Выбрать главу

Katherine Mayhew uśmiechnęła się radośnie i spytała:

— Sądzę, że słyszałaś choć parę uwag na temat tego, że „właściwie wychowane” graysońskie kobiety nie pracują?

— Słyszałam.

— No właśnie. Co jest kłamstwem i to jednym z głupszych, jakie od dawna krążą po planecie. Fakt, kobiety nie pracowały na Graysonie zarobkowo. Ale prowadzenie przeciętnego domu wymaga znacznie większych umiejętności niż tylko pedagogiczne. Naturalnie większość kobiet nie ma formalnego wykształcenia i pod tym względem Benjamin był rozkosznie niekonwencjonalny, natomiast muszą mieć wiedzę przekazywaną przez matki i zdobywaną przez cały czas. Spróbuj inaczej wymienić filtry powietrzne, monitorować poziom metali w warzywach, czy to w ogródku, czy w garnku, albo ustaw poziom alarmów zanieczyszczeń w sypialni dzieci. A to tylko najważniejsze z codziennych obowiązków każdej mężatki. Bez praktycznej znajomości biologii, chemii, hydrauliki i jeszcze paru dziedzin nie ma cienia szansy, by ktokolwiek był w stanie się tym zajmować, nie narażając siebie i reszty domowników. Elaine i ja mamy stosowne wykształcenie i stopnie naukowe w przeciwieństwie do większości kobiet, ale nie znaczy to, że one są głupimi gąskami siedzącymi bezczynnie w domach i wiedzącymi tylko, jak rodzić i wychowywać dzieci. Naturalnie takie kobiety jak my, należące do znaczniejszych rodów, nie muszą się niczym zajmować i na niczym znać poza dbaniem, by wszystko sprawnie działało. Większość kobiet, jeżeli nie zdołają złapać mężów, może znaleźć jakąś pomoc u rodziny, ale zawsze istniały takie, które by żyć, musiały pracować. I pracowały, tyle że większość naszego społeczeństwa udawała, że ich nie ma. Dlatego wszyscy troje z taką radością spotykamy kobiety podobne do Honor czy do ciebie. Każdy, kto nie jest półidiotą i całym durniem, wie, że kobiety mogą i pracują podobnie jak mężczyźni na tej planecie, ale wy to tak dobitnie unaoczniacie, że nie mogą już udawać, iż tak nie jest. Ty jesteś pod wieloma względami nawet bardziej widoczna niż Elaine czy ja i podobnie jak inne kobiety z Królestwa Manticore stałaś się impulsem umożliwiającym naszym kobietom znacznie bardziej masowe podejmowanie pracy. A zwłaszcza domaganie się jej. Z tego, co wiem, Honor uparła się, by do pracy w stoczni Blackbird zachęcano kobiety, i mam nadzieję, że administracja tej stoczni tak postępuje.

— Rozumiem… — powiedziała wolno Allison.

I intelektualnie rzeczywiście rozumiała. Emocjonalnie sytuacja wyglądała zupełnie inaczej, jako że społeczeństwo, w którym istniał tak sztuczny podział płci, było dla niej czymś zbyt obcym, by mogła je w pełni zrozumieć. Teraz też jej się nie udało, toteż wzruszyła ramionami.

— Rozumiem — powtórzyła. — Ale tak naprawdę to nie ma w tym żadnej mojej zasługi. Robię po prostu to, co robiłam zawsze.

— Wiem — zgodziła się Katherine — i właśnie dlatego jesteś tak dobrym przykładem. Każdy, kto zobaczy cię w akcji, wie, że najbardziej interesuje cię wykonanie zadania, a nie uzmysłowienie komuś czegoś czy postawienie na swoim. A to naturalnie tym bardziej uświadamia temu komuś to, o co chodzi. Dokładnie dzięki temu samemu Honor była taka przekonująca jako przykład.

I uśmiechnęła się łagodnie. Allison zamrugała, czując, że oczy ją szczypią. Cisza trwała chwilę, nim przerwała ją ponownie Katherine.

— Jak już powiedziałam, czytałam cały twój raport. Załączniki co prawda okazały się dla mnie zupełną abstrakcją, ale doskonale wytłumaczyłaś to, co najważniejsze, bez nich…

I pokiwała smętnie głową.

Powód był oczywisty — to przez mutację, czyli defekt genetyczny, o którym była mowa, a o którym dotąd nie miały pojęcia, Katherine i Elaine Mayhew straciły pięciu synów w wyniku poronień.

— I pomyśleć, że sami to sobie zrobiliśmy — westchnęła Katherine.

Allison potrząsnęła energicznie głową.

