Выбрать главу

— To ty się dzisiaj zajmujesz inżynierią towarzyską, więc ty decyduj.

— O czym? — zaciekawiła się Katherine.

— O tym, czy mimo wszystko nie zepsuć rodzinie Mayhew pierwszego w ciągu ostatnich dwustu lat beztroskiego wyjścia z domu, i to w dodatku sprawami oficjalnymi — poinformował ją Benjamin spokojnie.

— Coś w tym guście — przyznała Allison. — Chciałam omówić parę możliwych sposobów kuracji usuwającej ten defekt genetyczny, ale to może poczekać. Poza tym teraz wiem, z kim mam rozmawiać… prawda Katherine?

Pytaniu towarzyszył złośliwy uśmiech.

— Sprawy naukowe ze mną, finanse z Elaine, a nieistotne duperele jak wojny, kryzysy polityczne czy dyplomacja z nim — odparła z takim samym uśmiechem Katherine.

— Bóg zapłać za wyrazy uznania! — warknął Benjamin.

— Nie ma za co, cała przyjemność po mojej stronie.

— No dobrze. — Allison ponownie zmieniła temat. — Poza genami jest jeszcze parę spraw, o których chcieliśmy was poinformować. Mirando?

— Oczywiście, milady.

Miranda uniosła naręczny komunikator do ust, co nie było takie łatwe, gdyż miała na kolanach Honor trzymającą w objęciach Farraguta. Trudno było na pierwszy rzut oka ocenić, które z nich było z tego bardziej zadowolone. Miranda wydała krótkie polecenie i przez kilka sekund nic się nie wydarzyło.

Dorośli goście spojrzeli po sobie zaintrygowani.

A potem rozległo się ciche pukanie do drzwi.

Jeden z członków ochrony Protektora otworzył je i do biblioteki wszedł James MacGuiness. Spojrzał na Allison i spytał:

— Życzy pani sobie czegoś, milady?

— Nie czegoś, Mac… kogoś — odparła łagodnie. — Siądź z nami, proszę.

I poklepała fotel stojący obok sofy, na której siedziała z mężem.

MacGuiness zawahał się — widać było, że wrodzony prawie szacunek walczy w nim z chęcią przyjęcia zaproszenia. W końcu wziął głęboki oddech, prawie niedostrzegalnie wzruszył ramionami i usiadł. Allison uśmiechnęła się do niego i przeniosła spojrzenie na gości.

— Jedną z rzeczy, o których chcieliśmy wam powiedzieć, jest to, że w przyszłym tygodniu przyleci tu Willard Neufsteiler i przywiezie testament Honor.

W bibliotece zrobiło się jakoś chłodniej, jakby od przeciągu. Allison zignorowała to i równie spokojnym głosem kontynuowała:

— Ponieważ prawie połowa jej interesów i finansów nadal znajduje się w Królestwie Manticore, testament został już otwarty zgodnie z tamtejszymi przepisami, choć, jak rozumiem, część dotycząca majątku znajdującego się na Graysonie zostanie uznana za otwartą dopiero tu, zgodnie z tutejszymi przepisami. Od tych wszystkich kwestii prawnych, podatkowych i związanych z przeniesieniem inwestycji głowa mnie rozbolała, ale Willard wysłał skrót tego, co najważniejsze. Chcielibyśmy was z nim zapoznać, jeśli nie macie nic przeciwko temu.

Po czym przyjrzała się obecnym pytająco.

Benjamin potrząsnął tylko głową w imieniu rodziny.

Za to MacGuiness prawie zaprotestował, gdy zorientował się, że to właśnie był powód zaproszenia. W jego oczach pojawił się ból, a twarz zmieniła się w maskę — widać było, że nie chce mieć nic wspólnego z kolejnym oficjalnym dowodem śmierci Honor, ale przełamał się i także potrząsnął głową. Allison ponownie uśmiechnęła się do niego i powiedziała miękko:

— Dziękuję.

Potem odchrząknęła i oznajmiła rzeczowo:

— Przyznaję, że zaskoczyło mnie, gdy dowiedziałam się, na ile wyceniono majątek Honor. Z wyłączeniem jej majątku jako patronki, ale z uwzględnieniem prywatnych udziałów w Sky Domes i stoczni Blackbird w chwili jej śmierci wart był prawie siedemnaście koma cztery miliarda dolarów. Królewskich dolarów.

Nawet Benjamin był pod wrażeniem tej kwoty.

Allison pokiwała głową ze zrozumieniem.

— Prawdę mówiąc, wątpię, by Honor w pełni zdawała sobie sprawę, jak powiększył się ostatnimi czasy jej majątek — dodała rzeczowo. — Zwłaszcza że prawie jedną czwartą przyniosła stocznia w ciągu ostatnich trzech lat. Willard na szczęście jak zwykle wszystko doskonale zorganizował i zdaje się, że zdołał i zdoła wykonać wszystko, czego sobie życzyła. Przede wszystkim chciała połączyć wszystkie prywatne inwestycje i środki posiadane w Królestwie i poza paroma specjalnymi zapisami zasilić nimi Grayson Sky Domes. Lord Clinkscales zgodził się pozostać na swym stanowisku w firmie, a Sky Domes zostanie utrzymane jako trust dla następnego patrona Harrington z zastrzeżeniem, że wszystkie przyszłe operacje finansowe będą prowadzone tutaj i na Graysonie pozostanie siedziba firmy oraz że większość zarządu muszą stanowić obywatele domeny Harrington. Z tego, co wiem, Willard przeniesie się na Graysona, by zostać księgowym i doradcą finansowym firmy w pełnym wymiarze.

— To niezwykła szczodrość — powiedział cicho Benjamin. — Taki kapitał zainwestowany w domenę i w Graysona przy naszych podatkach będzie miał duży wpływ na gospodarkę całej planety.

— I to właśnie było zamiarem Honor — dodał Alfred. — Teraz co się tyczy tych specjalnych zapisów, o których wspomniała Alley. Poza tym, co przeznaczyła dla nas, ustanowiła fundusz w postaci trustu z kapitałem sześćdziesięciu pięciu milionów dla treecatów na Graysonie. Kolejne sto darowała klinice, a pięćdziesiąt muzeum sztuki w Austin. Poza tym stosowne fundusze zostaną utworzone dla rodzin członków jej osobistej gwardii, którzy zginęli w jej służbie… przeznaczyła na to także sto milionów. A dla ciebie, Mac, zapisała czterdzieści milionów.

MacGuiness zesztywniał i zbladł, więc Allison dodała szybko:

— Zapis ma dwa warunki: pierwszy, że odejdziesz ze służby w Królewskiej Marynarce. Sądzę, że miała wyrzuty sumienia, że ciągała cię po tylu bitwach, i chciała wiedzieć, że będziesz teraz bezpieczny. Drugi, że będziesz się opiekował Samanthą i młodymi… za nią i za Nimitza.

— O… oczywiście, milady — wykrztusił Mac. — Nie musiała…

Głos mu się załamał, toteż zamilkł.

— Oczywiście, że nie musiała, Mac — powiedziała cicho Allison. — Ale chciała. Tak jak chciała zostawić Mirandzie dwadzieścia milionów.

Miranda wciągnęła ze świstem powietrze, lecz nim zdążyła się odezwać, Allison dodała:

— Jest jeszcze kilka drobniejszych zapisów, ale są one mniej istotne. Willard przywiezie ze sobą naturalnie wszystkie potrzebne dokumenty.

— Była naprawdę nadzwyczajną kobietą — powiedział z przekonaniem Benjamin.

— Tak — zgodziła się Allison.

Zapadła cisza, która trwała kilkanaście sekund. Przerwała ją Allison, biorąc głęboki wdech i oznajmiając:

— Skoro jest to zaproszenie na kolację, to wypadałoby w końcu zabrać się do jedzenia. Wszystko gotowe, Mac?

— Sądzę, że tak. — MacGuiness wziął się w garść i wstał. — Ale na wszelki wypadek sprawdzę.

Podszedł do drzwi, otworzył je i zamarł.

A potem cofnął się i uśmiechnął, wpuszczając kwartet treecatów czekających na progu.

Przodem szły Jason i Andromeda, za nimi w roli opiekunów Hipper i Artemis. Jak zwykle kociaki poruszały się z samobójczą prędkością, nie zważając na to, że ktoś może je rozdeptać. Przynajmniej pozornie, coś takiego bowiem dotąd się nie zdarzyło — nawet wybiegający zza narożnika kociak zawsze w jakiś sposób zdołał znaleźć się gdzieś indziej niż w miejscu, na które opadła stopa zaskoczonego człowieka, a które jeszcze przed sekundą zajmował.

Teraz oba młode treecaty stanęły nagle jak wryte i usiadły prosto, gdy pierwszy raz w pełni poczuły emocje młodego pokolenia rodu Mayhew. Artemis także przysiadła, obserwując je spokojnie, i przyglądająca się temu Allison uśmiechnęła się lekko. Istniało zaskakująco wiele podobieństw między podejściem do wychowania dzieci treecatów i mieszkańców Graysona. Co w tym wypadku było dodatkową korzyścią… W relacji z egzekucji nie było o tym mowy, ale nikt z rodziny Honor, obojętne człowiek czy treecat, nie miał złudzeń co do tego, że Nimitz ją przeżył. I nie chodziło o to, że większość treecatów popełniała w ten czy inny sposób samobójstwo, gdy umierał ich adoptowany człowiek. Prawda była prostsza — by móc powiesić Honor, oprawcy musieli wpierw zabić Nimitza, bo inaczej byłoby to po prostu nie…