściej niż co dwa wieki! — Allison najwyraźniej dochodziła do siebie.

— Możliwe — zgodził się Benjamin. — Ale na Graysonie utarł się zwyczaj, że zaproszenia osobiste czy nieformalne wystosowuje Protektor, a nie patroni.

— No proszę. — Na Allison nie robiło to już wrażenia. — To jakieś poważne naruszenie protokołu?

— Spore — ocenił Protektor. — I bardzo mile widziane.

Allison przyjrzała mu się podejrzliwie. Uspokoiła się ostatecznie, dopiero widząc energiczne potakiwania Elaine uważnie słuchającej rozmowy, choć zajętej konfiskowaniem zabytkowej drukowanej książki, która jakimś cudem trafiła w łapki Honor. Udało jej się, nim książka doznała uszczerbku.

— Benjamin ostrzegł mnie i Cat o tych wszystkich utrapieniach wynikających z protokołu, nim się oświadczył — powiedziała nieco bez związku, odprowadzając naburmuszoną pociechę do reszty rodzeństwa.

Reszta zajęta była jakąś grą planszową z Mirandą, której Farragut przyglądał się z rozbawieniem i zaciekawieniem. Co prawda na samym jej początku Rachel wygłosiła dość zdecydowane i mocno krytyczne uwagi dotyczące umiejętności sióstr w tej dziedzinie, ale dała się namówić do spróbowania. Teraz jakoś nie zgłaszała zastrzeżeń i nie udawała świętej cierpliwości wystawionej na ciężką próbę, tak pochłonęła ją rozgrywka.

O grze tej Allison nigdy wcześniej nie słyszała, a ponoć pochodziła z Ziemi. Być może była kolejną ciekawostką, jak ten cały „baseball”, który nie zachował się nigdzie poza Graysonem. W tej chwili Miranda rzuciła kostką i przesunęła pionek wykonany ze srebra i noszący ślady zużycia na pole z napisem „promenada”.

— Mam hotel! — pisnęła tryumfująco Theresa. — Mam hotel! Płać, Randa!

— Jeśli kiedykolwiek dorwiesz się do Ministerstwa Skarbu, to strach myśleć o podatkach! — burknęła Miranda, odliczając wielobarwne paski plastiku udające w grze pieniądze.

Elaine zaparkowała Honor na stołku tuż obok niej tak zdecydowanym gestem, że ta na nim pozostała mimo pretensji do całego świata za zabranie jej książki, nim tak naprawdę zaczęła się nią bawić.

Miranda uśmiechnęła się do niej i spytała:

— Pomożesz mnie i Farragutowi policzyć, ile jestem winna twojej siostrze?

Honor przytaknęła energicznie, zapominając natychmiast o niesprawiedliwości, jaka ją spotkała, a Farragut zeskoczył z oparcia fotela i usiadł obok jej stołka.

Elaine wróciła do stolika i usiadła na sofie obok Katherine, po czym dokończyła urwaną przed chwilą myśl.

— Ostrzegł nas, ale wątpię, by któraś z nas tak naprawdę uwierzyła, jakimi kajdanami potrafi być protokół. Ja na pewno nie uwierzyłam, a ty, Cat?

— Intelektualnie być może… ale uczuciowo? — Potrząsnęła wymownie głową. — Obie dorastałyśmy na Graysonie, ale wątpię, by ktoś, kto tego nie doświadczył, tak naprawdę mógł pojąć, jak… zakorzeniony jest w pałacu protokół.

— Mieliśmy tysiąc lat, by go nie tylko zakorzenić, ale i zabetonować. — Benjamin wzruszył ramionami. — To coś w rodzaju niepisanej konstytucji, której nikomu nawet nie śni się naruszać… poza nieświadomymi niczego obcokrajowcami. I chwała Bogu, że tacy są. Dlatego Honor była jak świeży powiew wiatru… Zaczęła od postawienia protokołu na głowie w czasie wojny z Masadą, a potem tak naprawdę nigdy nie przestała tego robić. Sądzę, że starała się nauczyć, jak być grzeczną, ale nie miała na to większych szans… z braku predyspozycji, że tak powiem.

I uśmiechnął się do wspomnień.

Był to zarazem krzywy i bardzo ciepły uśmiech.

Allison pokiwała głową, uścisnęła dłoń męża i zmieniła temat.

— Po tym, co powiedzieliście, naprawdę jest mi głupio choćby wspomnieć o czymś poważnym, ale mam pytanie: czy Wasza Miłość miał okazję przeczytać wiadomość ode mnie?

— Na litość boską, Allison! Przestań mi „miłościć”, gdy jesteśmy sami! — jęknął Benjamin.

Allison odruchowo spojrzała na dwóch gwardzistów stojących przy drzwiach biblioteki i czterech innych wtopionych w meble w pobliżu córek Protektora. I wzruszyła ramionami. Pojęcie samotności na Graysonie było najwyraźniej względne.

— Proszę bardzo — zgodziła się. — To przeczytałeś czy nie?

— Przeczytałem — przyznał znacznie poważniejszym tonem. — A co ważniejsze, Cat także. Ona zdążyła więcej zapomnieć z nauk biologicznych, niż ja kiedykolwiek się dowiedziałem.

— A to dlatego, że nie traciłam czasu na historię i nauki polityczne — odpaliła Katherine. — A tobie, Allison, chciałam podziękować za odkrycie prawdy. To dokładnie taki wielofunkcyjny kop w tyłek, jakiego spodziewałam się po Harringtonach.

— Proszę? — zdziwiła się Allison.