— Nieświadomie — przypomniała z naciskiem. — A gdyby tego nie zrobiono, dziś nie pozostałby na Graysonie nikt żywy. Było to genialne rozwiązanie śmiertelnie groźnego problemu i to przy nader ograniczonych środkach.

— Wiem o tym — zapewniła Katherine. — I nie narzekam.

I to była prawda, co Allison zrozumiała z opóźnieniem i zaskoczeniem. Wątpiła bowiem, czy na jej miejscu stać by ją było na taką reakcję.

— Tyle tylko… — Katherine wzruszyła ramionami. — To spore zaskoczenie po tylu wiekach. W sumie to prozaiczne wytłumaczenie… zwłaszcza dla czegoś, co miało tak znaczące konsekwencje dla całego społeczeństwa i struktury rodzin.

— Hm… — mruknęła Allison. — Z tego, co widziałam, to na poziomie rodziny przystosowaliście się zaskakująco dobrze.

— Naprawdę tak myślisz? — Katherine przekrzywiła głowę. Allison zaś uniosła brwi, słysząc w jej głosie coś dziwnego.

— Tak — przyznała spokojnie. — A dlaczego pytasz?

— Bo nie każdy spoza planety tak uważa — Katherine spojrzała na Elaine i na męża, po czym dodała prawie wyzywająco: — Niektórzy uznają pewne elementy tego przystosowania za niemoralne czy wręcz obraźliwe.

— To ich problem, nie wasz. — Allison wzruszyła ramionami. — Durniów nigdzie nie brak.

W duchu była ciekawa, kto był na tyle głupi, by nadepnąć na odcisk Katherine Mayhew. Mogła tylko mieć nadzieję, że nie był to nikt z Gwiezdnego Królestwa. Wątpiła, by był to któryś z poddanych Korony, gdyż przeważająca większość z nich nie trawiła nietolerancji, choć nie tak zawzięcie jak społeczeństwo Beowulfa. Co nie zmieniało smutnej prawdy, że nie miałaby większego problemu z wymienieniem z marszu przynajmniej tuzina wystarczająco pruderyjnych czy zakłamanych mieszkańców Sphinksa. Jedyne, czego na Graysonie nie tolerowano, to stosunki homoseksualne, czemu trudno było się dziwić, biorąc pod uwagę istniejącą od wieków dysproporcję liczebności obu płci. Jedyne, czego mogła być pewna, to że tą osobą nie była Honor — mogła nie być tak seksualnie dojrzała, jak Allison by sobie tego życzyła, ale pruderyjną hipokrytką na pewno nie była. Nie mówiąc już o tym, że Katherine Mayhew nie należała do osób, które mówiłyby coś takiego w podobnych okolicznościach tylko po to, by sprawić jej przykrość.

— Oczywiście urodziłam się i wychowałam na Beowulfie, a wszyscy wiemy, jakie tam panuje podejście do małżeństw i moralności — dodała spokojnie.

Katherine zachichotała.

— Poza tym genetycy mają czasami do czynienia z jeszcze dziwniejszymi konfiguracjami rodzinnymi, niż ktoś spoza branży mógłby podejrzewać — wyjaśniła rzeczowo Allison. — Ma to związek z badaniami diagnostycznymi, jakie rutynowo przeprowadzamy. Przebywam często w szpitalu Macomba tu, w domenie, dzięki czemu mam dobre porównanie norm Królestwa i tutejszych, i to, co powiedziałam, nie jest bezpodstawne. Nie spotkałam na przykład nigdzie tak bezpiecznie czujących się i świadomych miłości dzieci jak tu. Nie tylko w Królestwie. A wasz układ rodzinny to niesamowicie sensowna reakcja na środowisko i nierównomierny poziom urodzeń dzieci obu płci. Natomiast wasze społeczne odruchy czy reakcje, powiedzmy, że pozostawiają odrobinę do życzenia. Zwłaszcza z punktu widzenia tak upartej, samodzielnej i niereformowalnej baby jak ja!

I uśmiechnęła się złośliwie.

— Ta charakterystyka pasuje nie tylko do ciebie, jeśli mowa o obecnych — roześmiał się Benjamin. — A ja im jeszcze pomagam! Pomyślałem sobie, że jeśli wraz z Cat i Elaine zdołamy wykopać drzwi i utrzymać je otwarte, te dorabiające się monopolistki dokonają, gdy dorosną, jeszcze większych zmian. Uważam, że jak na bandę konserwatystów to niezłe tempo.

— Też mi się tak wydaje…

Allison spojrzała na męża i uniosła pytająco brew. Ten wzruszył ramionami i odparł: